„Metalowiec”
Biali murzyni w hutach trzynieckich
[1913]
Na coraz szerszą skalę uprawiany w hutach trzynieckich bezgraniczny wyzysk, ciemięstwo, w przerażającym tempie czasu – raz w raz po sobie następujące straszne wypadki podczas wytężonej pracy, gwałtownym głosem krzywdy i bólu wołają o pomoc do sumienia publicznego. O ile organizacja robotnicza jest jeszcze za słabą, żeby sama zdołała zmienić okrutne stosunki, w jakich pracują robotnicy trzynieccy, to opinia publiczna musi domagać się od władz, żeby zrobiły nareszcie użytek ze środków, jakie mają do rozporządzenia, żeby zmusiły możnowładców do szanowania praw, ustaw ochronnych o zdrowiu i życiu robotnika. Koniec temu mordowaniu robotników musi być położony. Wszak ten robotnik, jego siła i zdolność wytwórcza jest dźwignią całego społeczeństwa, która je żywi i utrzymuje.
Domagamy się wkroczenia władz w stosunki panujące w hutach trzynieckich! Wszak dziś wcale wyraźnie można usłyszeć, że u wrót paszów trzynieckich – kończy się prawo... Niech władze niedwuznacznie okażą, że tak nie jest!
Nie bądźmy gołosłowni i przejdźmy do faktów. Gdy się przyjrzymy wypadkom w hutach trzynieckich w ostatnich tygodniach, widzimy, że trzynieckie huty żelazne, należące do Austriackiego Towarzystwa hutniczego i kopalń, całą siłą prą chyba do tego, żeby osiągnąć rekord w fabrykacji trupów i kalek!
Posłuchajmy pełnych goryczy słów skargi z listu jednego z robotników tej huty:
1. W nocy 25 kwietnia został pognieciony przez maszynę wąskotorową przy przewożeniu „triłgrów” stary robotnik Walica i dotychczas leży ciężko chory w szpitalu.
2. Podczas pamiętnej katastrofy na kolei, w nocy 26 kwietnia został zabity (zmiażdżony ciężarem maszyny) 22 letni robotnik Stebel.
3. Jest to już drugi wypadek śmierci w hutach trzynieckich w przeciągu czterech tygodni. 27 marca b. r. robotnicy stalowni zmuszeni byli bezczynnie przypatrywać się nieludzkiemu obrazowi, jak żywcem się palił oblany gorejącym żelazem robotnik Juranek.
4. W nocy 13 maja został ciężko poparzony w nogę pewien robotnik w walcowni, w tzw. mittesltrecke.
5. 14 maja, podczas dziennej szychty przeszyła żelazna sztaba (Rundeisen 8 mm), wychodząca z walców tzw. „feinstrecki”, 26-letniemu Trombikowi tułów, prując mu wnętrzności w brzuchu i przedziurawiła mu dłoń lewej ręki. Nieszczęśliwy wyzionął ducha po strasznych pięciodniowych męczarniach.
6. Tegoż dnia taka sama sztaba żelazna przeszyła nogę młodemu robotnikowi Kaizarowi.
7. W nocy 24 maja przeszyła sztaba żelazna młodemu robotnikowi nogę (szłapa), przepalając mu żyły na zgibach kolana.
8. 27 maja, na tymże oddziale doznał jeden z robotników złamania nogi.- 31 maja zmiażdżył nogę robotnikowi Szwarcowi 200-kilogramowy spadający „żagiel”.
Nie piszę o lżejszych wypadkach, jako to o potłuczeniu palców u rąk i nóg, o lżejszych poparzeniach, które by jeszcze bardziej powiększały tę zastraszającą kronikę nieszczęśliwych wypadków w hutach trzynieckich za niespełna 1 i pół miesiąca. Trzy wypadki śmierci – kilka ciężkich wypadków uszkodzeń ciała, po których następuje amputacja rąk i nóg, kilkanaście lżejszych uszkodzeń cielesnych – to naprawdę potwornie bujny plon krwawych stosunków, w jakich pracuje masa robocza w Trzyńcu.
Bezpośrednio za tym idzie ruina całych rodzin robotniczych. Rabunkowa, depcząca zasady ludzkości – gdy idzie o gromadzenie zysku – gospodarka kapitalistyczna spycha na dno ostatecznej nędzy żony i dzieci tych, którzy w pracy dla bezlitosnego kapitalisty stracili życie lub stali się kalekami.
Wglądnijmy bliżej w to, co się dzieje w hutach trzynieckich, a poznamy, że dopóki stosunki tamtejsze nie ulegną stanowczej zmianie, będzie tam zawsze pobojowisko pracy tak obficie krwią ociekać.
W pierwszym rzędzie winę ponosi tu do najwyższych granic stosowany system oszczędnościowy i wyrafinowane protegowanie obrzydliwego lizusostwa, które rozbija wszelkie usiłowania robotników zdążające do ochrony ich życia. Sterroryzowany i zmęczony 12-, 15-, ba, nawet 18-godzinną szychtą robotnik musi nieraz i po kilka razy prosić o stosowanie środków ochronnych, jakich wymaga technika pracy. Może się zresztą zdarzyć, że wyczerpany, pracujący jak automat, zaniedbuje domagać się koniecznej ochrony. O obchodzeniu się z robotnikami świadczą zdarzenia, że wobec niestosujących się spiesznie, jak marionetka, do rozkazów majstrów, stosuje się – bardzo zresztą ryzykowny środek: prawo pięści.
Grozę położenia potęguje ciągła fluktuacja i brak uzdolnionych sił roboczych, wskutek czego robotnik, nieraz nieobznajomiony z techniką, nie jest w stanie należycie wykonać powierzonej mu pracy. A żeby nie spotkać się zarzutami, że są to tylko wymysły podżegaczy, którzy chcą prowadzić podburzającą agitację, postaramy się w następnych numerach pisma naszego i te nasze stwierdzenia faktami udowodnić.
Karygodne te stosunki nie byłyby możliwymi, gdyby robotnicy mieli mniej strachu przed terrorem butnych panków o krzyżackiej kulturze, za którym kryje się w rzeczywistości strach i lęk przed potęgą solidarnej masy robotniczej. Czerwona krew, którą robotnicy trzynieccy – widzicie, nieustannie przelewaną, wzywa was w solidarne szeregi organizacji. Bo tylko organizacja socjalistyczna, w której się ogół robotniczy znajdzie – może was z tego piekła za życia wyprowadzić. Tylko walka, prowadzona przez socjalną demokrację, złamie butę waszych ciemięzców – poprawi wasze położenie materialne – zmusi kapitalizm do szanowania waszego życia i do stosowania środków bezpieczeństwa chroniących was przed nieszczęśliwymi wypadkami.
Karygodne stosunki w hutach trzynieckich nie byłyby możliwymi, gdyby inspektorat przemysłowy dbał – przynajmniej po części – o dotrzymanie i zastosowanie ustawy przemysłowej. Inspektorat przemysłowy pomimo protestów ze strony robotników, mimo kilkakrotnych interwencji, wciąż pozwala na przedłużenie pracy po godzinie 18.; „sznelstrecka”, „mittelstrecka”, „grobstrecka” i inne – wciąż jeszcze pracują do godziny 19, 20, a nieraz i dłużej.
Stosunki te nie byłyby możliwe, gdyby nie namiętne rozpolitykowanie dyrekcji, która straciła zupełnie wpływ na swoich agitatorów-beniaminków.
Klasycznym tego przykładem jest wersja o śmierci Wani, kierownika oddziału tzw. Verkehrsabteilung, który pono aż z Wiednia, z centralnej dyrekcji otrzymał wypowiedzenie z pracy (ostatnie karambole na tym oddziale należy przypisać jego niedołęstwu). Wania liczył 40 lat i był do ostatniej chwili zupełnie zdrowy. W dniu 18 maja, o godz. 10 rano, widziano go w gospodzie p. Mullera. Tam musiał otrzymać wiadomość o swoim wypowiedzeniu. Pobiegł więc do domu i „po krótkiej, lecz dokuczliwej chorobie (jakiej?) w południe przeniósł się do wieczności”, jak pisze biadający nad jego stratą „Ślązak”.
Śmierć Wani to dotkliwy cios dla polityki gwałtu i terroru, jaką wprowadzają wszędzie ślązakowcy do spółki z kapitalistami niemieckimi. Wania figurował bowiem jako jeden z najbardziej zacietrzewionych i butnych generałów ślązakowszczyzny.
Ten tajemniczy dla szerszego ogółu zgon Wani, to groźne ostrzeżenie dla tych, którzy podobnie nienawistnymi środkami torują sobie drogę do kariery. (A ileż mamy u nas takich Waniów?)
Tak wygląda życie robotników w hutach trzynieckich, których traktują nie lepiej, niż czarnych murzynów w Afryce. Nic więc dziwnego, że Austriackie Towarzystwo hut i kopalń wykazuje milionowe zyski, tak że akcjonariusze ze zdumieniem zjeżdżają zobaczyć ich złotodajną mordownię i zapraszają swych pachołków na uczty, na których prawią tym satrapom komplementy za duszenie i wyżyłowanie robotników.
Jak przyjadą akcjonariusze – w fabryce wtedy czysto, wszystkie śmiecie są wymiecione. Niechby ci panowie poszli zobaczyć inne odpadki, unieszczęśliwione z powodu ich nigdy nie nasyconego wora kapitalistycznego, niechby oglądnęli kaleki z amputowanymi nogami i rękami, z poobcinanymi palcami, którymi jest zapełniony szpital werkowy! Może potem, w sennej marze, wytuczony na krzywdzie ludzkiej bogacz zobaczyłby, jak zlewające się w szyny i „tragry” roztopione żelazo miesza się z krwią robotniczą, jak w każdym dukacie, który mu dała śmiertelnie znużona dłoń proletariusza, tkwi cząstka krwi, w męce wycieczonej z poszarpanych ciał.
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Metalowiec – organ Związku Metalowców w Austrii” nr 25/1913, Kraków 21 czerwca 1913 r. „Metalowiec” był pismem związkowym, wydawanym przez centralę powiązaną z polskim ruchem socjalistycznym w zaborze austriackim. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię według dzisiejszych reguł. podniesieniu podatków dla najbogatszych najgłośniej protestują ci, co marzą żeby wyciągać chociaż średnia krajową.