Stanisław Bańczyk
Do szkoły
[1936]
3 września rozpoczął się rok szkolny. Roztworzyły się bramy szkół, a zewsząd miliony dzieci śpieszą po wiedzę, która jest kluczem do wszystkiego, co nieznane i okryte mgłą. Ale niestety nie wszystkie dzieci znajdują pomieszczenie w szkołach i ciasnych izbach przeznaczonych do nauczania. Brak lokali i brak sił nauczycielskich nie pozwala przeszło milionowi dzieci korzystać z dobrodziejstw nauki i wiedzy. Ten milion małych obywateli przeznaczonych na analfabetów – to przeważnie dzieci chłopskie. Dzieci rwą się i płaczą za szkołą, ale muszą czekać, często kilka lat, aby się dostać do szkoły. Widzimy na wsi dzieci, które w jedenastym roku życia rozpoczynają naukę.
Szkoły wiejskie są pozbawione wszelkich pomocy naukowych, a dziecko niejednokrotnie dopiero po pół roku zdobywa z trudem książkę i zeszyt, na których ma się uczyć. Jesienią dzieci chłopskie opuszczają wiele godzin i dni, a nawet tygodni – to samo i wiosną, gdyż są zatrudnione do posług, przeważnie przez matki, w domach. A zimą znowuż brak butów i odzieży powoduje utratę połowy czasu w uczęszczaniu do szkoły. Jedne trepy w rodzinie – to już nie legenda, ale rzeczywistość w większości wypadków na wsi. Z drugiej strony nauczycielstwo jest przeciążone pracą, gdyż na jedną siłę w wielu razach wypada 100 dzieci, a spotkałem i taką szkołę, gdzie jest 127 dzieci na jedną nauczycielkę, a winno być według ostatnich norm 60 dzieci, a jeszcze dawniej 40. Przy takich warunkach nauczanie na wsi stoi na bardzo niskim poziomie, co w połączeniu z tym milionem dzieci pozbawionych możności uczenia się – stwarza olbrzymią armię analfabetów młodego pokolenia wsi.
I aż dziw bierze, że tyle pieniędzy wydaje się na różne mniej wartościowe rzeczy; miliony złotych wywożą w różnych postaciach fabrykanci, obszarnicy i różni dygnitarze za granicę, marnotrawią; 15 tysięcy młodych nauczycieli jest bez pracy i marnują swoje młode siły i energię – a miliony młodych, najzdrowszych obywateli nie może korzystać z nauki i wiedzy, tego co jest strawą duchową człowieka.
Na domiar tego jeszcze sami chłopi, a szczególnie kobiety, przyczyniają się w dużej mierze do ciemnoty i analfabetyzmu Aż wstyd, ile to kar nakładają władze szkolne za niedbalstwo nieprzysyłania dzieci do szkół. Najwięcej dotyczy to dziewczyn, które matki biorą do różnych posług, gdyż uważają, że kobiecie nie jest potrzebna nauka, byleby umiała czytać na książce od nabożeństwa. Z tej też racji poprzestają na skończeniu 2, 3 lub 4 oddziałów. Po prostu ze świecą trzeba szukać na wsi dziewczyn, które by skończyły 7 oddziałów, mimo przymusowego nauczania w szkołach powszechnych. Z drugiej strony podkreślić należy, że siedmiooddziałowe szkoły na wsiach też są okazami dość rzadkimi.
Po ukończeniu czterooddziałowej szkoły dzieci chłopskie wskutek słabego rozwoju życia społecznego na wsi zapominają wszystkiego, czego się nauczyły. Często po kilka lat młodzież po wyjściu ze szkoły nie bierze do ręki pióra ani książki, tak że zatraca umiejętność pisania i czytania. Znam takie dziewczyny, które po skończeniu czterech oddziałów ledwie umieją sylabizować i podpisać się.
Oczywiście, że jest w tym dużo winy szkolnictwa, a przede wszystkim niedocenianie przez władze szkolne powszechnego nauczania, ale wiele też jest i winy naszej, gdyż nie umiemy czy też nie chcemy skorzystać z tego, co nam daje wiedza. Z jednej strony nie dbamy i uniemożliwiamy naszym dzieciom korzystanie z tego, co może dać w dzisiejszych warunkach szkoła powszechna. A następnie nie dbamy o rozszerzenie i użytkowanie nabytej wiedzy w szkole. Życie społeczne, a więc wszelkie organizacje – to dalsza szkoła życiowa. Człowiek musi się uczyć całe życie, gdyż inaczej zostanie w tyle i nie będzie rozumiał celu życia ani też nie będzie umiał korzystać z tego, co życie daje człowiekowi. Oświata jest to jedyna broń, przy pomocy której warstwa chłopska zdoła się wyzwolić spod jarzma niewoli duchowej, fizycznej i gospodarczej. Ciemnota bardzo sprzyja wszelkiemu wyzyskowi i uciskowi, dlatego to możni tego świata tak usilnie zwalczają oświatę, aby móc dłużej panować i żerować na chłopie.
