Adam Ciołkosz
50 lat po „Wielkim Październiku”
[1968]
Jedyne pełne wytłumaczenie obchodów 50-lecia przewrotu bolszewickiego, natężenia tych obchodów i z nimi związanego napięcia agitacyjnego mogą nam dać psychologowie. Oto mali ludzie, kierujący wielkim 200-milionowym państwem, pragną sami siebie podnieść na duchu, podtrzymać swe siły zastrzykiem optymizmu, upewnić się, że znajdują się na właściwej drodze. Rozumują oni w ten sposób, że jeśli państwo sowieckie, rząd i partia komunistyczna przez 50 lat utrzymały się przy władzy, to widocznie droga obrana przez Lenina w tak zwanym Wielkim Październiku jest drogą właściwą, a nawet jedyną, i widocznie istnieją wszelkie dane po temu, że droga ta okaże się drogą trwałą, niezmienną i wieczną.
Rozumowanie to jest błędne. Przede wszystkim, w historii nie ma zjawisk niezmiennych i wiecznych. Wyznawcy dialektyki historii powinni wiedzieć o tym najlepiej. Liczba 50 lat sama przez się jeszcze nic nie znaczy. Dynastia Romanowych istniała setki lat, w roku 1913 obchodziła bardzo świątecznie jubileusz swego 300-lecia, a w cztery lata później istnieć przestała. Można by tu zauważyć, że rzecz nie w długotrwałości domu Romanowych albo partii Lenina, lecz w dawności Rosji, w dawności kraju i narodu. Byłaby to uwaga słuszna. Podobną myślą kierowani obchodziliśmy właśnie bardzo uroczyście tysiąclecie istnienia Polski. Pozwoliło nam to stwierdzić, że w tym ograniczonym sensie, w jakim historia zna wyraz „wieczność”, Polska jest wieczna. Podobnie wieczna jest Rosja. Byłoby to stwierdzenie, z którym my Polacy nie moglibyśmy łączyć żadnego ładunku uczuciowego, tym niemniej moglibyśmy je u Rosjan zrozumieć. Lecz obchody obecne nie mają na celu podkreślenia wieczności Rosji. Ich celem i sensem jest stwierdzenie wieczności ustroju sowieckiego. Jest to rzekomo najtrwalszy i najmocniejszy system rządzenia w świecie.
Wcale tak jednak nie jest. Są ustroje i systemy rządzenia bez porównania starsze. Ustrój parlamentarny w Anglii istnieje od siedmiuset lat. Stał się w życiu angielskim czymś tak naturalnym, czymś tak samo przez się zrozumiałym, że obchody owego siedemsetlecia wypadły przed dwoma laty więcej niż skromnie. Oczywistą jest rzeczą, że w ciągu siedmiu stuleci ustrój parlamentarny w Anglii zmieniany był wielokrotnie w swych urządzeniach, rozwijany i doskonalony. Ustrój Stanów Zjednoczonych Ameryki istnieje od stu osiemdziesięciu lat, konstytucja amerykańska uchwalona została w roku 1787. Amerykanie uważają ją za dokument doskonały, mimo to zmieniali ją i uzupełniali kilkanaście razy. Oba te modele państwa demokratycznego podlegają nieustającej krytyce, są rewidowane i przerabiane ilekroć zajdzie tego potrzeba. Właśnie zapowiedziana została gruntowna reforma Izby Lordów w Anglii. Inny model państwa demokratycznego, Republika Francuska, wypracowała nawet szczególną metodę przeprowadzania owych zmian. Metodą tą jest referendum, głosowanie powszechne. Nie jest ono bynajmniej czczą formalnością. Zdarzył się bowiem przed dwudziestu laty wypadek, w którym wola głosujących odrzuciła przedłożony projekt konstytucyjny w bardzo istotnych jego punktach.
Elastyczność ustrojów demokratycznych jest gwarancją ich trwałości. Nie potrzebują one upewniać się o swej trwałości rocznicowym biciem w dzwony i wystrzałami armat. Ich trwałość wynika z woli najszerszych mas ludowych. Ustrojom demokratycznym Zachodu obce jest poczucie lęku przed własną ludnością. Gwarancją ich trwałości jest prawo do krytyki, do opozycji i do zmiany rządzącego garnituru. Elementami tego prawa jest wolność słowa żywego i drukowanego, swoboda istnienia stronnictw politycznych, wybieralne przedstawicielstwo narodowe. Powiada się nam, że wszystko to jest ułudą, że między zwalczającymi się stronnictwami w gruncie rzeczy nie ma różnicy i że wolność prasy jest fikcją, ale wcale tak nie jest. Spójrzmy! Tam, gdzie partie komunistyczne mają za sobą masy, jak we Włoszech lub Francji, tam ich organy prasowe mają milionowe nakłady. Tam zaś, gdzie partie komunistyczne mają zwolenników nielicznych, jak w Anglii, tam ich prasa wiedzie żywot cherlawy. Zaś co do różnic pomiędzy stronnictwami, wystarczy wskazać, że w Anglii rządy konserwatywne nigdy nie przyznałyby Indiom niepodległości i nigdy nie dałyby swej zgody na nacjonalizację górnictwa węglowego czy hutnictwa żelaznego i stalowego. Uczynić to mogły jedynie rządy Partii Pracy. Różnice są więc rzeczywiste i głębokie.
Osobliwością ustroju sowieckiego jest jedynie jego nomenklatura. W tym, ale tylko w tym sensie ustrój sowiecki ma obecnie 50 lat za sobą. Paradoks historii chce jednak, że Rady Delegatów Robotniczych, od których system ten wziął swą nazwę, żyły w Rosji życiem rzeczywistym tylko do dnia 7 listopada 1917 roku, to jest do dnia przewrotu bolszewickiego. Od owej zaś daty stały się tylko kryptonimem rządów partii komunistycznej, ustroju totalnej dyktatury, a totalitarna tyrania nie jest w dziejach ludzkości zjawiskiem nowym. Obowiązująca do dnia dzisiejszego konstytucja stalinowska z roku 1936 zniosła jednak nawet te opanowane przez partię komunistyczną sowiety, pojęte jako przedstawicielstwo robotników zgrupowanych w swych zakładach pracy, i wprowadziła sowiety jako ciało przedstawicielskie o podstawie terytorialnej. Pozostała jedynie nazwa Rad Delegatów Pracujących.
W zestawieniu z ustrojami państw demokratycznych, ustrój sowiecki wykazuje dwie istotne różnice. Po pierwsze, zerwał on z zasadą podziału władz, a tym samym zerwał z zasadą rządów prawa, zastępując je tak zwaną praworządnością rewolucyjną, co w praktyce oznacza rządy biurokracji państwowej. Po drugie, wprowadził zasadę wyłączności partii komunistycznej, co w praktyce oznacza rządy biurokracji partyjnej, przy czym biurokracja partyjna idzie w każdym wypadku przed biurokracją państwową i stoi od niej wyżej. Uprawnienie do pobierania decyzji politycznych z biegiem lat zwężało się coraz bardziej i doprowadziło do wszechwładzy Pierwszego Sekretarza, a chociaż po zgonie Stalina w teorii zastąpiono ją kierownictwem zbiorowym, to jednak nie ma żadnych instytucjonalnych gwarancji, iż metoda jednostkowego rządzenia nie powróci na nowo. Trwa też wciąż zakulisowa walka o pierwszeństwo w kierownictwie rzekomo kolektywnym.
Zachodzą oscylacje w metodach rządzenia, raz na lewo, raz na prawo, trochę naprzód, trochę w tył, zachodzą też zmiany personalne, ale jedne i drugie postanawiane są w wąskim gronie. Interweniują albo prawa biologiczne, jak wtedy, gdy zmarł Lenin i wtedy, gdy zmarł Stalin, albo też spiski pałacowe, jak wtedy, gdy usunięty został Chruszczow. Szary obywatel, robotnik i chłop-kołchoźnik, nie ma w tych sprawach głosu. Najwyższy Sowiet ZSRR i zjazd Komunistycznej Partii Związku Sowieckiego są tylko dekoracjami, które o niczym w rzeczywistości stanowić nie mogą i nie stanowią, a zwoływane są tylko po to, by przyjąć do wiadomości i ratyfikować decyzje powzięte przez „wierchuszkę”. Konstytucja sowiecka jest jedną wielką fikcją nawet w ramach monopartyjnego systemu, który stanowi źrenicę jej oka. W wolnym świecie wartość przepisów konstytucyjnych ocenia się wedle praktyki życia. Postanowienia konstytucji mają za cel nie tylko nadanie zorganizowanych form życiu publicznemu, ale i ochronę jednostki ludzkiej przed państwem, przed jego potężną maszynerią. W krajach demokratycznych wolno jednostce, wolno różnym organizacjom dobrowolnym i wolno różnym ciałom samorządowym bronić się przed organami państwowymi. Możliwość taka w Związku Sowieckim nie istnieje.
