Władysław Gumplowicz
Anglia a Irlandia
[1922]
Długotrwały zatarg rządu angielskiego z ludnością Irlandii przyjął takie rozmiary, że zaczyna on wywierać doniosły wpływ na światowe stanowisko mocarstwa angielskiego w ogóle, a w szczególności też na owe polskie sprawy, w których Anglia ma głos. Chociażby z tego względu, pominąwszy już nawet wszelkie inne, warto się bliżej przyjrzeć sprawie irlandzkiej.
Irlandia jest wyspą nieco większą od całej Małopolski. Leży na zachód od Anglii; klimat ma wilgotny i bardzo łagodny, zimę bez mrozów, lato bez upałów. Od niezwykle soczystej zieleni swych łąk i pastwisk nazywa się „Zieloną Wyspą”. Toteż Irlandia ma świetne warunki dla hodowli bydła i gospodarstwa mleczarskiego. Obfituje też w ryby morskie, rzeczne i jeziorne. W płody kopalne jest mniej bogata niż Anglia; ma jednakże pokłady miedzi, ołowiu, żelaza, soli i węgla kamiennego, tudzież spore zasoby torfu. Wybrzeża jej, szczególnie zachodnie, poprzerzynane są zatokami głębokimi a spokojnymi, stanowiącymi doskonałe porty naturalne nawet dla największych okrętów. Przy tym Irlandia jest dalej na zachód w głąb Oceanu Atlantyckiego wysunięta, a zatem stosunkowo bliższa Ameryki niż którakolwiek część stałego lądu Europy. Można by więc przypuszczać, że kraj przez przyrodę tak korzystnie wyposażony jest gęsto zaludniony, bogaty, wysoce przemysłowy, w szczególności zaś w bardzo znacznej mierze pośredniczy w handlu morskim między resztą Europy a Ameryką.
W rzeczywistości jest całkiem inaczej. Cyfra ludności Irlandii zaledwie przekracza połowę ludności Małopolski. Przemysł jest słabo rozwinięty, górnictwo w powijakach; handel polega przeważnie na przywozie angielskich towarów fabrycznych, a w mniejszej mierze na wywozie masła i ziemniaków do Anglii. Handel z Ameryką jest nieznaczny; spośród licznych portów irlandzkich zaledwie kilka ma nowoczesne urządzenia i jakie takie obroty, inne leżą odłogiem.
Skąd to pochodzi? Czy może Irlandczycy są rasą niezdolną do rozwoju?
Nie, historia ich aż nadto wyraźnie świadczy przeciw takiemu przypuszczeniu. W zaraniu średniowiecza, od V do VII stulecia, Irlandia była ogniskiem, skąd wyższa kultura promieniowała na całą niemal Europę zachodnią. Z Irlandii, już od IV stulecia ery chrześcijańskiej, wychodzili wówczas misjonarze, którzy pogańskich jeszcze i pół dzikich Niemców chrzcili i cywilizowali. Od tego czasu rasa mieszkańców w Irlandii pogorszyć się nie mogła. Co najwyżej Irlandczycy krzyżowali się nieco z przybyszami z Anglii, ze Szkocji oraz z Norwegii – a więc z ludami, którym nikt wysokich zdolności kulturalnych nie zaprzecza. Zresztą i w nowszych i najnowszych czasach sporo ludzi, którzy w Anglii doszli do najwyższej sławy bądź to jako pisarze, bądź to jako politycy, urodziło się w Irlandii i z irlandzkich rodziców. O tym, żeby Irlandczykom brakło wrodzonych zdolności, mowy więc być nie może. Przyczyny zacofania i ubóstwa Irlandii trzeba zatem szukać gdzie indziej.
Przyczyna ta tkwi w nieszczęśliwych warunkach historycznych. Irlandia, o wiele mniejsza, a tym samym liczebnie słabsza od sąsiedniej Anglii, od XVI wieku znalazła się pod najezdniczym panowaniem Anglików. Wielokrotne powstania, nawet chwilowo zwycięskie, zawsze kończyły się klęską Irlandczyków i zaostrzeniem niewoli. Postępowcy i republikanie angielscy bywali dla Irlandczyków jeszcze o wiele gorszymi gnębicielami od wsteczników angielskich. A w miarę, jak w Anglii zamiast magnatów i szlachty ziemiańskiej miarodajny wpływ na rządy państwa zdobywała wielka burżuazja kapitalistyczna, ucisk Irlandii stawał się jeszcze bardziej miażdżący. Systematycznie podcinano handel i przemysł irlandzki, aby angielskich kupców i przemysłowców zwolnić od konkurencji. Irlandzka flota handlowa przestała istnieć, wyparta przez angielską. Co się zaś tyczy rolnictwa, to panowanie angielskie również bardzo dotkliwie pogorszyło położenie irlandzkich włościan, i to w dwojakim kierunku. Po pierwsze chociaż i dawniej już chłop irlandzki był czynszownikiem szlachcica, to jednak zwyczaj zabraniał szlachcicowi irlandzkiemu dowolnie podwyższać czynsz albo zgoła rugować chłopa z ziemi, na której siedział od dziada pradziada; angielskiego grabieżcę ziemi natomiast ten zwyczaj nic nie obchodził, bo w jego oczach Irlandia była dzikim krajem, a zwyczaje irlandzkie głupimi zabobonami. Chłop więc z dziedzicznego czynszownika stawał się zwyczajnym dzierżawcą swojej drobnej zagrody, i to takim dzierżawcą, którego każdej chwili dowolnie można było rugować. Po drugie zaś szlachcic irlandzki żył w kraju, na dziedzicznym swym zamku, w bezpośrednim sąsiedztwie posiadanych przez siebie wsi; jeśli więc cisnął dochody z ziemi, której sam nie uprawiał, to przynajmniej te dochody i wydawał w kraju, dając przez to miejscowym ludziom rozliczne możności zarobku. Brał więc, ale w pewnej mierze i dawał. Anglik zaś, który temu krajowemu szlachcicowi ziemię wydarł, prawie nigdy nie żył w kraju; mieszkał w Anglii, a na irlandzkich swoich dobrach trzymał rządcę, który z chłopów wyciskał, co się dało, i osiągnięte w ten sposób dochody wysyłał do Anglii. Dziedzic-Anglik więc tylko brał, a nic nie dawał w zamian.
Otóż w innych warunkach z takiego niekorzystnego położenia wieśniaków wynikłoby przenoszenie się coraz to liczniejszych zastępów synów chłopskich do przemysłu. Ale wobec systematycznego niszczenia przemysłu irlandzkiego przez Anglików ta droga była zamknięta. Nie pozostało więc włościanom irlandzkim nic innego, jak z pokolenia na pokolenie, za każdorazową zgodą dziedzica lub jego rządcy, dzielić swoje zagrody dzierżawne na coraz to drobniejsze działki. A że technika rolnicza nie postępowała (i postępować nie mogła, bo na to brakło oświaty), więc każde następne pokolenie wieśniaków było coraz uboższe. Wystarczył nieurodzaj na ziemniaki, jaki nastał w 1846 roku, aby wśród tego licznie rozrodzonego, ale podupadłego chłopstwa wywołać przeraźliwą klęskę głodową. W owym roku i w latach następnych setki tysięcy Irlandczyków umarły z głodu, a dalsze setki tysięcy na tyfus plamisty. Inni ratowali się tłumnym wyjazdem do Ameryki. Właścicielom ziemskim było to na rękę, bo spodziewali się z gospodarstwa pastwiskowego mieć więcej zysku, a mniej kłopotu niż ze ściągania czynszów od tysiącogłowych rzesz chłopskich. Więc, nie zadowalając się dobrowolną emigracją, kazali inne setki tysięcy wieśniaków przemocą przez żandarmów pakować na okrętu i wysyłać do Ameryki. W taki to sposób ludność Irlandii, która na wiosnę 1846 roku wynosiła 8,6 miliona mieszkańców, do 1851 roku spadła na 6,6 miliona, a do 1861 roku zaś na 5,8 miliona ludzi. A i w następnych lat dziesiątkach ludność Irlandii zamiast rosnąć, malała, z jednej strony skutkiem wysokiej śmiertelności, z drugiej strony skutkiem tłumnej emigracji, głównie do Ameryki Północnej. W roku 1895 miała Irlandia już tylko niespełna 4,6 miliona mieszkańców. Co prawda za to w Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej liczy się dzisiaj już 11 milionów Irlandczyków.
Cyfry te odzwierciadlają wyniki przeraźliwej nędzy, jaka panowała w Irlandii w ciągu całego XIX wieku; a nędza ta była wynikiem bezlitosnego ucisku ludności miejscowej przez najezdników angielskich. Niepodobna, żeby taki ucisk nie budził oporu. Toteż cała historia Irlandii od końca XVIII wieku do dziś dnia wypełniona jest walkami najdzielniejszych jej synów, a nieraz i szerokich mas prostego ludu przeciwko panowaniu angielskiemu. Już za czasów wielkiej rewolucji francuskiej utworzył się w Irlandii szeroko rozgałęziony spisek, mający na celu zbrojne powstanie przeciwko Anglii. W 1797 roku przywódca spiskowców, Wolfe Tone, demokrata i republikanin, człowiek o bohaterskiej duszy i proroczym umyśle, udał się do Paryża, aby od rządu francuskiego osiągnąć pomoc wojskową. Niestety, ta pomoc zawiodła; wojska angielskie stłumiły powstanie, a Wolfe Tone, pojmany do niewoli i skazany na powieszenie, uniknął tej ostateczności przez samobójstwo. Wówczas to pierwsze pokolenie powstańców irlandzkich zesłano na ciężkie roboty przymusowe do Australii, gdzie ich bito i chłostano na równi ze zwyczajnymi zbrodniarzami.
Później (1823-1847) słynny mówca i agitator irlandzki Daniel O’Connell usiłował osiągnąć ulgi dla Irlandii drogą ściśle legalnej pracy politycznej i parlamentarnej, zaznaczając na każdym kroki wierność swoją wobec Anglii. Osiągnął bardzo niewiele; ugodowość nie uchroniła go od prześladowań. Młode pokolenie patriotów irlandzkich odwróciło się od niego. Ci młodzi znowu zawiązali spisek i znowu (w rewolucyjnym roku 1848) zwrócili się do Francji o pomoc, której im tym razem z góry odmówiono. Do poważniejszych walk zbrojnych tym razem nie doszło; rząd uwięził stu kilkudziesięciu ważniejszych spiskowców i zesłał ich, jak ich poprzedników, do Australii.
Ale już po dwóch latach ruch republikańsko-niepodległościowy się odrodził, tym razem w postaci konspiracyjnej organizacji, zwącej się Irlandzkim Bractwem Republikańskim, znanej także pod nazwą Fenian. Ruch ten miał swoje ogniska nie tylko w samej Irlandii, ale także wśród licznego i szybko rosnącego w zamożność wychodźstwa irlandzkiego w Ameryce, szczególnie w Nowym Jorku. Fenianie odbywali nocne zgromadzenia, na których nowo przyjęci członkowie, kładąc palce na sztandar narodowy, przysięgali na wierność republice irlandzkiej. Wrogiem tego rewolucyjnego stronnictwa był nie tylko rząd angielski, ale (pomimo nieżyczliwego stosunku tego rządu do katolików) także kler katolicki, który Fenianom odmawiał sakramentów. Zmuszeni do walki na dwa fronty Fenianie rozwinęli nieustraszoną propagandę antyklerykalną. Organizacja ich rosła; w 1865 roku liczyła już kilkadziesiąt tysięcy członków. Przywódcy zakordonowi, przebywający w Nowym Jorku, uchwalili rozpocząć przygotowania do powstania zbrojnego. Ale rząd angielski od lat już opłacał setki szpiegów, którym w końcu udało się wytropić główne ogniska konspiracji. Policja wykryła tajną drukarnię feniańską; posypały się masowe areszty; na razie ruch był zagwożdżony. Odrodził się jednak szybko dzięki emigrantom w Ameryce. W 1867 roku doszło w Irlandii do ponownej próby zbrojnego powstania, którą jednak szybko zgnieciono. Były egzekucje; było mnóstwo skazanych na długoletnią katorgę. Ale w tym samym czasie bojówki feniańskie zaczęły niepokoić Anglików w samej Anglii. Na czele jednej z tych bojówek stanął Kelly, Irlandczyk, który się w wojsku amerykańskim dosłużył rangi generała i usiłował on w angielskim mieście Chester zająć arsenał i wywieźć broń. Nie powiodło mu się; został pojmany. Ale na wóz, którym go wieziono, napadła inna bojówka irlandzka i uwolniła go. W Londynie zaś, gdy w jednym z więzień trzymano kilku Fenian, Irlandczycy część gmachu więziennego wysadzili w powietrze, aby swoim ułatwić ucieczkę.
Następstwem tych objawów woli rewolucyjnej było, że rząd angielski, na czele którego w 1868 roku stanął przywódca partii liberalnej Gladstone, uznał za stosowne zrobić Irlandczykom jakieś ustępstwa. W myśl wniosków Gladstone’a parlament angielski uchwalił dla Irlandii dwie reformy: kościelną i rolną. Pierwsza położyła kres uciskowi religijnemu. Albowiem podczas gdy w Irlandii ludność miejscowa składa się głównie z katolików, a na północy także z kalwinów, uprzywilejowanym kościołem państwowym był kościół anglikański. Miał on władzę urzędową nad wszystkimi mieszkańcami kraju; na jego cele szły ogromne fundusze publiczne, pochodzące z pracy ludności miejscowej. Ustawa z 1869 roku złagodziła tę niesprawiedliwość, przyznając w zasadzie katolikom oraz kalwinom równouprawnienie z anglikanami. Reforma rolna z 1870 roku zaś ustanowiła, że jeśli właściciel ziemski wydala chłopa-dzierżawcę z gruntu, to winien mu odszkodowanie za wyrządzoną mu przez to szkodę oraz winien zapłacić mu za ulepszenia dokonane na gruncie (nowe budynki, osuszenie łąk zbyt mokrych itp.).
Obie te reformy jednakże usuwały dopiero cząstkę owego ogromu krzywdy, który ciążył na barkach ludu irlandzkiego. W szczególności reforma rolna chroniła tylko takich gospodarzy, którzy punktualnie płacili czynsze; jeżeli zaś z powodu nieurodzaju chłop jakiś nie był w stanie zapłacić czynszu w terminie, to go dziedzic mógł wyrzucić bez żadnego odszkodowania. W samym tylko 1879 roku aż 2267 takich gospodarzy wyrugowano z ziemi. Było więc jeszcze dosyć powodów do niezadowolenia: toteż walka trwała dalej.
Prezesem klubu irlandzkiego w parlamencie angielskim był wówczas poseł Parnell, z pochodzenia Anglik, z wyznania anglikanin, ale urodzony w Irlandii z rodziny tam osiadłej, gorący patriota irlandzki, a przy tym człowiek o niezwykłych zdolnościach politycznych. Jego zasadą było, że samym tylko odwoływaniem się do dobroci i sprawiedliwości Anglików żadnych poważniejszych reform dla Irlandii się nie zdobędzie, że Anglię trzeba do reform zmusić. W tym celu wprowadził on do działalności irlandzkiego klubu poselskiego nową jak na owe czasy taktykę: systematyczną obstrukcję. Starodawne zwyczaje parlamentu angielskiego dawały posłom bardzo dużo swobody; każdy mógł przemawiać, jak długo chciał, stawiać osobne poprawki do każdego słowa projektu, domagać się nad każdą z tych poprawek głosowania przez wychodzenie za drzwi, co wymagało sporo czasu, stawiać co chwila wniosek o odroczenie narad albo o stwierdzenie, czy jeszcze dostateczna ilość posłów była obecna na sali itd. Wszystkie te swobody były dobre, póki nikt ich nie nadużywał. Otóż Irlandczycy nadużywali ich rozmyślnie i ciągle, aby uniemożliwić posłom angielskim wszelką pracę prawodawczą, póki nie uwzględnią w pełnej mierze potrzeb i życzeń Irlandii. Istotnie praca poselska stawała się niezmiernie uciążliwą; posiedzenia nieraz się przeciągały przez całą noc i aż do następnego popołudnia.
W Irlandii tymczasem dawny fenianin Michał Davitt, powróciwszy do kraju po ośmiu latach katorgi, w porozumieniu z Parnellem założył Ligę Włościańską celem walki o dalsze reformy rolne. Liga ta, która wkrótce stała się potęgą, wysuwała trzy żądania: 1) odebranie właścicielowi ziemskiemu prawa wypowiedzenia chłopu dzierżawy, póki chłop płacił czynsz; 2) nadanie chłopu prawa do sprzedaży swoich praw dzierżawnych innemu chłopu; 3) zakaz pobierania czynszów wygórowanych. Ponieważ tymczasem właściciele w dalszym ciągu wypowiadali chłopom dzierżawy, więc za radą Parnella włościanie już nie brali tych wypowiedzeń do wiadomości, tylko uporczywie pozostawali na swoich zagrodach, aż ich przemocą wyrzucała żandarmeria, której się za to właściciel hojnie opłacać musiał. Nadto zagrody w ten sposób opróżnionej żaden inny chłop już nie brał w dzierżawę. Do dziedziców lub rządców zaś, rugujących chłopów z ziemi, zaczęto stosować nową metodę walki, która walczących nie narażała na żadne ciężkie kary, a jednak była skuteczną. Nie strzelano do takiego rządcy, nie bito go, nie próbowano go wypędzić przemocą – tylko po prostu odmawiano mu wszelkich posług i usług. Służba go opuściła, żadnych zaś nowych parobków ani fornali nie znalazł; nikt mu nic nie sprzedawał, nikt mu się do żadnej roboty nie najmował. Jeśli chciał, żeby bydło w stajni nie zdychało z głodu, musiał je sam nakarmić: jeśli chciał, żeby owies na polu nie zmarniał, musiał sam pójść i kosić. A że sam jeden wszystkiemu podołać nie mógł, więc wynikiem było spustoszenie i zniszczenie. Pierwszy rządca, którego w 1880 roku w ten sposób zmuszono do rzucenia posady i wyjazdu z kraju, nazywał się Boycott; dlatego ten sposób walki dotychczas na całym świecie nazywa się bojkotem.
Nowe sposoby walki, szeroko stosowane w całej Irlandii, okazały się skuteczne: rugi ustały. W Irlandii Liga Włościańska okazała się silniejszą od rządu angielskiego. W Londynie zaś obstrukcja irlandzkich posłów ubezwładniała parlament angielski. W takich to warunkach Gladstone przeprowadził (w roku 1881) drugą reformę rolną dla Irlandii, o wiele poważniejszą od pierwszej. Reforma ta czyniła zadość trzem głównym żądaniom Ligi Włościańskiej; nie brała jednakże w obronę tych włościan, którzy zalegali z czynszami. A co gorsza, jednocześnie z tą reformą parlament uchwalił także ustawy wyjątkowe, na podstawie których setki Irlandczyków aresztowano i skazywano na długie lata więzienia. A więc walka i teraz trwa dalej. Rozszalał się terror rządowy, ale odpowiadał mu coraz bezwzględniejszy terror z dołu. Rząd uwięził Parnella; ale Parnell z więzienia wydawał hasła ludowi. Polecił włościanom, żeby w ogóle nie płacili żadnych czynszów, póki rząd nie zniesie ustaw wyjątkowych i nie uwolni więźniów politycznych. Po kilku miesiącach rząd skapitulował. Jeden z ministrów odwiedził Parnella w więzieniu i wszczął z nim rokowania. Parnell zgodził się zalecić zwolennikom swoim spokój i przestrzeganie ustaw, ale pod trzema warunkami: 1) zaniechanie terroru rządowego, 2) uwolnienie więźniów politycznych, 3) dodatkowa ustawa rolna, darująca włościanom zaległe czynsze. Rząd te warunki przyjął; a nauczywszy się szanować siłę Irlandczyków, rząd dotrzymał słowa.
Ale Parnell w duszy był niepodległościowcem; lewe skrzydło jego partii zaś stanowili dawni fenianie, którzy się bynajmniej nie sprzeniewierzyli dawnym ideałom. Chociaż więc Parnell natychmiastowe wywalczenie niepodległości uważał za niemożliwe, chciał jednak uczynić choć krok naprzód w kierunku politycznego oswobodzenia kraju. Żądał dla Irlandii autonomii z własnym sejmem. I tym razem nie liczył na dobrą wolę żadnego z dwóch wielkich stronnictw angielskich, ani konserwatystów, ani liberałów; toteż nie smuciło go, że liberalny rząd Gladstone’a upadł, a miejsce jego zajął rząd konserwatywny. Parnell liczył na to, że po nowych wyborach nie będzie już w parlamencie angielskim żadnej większości bez Irlandczyków, że więc od nich będzie zależało, która partia utworzy rząd, i rząd ten będzie od nich zależnym. W tym celu Parnell rozmyślnie osłabił angielską partię liberalną, polecając robotnikom irlandzkim, licznie rozsianym po miastach fabrycznych Anglii i Szkocji, żeby się wstrzymywali od głosowania na liberałów. Cel został osiągnięty: z wyborów 1885 roku wyszło 251 konserwatystów, 333 liberałów i 86 narodowców irlandzkich. Gladstone stanął więc znów na czele rządu, ale Irlandczycy mogli go w każdej chwili obalić. W takim to położeniu Gladstone wniósł do parlamentu ustawę o autonomii Irlandii.
A jednak Parnell się przeliczył. Albowiem część posłów liberalnych znalazła pretekst, aby tym razem nie pójść za przywódcą swoim Gladstonem. Pretekstem tym była sprawa ulsterska.
Kraina zwana Ulster stanowi północno-wschodnią część Irlandii; wąska zaledwie cieśnina morska dzieli ją od Szkocji. Toteż w XVII wieku, w czasie najstraszliwszych prześladowań Irlandczyków, w wielu okolicach Ulsteru miejsce katolickich chłopów irlandzkich, wypędzonych lub wymordowanych, zajęli przybysze ze Szkocji, kalwińskiego wyznania. Ci kalwini ulsterscy stanowią zaledwie jedną ósmą część ludności Irlandii, większość zaś mają zaledwie w czterech powiatach, wprost naprzeciw Szkocji położonych. Rządy londyńskie i dla nich były krzywdzące; w przeszłości nieraz brali udział w walkach Irlandczyków przeciwko Londynowi, Tym razem jednak arystokratyczna reakcja angielska potrafiła użyć kalwinów ulsterskich jako narzędzia do udaremnienia słusznych dążeń politycznych Irlandii. Wmawiano w nich, jakoby przewaga katolików w przyszłym sejmie irlandzkim groziła im prześladowaniem religijnym. Była to nieprawda, bo irlandzka partia narodowa, której ubóstwianym wodzem był anglikanin Parnell, oczywiście żadnego charakteru katolicko-klerykalnego nie miała; ale drzemiącą nienawiść wyznaniową rozbudzić zawsze łatwo. Kalwini ulsterscy więc wysyłali do Londynu masowe petycje, protestujące przeciw nadaniu Irlandii autonomii; jednocześnie formowali drużyny zbrojne i jawnie odbywali ćwiczenia wojskowe, aby się szykować do powstania przeciw przyszłemu rządowi irlandzkiemu. Z tych faktów i w samej Anglii korzystała wsteczna agitacja, hojnie podsycana złotem magnatów, drżących o swoje dobra irlandzkie. Odwoływano się do najświętszych uczuć protestanckiej Anglii; błagano parlament, żeby kalwinów ulsterskich (wprawdzie, ściśle biorąc, heretyków z punktu widzenia państwowego kościoła anglikańskiego, ale zawsze protestantów) nie wydał na łup „tyranii rzymskiej”. Obłudna ta agitacja, podszywająca się pod religię, gdzie chodziło o kiesy magnackie, w pełni osiągnęła swój skutek; dziewięćdziesięciu posłów liberalnych głosowało razem z konserwatystami przeciwko autonomii Irlandii, i pożyteczna ta ustawa upadła.
Parnell umarł (w 1891 roku), nie doczekawszy się autonomii. I mądry stary Gladstone umarł (w roku 1898) po dwóch dalszych, a również daremnych próbach nadania Irlandczykom choć jakiej takiej autonomii krajowej. Lud irlandzki tymczasem dalej prowadził zorganizowaną walkę z wyzyskiem obszarniczym, a groźna jego postawa od czasu do czasu zniewalała parlament i rząd angielski do dalszych ustępstw; w r. 1898 Irlandia otrzymała samorząd gminny, a ustawa z 1903 roku przyznała włościanom irlandzkim wcale poważne kredyty rządowe celem wykupu dzierżawionych przez nich zagród na własność.
Ale autonomii nie było, chociaż liberałowie angielscy wciąż ją obiecywali; a posłowie irlandzcy po pochyłej płaszczyźnie trwałego sojuszu z liberałami staczali się coraz niżej ku ordynarnej ugodzie. A ponieważ nie było autonomii, więc i gospodarczej samodzielności nie było. Sumy podatkowe irlandzkie wciąż jeszcze szły do Londynu, a w stosunku do tych ogromnych sum Londyn mało dawał w zamian. Sieć kolejowa rozwijała się słabo, przemysł jeszcze słabiej. Handel i przemysł angielski wszechwładnie panowały w Irlandii; gdzie poza Dublinem, stolicą kraju, jedynym fabrycznym miastem był Belfast, stolica Ulsteru, od dawna ciesząca się specjalną protekcją rządu angielskiego. Toteż masowe wychodźtwo wciąż jeszcze wyludniało kraj; od 1896 do 1906 roku ludność Irlandii znów się o blisko ćwierć miliona zmniejszyła.
Tak stały sprawy, kiedy w Irlandii zaczął kiełkować nowy ruch, dążący już nie do autonomii wewnątrz państwa angielskiego, tylko do zupełnej samodzielności politycznej, podobnie jak dawni bojownicy republikańscy z roku 1798, 1848 i 1867, chociaż innymi niż oni drogami. Ruch ten nosi nazwę „Sinn Fein”, która to nazwa, niezrozumiała dla Anglików, w języku irlandzkim znaczy: „My sami”.
Historia irlandzkiego języka należy do najdziwniejszych zjawisk w dziejach ludzkości. W czcigodnym tym języku przez kilkanaście stuleci wygłaszano kazania i ogłaszano ustawy, pisano księgi i układano poematy. Dopiero po owych przeraźliwych rzeziach, które w XVII wieku morzem krwi zalały Irlandię, dwukrotnie zbuntowaną i dwakroć zdobytą przez wojska angielskie – dopiero wtedy mowa irlandzka spadła na poziom gwary chłopskiej, którą jeszcze mówiono, ale którą już nie pisano. Jednakże jeszcze około 1800 roku był to język ojczysty trzech czwartych ludności, a rozumiano go wszędzie. Dopiero począwszy od 1831 roku władze angielskie, za pomocą wyłącznie angielskiego szkolnictwa, zaczęły systematycznie tępić język irlandzki, i w znacznej mierze dopięły swego, tak że pod koniec stulecia już tylko jedna piąta część mieszkańców Irlandii mówiła swoją własną mową. Wszyscy inni mówili po angielsku, chociaż zazwyczaj kiepsko, akcentem dla Anglika nieznośnym. Punktem zwrotnym był rok 1893 – rok założenia związku dla zachowania i pielęgnowania mowy irlandzkiej. Związek ten rozwijał się w sposób nadspodziewany; szerząc się w całym kraju, dorosłych zaznajamiał z zapomnianymi skarbami literatury irlandzkiej, dzieci uczył posługiwać się mową irlandzką w życiu codziennym. Na podłożu działalności tego związku zaczął się krzewić pogląd, że naród irlandzki powinien się we wszystkich objawach swego życia duchowego i społecznego uniezależnić od Anglii, nie tylko mówić wyłącznie własną mową, nie tylko gazety i książki w tej własnej mowie drukować, ale także rozwijać swój własny przemysł, a unikać towarów angielskich; nie odwoływać się do państwowych sądów angielskich, tylko do swojskich sądów rozjemczych, nie spodziewać się niczego po angielskim rządzie i parlamencie, tylko własne sprawy załatwiać między sobą; wreszcie nie dawać ochotników do armii angielskiej, tylko czekać, aż nadejdzie stosowna chwila, aby własne siły użyć dla własnej sprawy.
Wybuch wojny światowej prąd ten chwilowo osłabił. Rząd angielski bowiem wznowił obietnicę autonomii, w zamian wzywając młodzież irlandzką do masowego wstępowania na ochotnika do armii angielskiej. Ale i tym razem reakcja angielska zręcznie a bezczelnie wysunęła kalwinów ulsterskich przeciw ogromnej większości Irlandczyków. Pod pretekstem, że w czasie wojny nie można drażnić kalwinów ulsterskich, wykonanie uchwalonej już przez parlament ustawy o autonomii odroczono aż do ukończenia wojny, obiecując jednocześnie ulsterczykom, że po wojnie uchwali się ustawę uzupełniającą, która i ich zadowoli. W ten sposób nie zadowolono nikogo. Widać to było po zachowaniu się owych stowarzyszeń strzeleckich, które w ciągu ostatnich lat przed wojną światową gęstą siecią pokryły całą Irlandię, a które wobec nieistnienia powszechnej służby wojskowej miały ogromne znaczenie. Kalwini ulsterscy mieli osobne swoje oddziały „Ochotników Ulsterskich”, założone pierwotnie celem powstania przeciw narodowcom irlandzkim, na wypadek, gdyby rząd przez przyznanie autonomii oddał władzę w kraju w ich ręce. Narodowcy irlandzcy, podzieleni w owej chwili na trzy partie: na starą, upadającą partię ugodowo-parlamentarną, na partię Sinn Fein oraz na radykalniejszą od niej partię „Młodych Republikanów”, mieli 150 000 ćwiczących się z bronią w ręku „Ochotników Irlandzkich”. Wreszcie świeżo założona Irlandzka Partia Robotnicza, również niepodległościowa i republikańska, miała swoje własne „Wojsko Obywatelskie”. Otóż z „Ochotników Ulsterskich” trzy czwarte pozostały w domu, gniewali się bowiem na rząd za to, że autonomię w ogóle obiecał. Z „Ochotników Irlandzkich” dwie trzecie pozostały w domu, bo dla większości marnym wabikiem była autonomia tylko obiecana, a nie dana. Wreszcie „Wojsko Obywatelskie” całkiem pozostało w domu, bo z robotników-niepodległościowców żaden nie miał ochoty bić się za rząd obcy a reakcyjny, do którego obietnic robotnicy żadnej wagi nie przywiązywali.
Ci zaś spośród „Ochotników Irlandzkich”, którzy wstąpili do armii angielskiej, byli traktowani w sposób tale niechętny i upokarzający, że wszelkie sympatie dla sprawy angielskiej u Irlandczyków do reszty oziębły. Stara, ugodowo-parlamentarna partia „narodowa” w oczach topniała. U nowych partii zaś – u partii Sinn Fein, u Młodych Republikanów i u Irlandzkiej Partii Robotniczej – z dnia na dzień wzmacniały się dążności niepodległościowo-republikańskie. W szczególności przywódca Młodych Republikanów, niezwykle uzdolniony poeta i historyk Pearse i przywódca Irlandzkiej Partii Robotniczej, Jakub Connolly, coraz bardziej zniżali się do siebie. Ostatnia z owych świetnych broszur, które Pearse, przewidując wczesny swój koniec, z gorączkową pracowitością wydawał w ciągu zimy 1915 do 1916 roku, miała treść niedwuznacznie socjalistyczną. Jednocześnie zaś Connolly był całkiem pozyskany dla idei Pearse’a, że trzeba skorzystać z rosnących kłopotów wojennych Anglii, aby zbrojną ręką sięgnąć po niepodległość kraju. W niedzielę palmową 1916 roku Connolly w Dublinie na głównej kwaterze „Wojska Obywatelskiego” wywiesił chorągiew republikańską, pomarańczowo-biało-zieloną. W poniedziałek wielkanocny powstańcy opanowali Dublin i proklamowali niepodległą republikę irlandzką.