Wprawdzie wychowanie w szkołach powszechnych wypacza często dusze chłopskich dzieci i stąd nienawiść do nauczycielstwa i do szkoły, ale to nie powinno nas odstraszać od szkoły, gdyż przy starannym wychowaniu w domu charakter dziecka pozostanie chłopski, twardy, a nie służalczy.
Jeszcze gorzej ze szkolnictwem średnim i wyższym, gdyż tu mogą się uczyć tylko ci, którzy posiadają pieniądze, czyli uprzywilejowani. Dziś mogą się uczyć tylko ludzie bogaci i urzędnicy, którzy mają blisko do szkół i są zwolnieni z opłat. A chłop musi płacić za szkołę drogo (40-60 zł miesięcznie), gdyż ma dostęp jedynie do prywatnych szkół, ponieważ w szkołach państwowych nie ma dla niego miejsca. No i musi płacić drogo za utrzymanie w mieście. Jeden rok nauki w mieście to 1500 zł. Oto zapora, która nie pozwala chłopom na kształcenie się.
Szerokiej oświaty warstwy chłopskiej boją się: burżuazja wraz z klerem i ci, którzy rządzą, gdyż to byłoby dla nich konkurencją, a co najważniejsze: wyrwałyby się z rąk cugle, trzymające chłopa w poddaństwie. Stąd te ustawy i zapór, uniemożliwiające kształcenie się dzieci chłopskich.
Zdawało się, że od Rządów Ludowych w Lublinie w roku 1918 coraz większe prawa będą mieli chłopi do kształcenia się, a tu wprost przeciwnie, z roku na rok coraz mniej chłopi uczą się w szkołach średnich i wyższych. A szczególnie kobiet wiejskich mało się kształci, stąd też i udział ich w życiu społecznym jest nikły, tak że kobiety chłopskie przyczyniły się w dużej mierze, pod namową kleru, do wstecznictwa. Tak samo i w Hiszpanii kobiety, dopuszczone do udziału w życiu politycznym, uniemożliwiały przeprowadzenie radykalnych reform, a wzmacniały konserwatystów, czyli tych, którzy byli za starym porządkiem, za królem, za fabrykantami, za obszarnikami wraz z klerem, za wyzyskiem. To, między innymi, przyczyniło się do wojny domowej w Hiszpanii.
Jeżeli się rozchodzi o kształcenie się kobiet, to Polska stoi na jednym z pierwszych miejsc, a mianowicie w roku 1934/35 uczyło się na wyższych uczelniach 13 447 kobiet, czyli 28 proc. uczących się. I procent ten stale wzrasta, chociaż zaledwie od 40 lat mają możność kobiety kształcić się w Polsce. Procent kobiet studiujących w Polsce przewyższa nawet inne kraje, jak Czechosłowację, Niemcy, Anglię i Włochy. Jedynie w Rosji Sowieckiej jest większy udział kobiet w studiach, gdyż wynosi 36 proc.
Ale cóż z tego, kiedy zaledwie kilka kobiet chłopek jest w uniwersytetach polskich. Kształcą się kobiety, ale nie ze wsi, lecz z dworów, córki fabrykantów, córki dygnitarzy.
Musimy nie tylko walczyć o bezpłatną szkołę, aż do uniwersytetu włącznie, ale musimy sami tworzyć lepsze warunki dla uczącej się młodzieży i dopomagać jej w zdobywaniu wiedzy, począwszy od szkoły powszechnej, a skończywszy na wyższych uczelniach.
Winniśmy wykorzystywać 600-złotowe stypendia gminne ustalone, rozporządzeniem czynników rządowych, również powinniśmy sami tworzyć stypendia i wysyłać dziewczyny do szkół, na różnorodne kursy, gdyż tylko przez oświatę dojdziemy do wyzwolenia się z ucisku duchowego i gospodarczego, dojdziemy do lepszego bytowania.
Stanisław Bańczyk
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Chłopskie Życie Gospodarcze” nr 20/1936 r. w dodatku „Dla Kobiet”. „Chłopskie Życie Gospodarcze” było dwutygodnikiem wydawanym przez osoby związane z radykalnym lewicowym nurtem Związku Młodzieży Wiejskiej RP. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł.