Czego żąda dla kobiety partia socjalistyczna
[1920]
Że kobieta w dzisiejszym burżuazyjnym społeczeństwie jest pokrzywdzoną, dowodzić nie ma potrzeby, bo to jasnym jest dla każdego, kto się chwilę nad tą sprawą zastanowi.
Krzywdą jest przecież, że bierze ona za swą pracę mniejsze niż mężczyzna wynagrodzenie, chociażby jej praca w niczym pracy męskiej nie ustępowała.
Krzywdą jest, że dorosła kobieta, nieraz matka dorosłych dzieci, nie może bez zgody męża rozporządzać swą własnością, że podpis jej nie ma żadnej prawnej wartości, że prawo zabrania jej nawet niekiedy rozporządzać dowolnie swoją własną osobą, są bowiem kraje, w których żona nie może bez zgody męża oddzielnie od niego zamieszkać; chociażby to nawet był najgorszy, źle się z nią obchodzący człowiek, przysługuje mu prawo zmuszenia jej do zamieszkania ze sobą.
Krzywdą jest, że kobieta nie ma na równi z mężczyzną dostępu do wszystkich zawodów. Że w wielu jeszcze państwach pozbawiona jest zupełnie praw politycznych.
Ale najgorszą może krzywdą jest to, że wskutek panujących w burżuazyjnym społeczeństwie pojęć i przesądów spędza ona życie w warunkach, które jej naturalny umysłowy i duchowy rozwój powstrzymują. To sztuczne powstrzymywanie rozwoju kobiety zaczyna się już w dzieciństwie.
To jednak zależne jest od wielu warunków, które nie od razu rzucają się w oczy, i udowodnienie tego wymagałoby całego specjalnego artykułu.
Ale przecież rozwój człowieka nie kończy się w dzieciństwie ani nawet w młodości. Normalny człowiek może się kształcić przez całe życie i tylko zgrzybiała starość kładzie tamę jego dalszemu rozwojowi. Dowodem tego są ludzie, którzy zaczynają naukę w dojrzałym wieku i pomimo to dochodzą do wysokiego stopnia wykształcenia, albo ci, którzy pod wpływem swych dorosłych dzieci zmieniają zupełnie pojęcia i z wsteczników, nie rozumiejących wcale nowych zagadnień życia, stają się ludźmi dążącymi za postępem.
Otóż w tym drugim, znacznie dłuższym niż dzieciństwo okresie życia kobieta bezsprzecznie już znajduje się w fatalnych dla swego rozwoju warunkach. Jako dorosła panna, czy to pracując w domu, przy gospodarstwie, czy też zarobkowo poza domem, czy nie robiąc nic, jak to się często zdarza w bogatych rodzinach, jest ona przeważnie całkowicie zajęta jedną myślą, żeby jak najprędzej i jak najlepiej wyjść za mąż.
Kto zdaje sobie sprawę, czym dziś jest życie niezamężnej kobiety, jak trudno jej jest samodzielnie zapracować na byt, na jaką samotność w życiu jest ona skazana, jak bezbronną jest wobec brutalności życia i na jakie lekceważenie w społeczeństwie wystawioną, ten dziwić się nie powinien, że zamążpójście jest przeważnie jej jedynym rzeczywistym celem i że wszystko inne w jej życiu ma tylko drugorzędne znaczenie. Ta też chęć ładnego ubrania się, wyróżnienia się urodą, przystosowania da upodobań męskich całkowicie zajmuje kobietę w tym okresie życia. Na nic innego po prostu miejsca w jej myślach i duszy nie ma.
A w małżeństwie dzieje się bodaj jeszcze gorzej, wychowanie dzieci, gospodarstwo, połączone niekiedy z pracą zarobkową, całkowicie odrywają myśl kobiety od wszelkich innych spraw i nie dają po prostu chwili czasu na zajęcie się nimi. Wszelkie pragnienie pracy umysłowej czy społecznej jest w niej tłumione. Rzadko mąż poprze żonę w takich dążeniach, otoczenie zaś po prostu wyśmieje: „Ot zachciewa się jej nie wiadomo czego, lepiej by pilnowała dzieci i gospodarstwa”.
Jeżeli po latach takiego życia nie we wszystkich jednak kobietach myśl pracować przestaje, jeżeli znajdują się między nimi takie, które stoją na wysokim poziomie rozwoju umysłowego i duchowego, jeżeli kobieta odgrywa w ideowych walkach ludzkości, a szczególnie w walce socjalistycznej tak dużą rolę, dowodzi to, jak wielkie skarby umysłu i ducha w niej leżą i jak wielką krzywdę czyni jej społeczeństwo burżuazyjne, skazując na podobne warunki życia.