Zwycięstwo to nie trwało długo. Rząd angielski tym razem jeszcze miał dosyć wojsk, aby zgnieść powstanie. Zewsząd osaczeni powstańcy skapitulowali. Cztery dni później zaczęły się egzekucje na mocy sądów doraźnych. Pearse, Connolly i trzynastu innych zostali rozstrzelani. Jednocześnie w całym kraju posypały się areszty. Trzy tysiące ,,podejrzanych” spakowano na samochody ciężarowe, z samochodów na okręty i wywieziono. Rząd był pewny, że zgniótł ruch niepodległościowy na zawsze.
Ale w kilka dni po ostatniej egzekucji telegramy z Ameryki doniosły, że w Nowym Jorku odbyła się olbrzymia demonstracja na cześć rozstrzelanych męczenników. Za piętnastoma karawanami z trumnami pustymi, ale wieńczonymi kwiatami, szły ulicami tysiące ludzi w żałobie, a po obu stronach ulic stały nieprzejrzane tłumy, które na widok tego pochodu obnażały głowy. Dyplomaci angielscy w Ameryce ostrzegali swój rząd, że rozgoryczenie Irlandczyków, tak licznych w Ameryce, może mieć ujemny wpływ na amerykańską opinię. A rządowi angielskiemu na opinii Ameryki właśnie wtenczas niezmiernie dużo zależało.
W samej Irlandii zaś rozstrzelanie owych piętnastu powstańców wywarło skutek wprost cudowny – ale nie ten, którego się rząd spodziewał. Śmierć ich dokonała, czego nie dokonało ich życie. Cała Irlandia rozchwytywała broszury niepodległościowe. Ci, którzy za życia nie znali Pearse’a ani Connolly’ego, poznali ich i uwielbiali po śmierci. Wtedy to partia Sinn Fein owładnęła opinią większości narodu irlandzkiego.
Rząd angielski zaś, im bardziej wyczerpywał swe siły w ciężkiej wojnie, tym bardziej stawał się wobec ruchu irlandzkiego bezradnym. To rokował, to się srożył, to znowu próbował sobie zjednać Irlandczyków kapryśną łaskawością. Nic już nie pomagało. W kwietniu 1918 roku parlament angielski uchwalił projekt rządowy zaprowadzający dla Irlandii powszechną przymusową służbę w angielskim wojsku; ustawa ta pozostała martwa literą wobec jednomyślnego oporu wszystkich stronnictw irlandzkich, przy bardzo wybitnym udziale Irlandzkiej Partii Robotniczej. Gdy po wojnie, pod koniec 1918 roku, rozpisano nowe wybory, Irlandzka Partia Robotnicza w ostatniej chwili cofnęła swoje własne kandydatury, uznając, że wobec zupełnie wyjątkowego położenia tym razem wszyscy zwolennicy niepodległości powinni jednoczyć swe głosy na kandydatów partii Sinn Fein; tak się stało, że na 106 irlandzkich mandatów do parlamentu angielskiego partia Sinn Fein zdobyła 73.
Odtąd niepodległościowcy zaczęli stopniowo wprowadzać swój program w życie. Stworzyli własne sądy, własne urzędy, własną siłę zbrojną; wybrali własny sejm i własnego prezydenta republiki. Władze angielskie w Irlandii zaś coraz bardziej traciły wszelkie znaczenie. W roku 1920 rząd angielski wyciągnął z więzień swoich tysiące kryminalistów, ubrał ich w mundury i posłał do Irlandii jako „specjalną żandarmerię”, zachęcając ich do popełniania wszelkiego rodzaju zbrodni, aby zastraszyć ludność. Ale na te łajdactwa irlandzka siła zbrojna odpowiadała niestrudzoną partyzantką. Za granicą zaś, szczególnie w Ameryce, podła taktyka rządu angielskiego podkopała wszelki szacunek dla niego; a w samej Anglii partia robotnicza (tak zwana Partia Pracy) z całą stanowczością protestowała przeciwko tej hańbie. Pod koniec lata 1921 roku rząd angielski wdrożył rokowania z prezydentem i sejmem Niepodległej Republiki Irlandzkiej.
Władysław Gumplowicz
Powyższy tekst Władysława Gumplowicza pierwotnie ukazał się w „Kalendarzu Robotniczym PPS na rok 1922”, Nakładem Księgarni Robotniczej, Warszawa 1922. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.