Rząd sowiecki nie potrzebuje obawiać się, że go zmiecie gniew mas ludowych, jak to się dzieje w krajach demokratycznych, gdy jest powód do niezadowolenia z rządu. W Związku Sowieckim nie ma bowiem wyborów, jest tylko głosowanie. W Związku Sowieckim nie można decyzji władz administracyjnych zaskarżyć do sądu powszechnego, władze rządowe są zawsze nieomylne. Co jakiś czas następuje co prawda rewizja linii politycznej, piętnuje się tak zwane błędy i wypaczenia , lecz po pierwsze, rewizja taka przysługuje jedynie najwyższym ciałom rządowym i partyjnym, po drugie, następuje ona po dłuższym czasie, w ciągu którego jednostka była bezbronna i bezsilna. Typowym przykładem jest tu krytyka okresu stalinowskiego. Nie zmieniła ona w niczym faktu, że dziesiątki milionów niewinnych ludzi straciły życie jako ofiary stalinowskich metod bezprawia, gwałtu i przemocy. Lenin zmarł, ale – jak mówi napis na jego grobie – jego idee żyją. Stalin zmarł, ale jego idee żyją.
Władza sowiecka w walce z jednostką ludzką sięga do środków wypróbowanych z dawien dawna przez władzę caratu, jak na przykład do barbarzyńskiego zamykania niesfornych literatów do szpitali dla obłąkanych. Arsenał tych środków jest bogaty, pomysłowość oprawców niewyczerpana. Najlepszym zresztą sprawdzianem wartości konstytucji ZSRR jest postanowienie o prawie każdej z republik związkowych do wystąpienia ze Związku. W rzetelność tego postanowienia świat uwierzy dopiero wtedy, gdy zajdzie pierwszy wypadek skorzystania z tego uprawnienia przez jedną z republik związkowych, na przykład przez republikę ukraińską albo gruzińską, ale nie wcześniej. Do tej pory jednak takiego wypadku nie było, przepis konstytucji okazał się bez wartości i bez znaczenia.
W zestawieniu z sowiecką praktyką, warto przytoczyć fakty takie, jak całkowite i bezwarunkowe przywrócenie Filipinom niepodległości przez Stany Zjednoczone, jak przyznanie przez Anglię całkowitej niepodległości Indiom, Pakistanowi, Cejlonowi i szeregowi krajów afrykańskich oraz zerwanie wszelkich więzów łączących z Anglią Irlandię i Burmę, jak likwidacja imperium francuskiego, imperium belgijskiego i imperium holenderskiego.
Słyszymy dwa usprawiedliwienia dla nieludzkiej brutalności ustroju sowieckiego w ciągu minionych pięćdziesięciu lat. Po pierwsze, słyszymy, że Rosja pierwsza w świecie przystąpiła do budowania ustroju socjalistycznego i że musiała za ten przywilej pierwszeństwa zapłacić wysoką cenę. Po pięćdziesięciu latach doświadczeń i porównań mamy prawo zakwestionować ścisłość tego określenia. Pojęcie socjalizmu jest nieodłączne od pojęcia wolności. Nie można sobie bowiem wyobrazić, by robotnik – budowniczy nowego ustroju, miał być niewolnikiem. System, który zapoczątkował Lenin a kontynuowali i rozwinęli jego następcy, nie jest systemem prywatno-kapitalistycznym, gdyż ustanowił własność kolektywną środków produkcji, transportu i wymiany. Nie jest również systemem kapitalizmu państwowego, gdyż zniósł gospodarkę wolnorynkową. Jednakże nie jest też systemem socjalistycznym, gdyż nie produkuje na zaspokojenie potrzeb ludzkich, lecz przede wszystkim na zaspokojenie potrzeb aparatu wojskowego i policyjnego. Jest to szczególny system, który połączył w sobie maksimum ujemnych cech kapitalizmu i minimum dodatnich cech socjalizmu. Zwykliśmy byli nazywać ten system bolszewizmem, lecz władcy Kremla od pewnego czasu wytężają wszystkie siły, by to dawniej powszechnie przyjęte określenie wytępić i zatrzeć w pamięci ludzkiej. W każdym bądź razie nie jest to socjalizm. Istotą socjalizmu, tym co go odróżnia od wszystkich innych dążeń i prądów demokratycznych, jest egalitaryzm, dążenie do równości społecznej. Społeczeństwo, jakie w ciągu minionych pięćdziesięciu lat ukształtowało się w Związku Sowieckim, jest chyba najbardziej zróżnicowanym społeczeństwem świata. Jego istotą są podziały i rozpiętości położenia społecznego, jego istotą jest kastowość. Daleko więcej równości społecznej znajdujemy dziś w społeczeństwach o gospodarce mieszanej, łączących pozostałości gospodarki kapitalistycznej z silnymi zadatkami gospodarki socjalistycznej, jak na przykład w Anglii.