Od dawna znajdują się już kobiety, które krzywdę tę zrozumiały i zapragnęły przeciwko niej walczyć. Na całym świecie potworzyły się związki, których celem jest poprawa doli kobiety i całkowite zrównanie jej we wszystkich prawach z mężczyzną. Szczególnie energicznie występują te związki w Anglii. Należące do nich kobiety nazywają się „sufrażystkami” i znane są ze swych gwałtownych wystąpień w obronie praw kobiety. Oczywiście takie związki „równouprawnienia kobiet” istnieją i w Polsce. Należy więc wyjaśnić, jak my, socjaliści, do tych związków się odnosimy, czy żądania ich uważamy za słuszne i czy wspieramy je w ich działalności.
I otóż tu trzeba powiedzieć rzecz, która pozornie wyda się dziwną. Żądania te uznajemy za zupełnie słuszne, sami je pierwsi w swym programie postawiliśmy, ale działalności tych związków nie popieramy zupełnie.
Wytłumaczę, dlaczego.
Założycielki tych związków, przodowniczki ruchu kobiecego, rozumują tak: skoro kobieta w społeczeństwie jest wyzyskiwaną, mężczyzna jest wyzyskiwaczem; skoro jest pokrzywdzoną, krzywdzicielem jest mężczyzna, świat zatem dzieli się na dwa walczące ze sobą obozy: mężczyzn i kobiety. Kobiety powinny skupiać się do walki z mężczyznami. Ponieważ pokrzywdzone są one niezależnie od tego, do jakiej klasy społecznej należą, powinny wszystkie łączyć się w związki, tak proletariuszki, jak i te, które należą do klas posiadających.
Toteż zebrania ich przedstawiają niekiedy dziwną mieszaninę stanów: obok bogatej kamieniczniczki siedzi ciężko pracująca na życie nauczycielka, obok wielkiej damy, która na zebranie własnym przyjechała automobilem, jej służąca, obok żony fabrykanta robotnica, która w jego fabryce pracuje.
Mniejsza o to, że ten podział ludzkości na wrogie sobie obozy męski i kobiecy wydaje nam się niesłuszny, a nawet trochę śmieszny, że nie uważamy, aby żona koniecznie miała być wrogiem swego męża, matka wrogiem syna, a siostra brata. Ale zastanówmy się nad tym, jakie szanse powodzenia w swej działalności mają takie związki kobiet i skąd siły swe do walki czerpać mogą. Czy z tych różnorodnych żywiołów, które je tworzą, można rzeczywiście stworzyć silną, walczącą o prawa kobiety armię? Ale przecież wewnątrz tej armii jest więcej sprzecznych niż wspólnych interesów, armia ta sama składa się z wyzyskujących i wyzyskiwanych, z krzywdzących i pokrzywdzonych. Jakże w takich warunkach walczyć można? Czyż ta żyjąca w zbytku i próżnująca dama i jej pracująca po 15 godzin na dobę służąca mają rzeczywiście stanąć do walki w jednym szeregu? Prawda jest, że obydwie w społeczeństwie są pokrzywdzone, ale czy w jednakowym stopniu? Czy ta bogata dama rzeczywiście tak dotkliwie odczuwa brak pewnych praw, skoro życie dało jej tak dużo przywilejów, czy walka o te prawa nie jest w niej raczej fantazją, środkiem dla zabicia czasu i nudów? I czy ma ona moralne prawo mówić o swej krzywdzie, ona, która sama jest krzywdzicielką?
Co naprawdę ma z nią wspólnego ta robotnica, która do jednego z nią związku wciągniętą została.
Działalności bezklasowych związków kobiecych nie popieramy, bo są one z socjalistycznego punktu widzenia absurdem, żadnego, najmniejszego bodaj polepszenia doli kobiety wywalczyć nie mogą. Inaczej my socjaliści walkę o prawa kobiety rozumiemy.
Nie w złej woli mężczyzn leży dla nas przyczyna dzisiejszego upośledzenia kobiety, ale w samej istocie ustroju burżuazyjnego.
Ktoś słusznie porównał ustrój burżuazyjny do olbrzymiego placu wyścigowego. Cała ludzkość w wyścigu tym udział bierze. Kto silny, szczęśliwie dobiega do mety, słabszy ustaje w drodze, wielu ginie. Nikt dla nich biegu swego nie wstrzyma, nikt się za nimi nawet nie obejrzy. „Niechaj ginie, skoro jest słaby” – oto zasada, która rządzi światem burżuazyjnym.
Jakże w tym wyścigu, w tej walce o byt, w której zwycięża silniejszy, może kobieta nadążyć za mężczyzną! Słabsza fizycznie, sztucznie w swym rozwoju umysłowym powstrzymywana, przez długi okres ciąży i karmienia niezdolna do cięższej pracy, mniej z natury brutalna i zdolna do walki, jakże wytrzymać może tę konkurencję, która jest podstawą ustroju burżuazyjnego.
Kobieta jest dziś pokrzywdzoną, jak pokrzywdzonym jest każdy, kto czy to wskutek przyrodzonych właściwości, czy też wskutek swego położenia społecznego jest słabszy i w walce o byt innym prześcignąć się pozwoli. Dlatego to miejsce kobiety-proletariuszki jest nie w bezklasowych związkach kobiecych, tej dziwacznej mieszaninie upośledzonych i uprzywilejowanych, lecz w szeregach tej wielkiej armii pokrzywdzonych, którą partie socjalistyczne prowadzą do walki o lepszą przyszłość dla całej ludzkości, o taki ustrój społeczny, w którym państwo będzie organizacją opieki nad wszystkimi bez wyjątku obywatelami, w którym siła, zdolności, a tym bardziej majątek i położenie społeczne nie będą mogły stać się narzędziami ucisku i przemocy. Tylko w takim ustroju, ustroju socjalistycznym, w którym wszystkie krzywdy społeczne zniesione zostaną, „kwestia kobieca” gruntownie załatwioną zostanie. Próby załatwienia jej w ramach dzisiejszego ustroju muszą być tylko połowiczne.
Przeświadczenie to nie przeszkadza jednak partiom socjalistycznym dziś już wystawiać cały szereg żądań dotyczących całkowitego równouprawnienia kobiet i roztoczenia nad kobietą-pracownicą i matką opieki państwowej, która by chociaż częściowo wyrównała płynące z jej słabszego przystosowania do walki o byt upośledzenie społeczne. Jedne z tych żądań pod naciskiem partii socjalistycznych już w niektórych państwach urzeczywistnione zostały, spełnienia innych dopiero się domagamy.
Żądamy zatem:
- Zupełnego politycznego równouprawnienia kobiet.
W Polsce dzięki dekretowi rządu tow. Moraczewskiego prawa polityczne kobietom przyznane już zostały.
- Całkowitego zrównania ich z mężczyznami wobec prawa.
Upośledzenie prawne kobiety jest jedną z największych krzywd, jakie jej dzisiejsze społeczeństwo wyrządza. Według działającego dotychczas w Polsce kodeksu cywilnego kobieta jest istotą zupełnie bezprawną, oddaną, o ile jest mężatką, w zupełną władzę męża.
- Zrównania płacy kobiet z płacą mężczyzn przy równej pracy.
4. Ponieważ zarobkująca poza domem kobieta dźwiga zwykle jeszcze cały ciężar gospodarstwa domowego, żądamy dla kobiet prowadzących gospodarstwo przedłużenia przerw obiadowych.
Wychodząc z zasady, że zdrowie obywateli winno być największą troską państwa, że zdrowie tak dziecka, jak i matki zależne jest w ogromnej mierze od warunków, w jakich kobieta odbywa ciążę i połóg, że wreszcie macierzyństwo jest funkcją pierwszorzędnego społecznego znaczenia, które państwo winno otoczyć swą troskliwą opieką, żądamy:
Zwalniania od pracy kobiet znajdujących się w ciąży w ciągu 4 tygodni przed i 6 tygodni po połogu.
Zwalniania kobiet karmiących w czasie w pracy dla nakarmienia dziecka.
Bezpłatnej pomocy lekarskiej i akuszeryjnej.
Zorganizowania obsługi gospodarstwa domowego przez specjalne zastępczynie na czas połogu.
Wypłaty zapomogi położniczej, wynoszącej półtora zarobku dziennego w ciągu całego czasu zwolnienia od pracy.
Wypłaty podczas okresu karmienia zapomogi równej połowie zarobku jako dodatku na karmienie dziecka.
Wszystkie te koszty winno ponosić państwo za pośrednictwem specjalnych kas macierzyńskich lub przez kasy chorych, które na ten cel otrzymują specjalne subsydia państwowe.
Ażeby zdjąć z kobiety ciężar wychowania dziecka, a także w celu postawienia wychowania na wysokości odpowiadającej niezmiernej społecznej doniosłości tej kwestii, żądamy:
stworzenia instytucji Państwowych Opiek nad niemowlętami i dziećmi do wieku szkolnego.
M. K.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w „Kalendarzu Robotniczym PPS na rok 1920”, Wydawnictwo PPS, Warszawa 1920. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Obrazek zamieszczony w tekście pochodzi z pisma „Pobudka. Tygodnik socjalistyczny” (wydawca Rada Naczelna PPS, redaktor naczelny Ignacy Daszyński) nr 25/1927, Warszawa 19 czerwca 1927. Więcej tekstów o lewicowym stanowisku w tej kwestii można znaleźć w dziale „Kwestia kobieca”.