Drugie usprawiedliwienie ustroju sowieckiego, to konieczność wydobycia Rosji z wiekowego – w porównaniu z państwami i narodami Zachodu – zacofania i opóźnienia. Konieczność taka istniała i wciąż istnieje, trudno nam jednak uwierzyć, że specjalnie naród rosyjski jest narodem-kaleką, umiejącym się zdobyć na wysiłek i na twórczy czyn tylko wtedy, gdy świszcze nad nim bat i gdy mu na nogach pobrzękują kajdany. Naród rosyjski tak samo jak inne narody potrafi żyć, pracować, budować i tworzyć w wolności. Cały świat – nazwijmy go tak w skróceniu – zachodni posuwa się naprzód milowymi krokami na drodze rozwoju gospodarczego, zrzucając z siebie dawną skórę i przyoblekając nową. Sprzymierzeńcem jest mu w tych przeobrażeniach niebywały postęp techniczny, który słusznie nosi nazwę drugiej rewolucji przemysłowej. Sprawdzianów jest wiele, jednym z najbardziej pouczających jest olbrzymia przemiana w strukturze gospodarczej i społecznej, przez jaką w ciągu ostatnich dwudziestu lat przeszły Włochy. Zostało udowodnione, że do budowania nowoczesnego przemysłu na wzór amerykański i w tempie amerykańskim wcale nie jest potrzebny ustrój sowiecki i dyktatura partii komunistycznej. Odwrotnie, koszt społeczny budownictwa przemysłowego metodami zaczerpniętymi ze Związku Sowieckiego jest bez porównania wyższy, niż koszt społeczny budownictwa przemysłowego metodami demokratycznymi.
Przewrót bolszewicki w Rosji miał być tylko zapoczątkowaniem proletariackiej rewolucji komunistycznej w skali całego świata. W roku 1919 przewodniczący Międzynarodówki Komunistycznej Grigori Zinowiew zapowiadał, że w ciągu roku cała Europa będzie komunistyczna. W roku 1920 ten sam Zinowiew przesunął ten termin, oświadczając, iż prawdopodobnie trzeba będzie dwóch lub trzech lat zanim cała Europa stanie się państwem sowieckim. Sen o wszechświatowej rewolucji komunistycznej należy jednak dzisiaj do przeszłości i przywódcy sowieccy najlepiej o tym wiedzą. Cóż może dzisiaj dać ustrój sowiecki robotnikowi w Europie Zachodniej lub Ameryce Północnej, najbardziej rozwiniętych gospodarczo rejonach świata? Może go tylko pozbawić własnych niezależnych partii robotniczych i swobodnych związków zawodowych, może tylko obniżyć jego poziom życiowy, dając mu w zamian jedynie doktrynę leninizmu, która zastygła, skamieniała w formułach właściwych dla okresu sprzed pięćdziesięciu lat i od dawna przestała służyć jako analiza rzeczywistości, jako prognoza przyszłości i jako program polityczny.
Dawny monolit Międzynarodówki Komunistycznej, rządzonej rozkazami z Moskwy, rozpadł się raz na zawsze. 40 lat temu Stalin nakazywał wierzyć, że Związek Sowiecki jest ojczyzną, jedyną ojczyzną proletariatu całego świata. Dziś ojczyzn takich w rozumieniu komunistów jest więcej: jugosłowiańska i rumuńska, chińska i kubańska, choć wszystkie powołują się na Lenina jako swego duchowego protoplastę. Wielość ośrodków kierowniczych, wielość odmian ideologicznych i politycznych, oto obecny stan komunizmu. Z całą pewnością jest to stan zdrowszy od dawnego koszarowego posłuszeństwa, które obowiązywało wszystkie partie komunistyczne całego świata w stosunku do Moskwy. Lecz z całą pewnością jest to również klęska doktryny politycznej Lenina, która znalazła wyraz w pamiętnych 21 punktach z roku 1920. Jeśli zaś chodzi o ideologię, to największą klęską komunizmu był jego pakt z Hitlerem w roku 1939. Był klęską daleko większą, niż polityka zgody klasowej i jedności narodowej, którą partie socjalno-demokratyczne zaakceptowały z chwilą wybuchu wojny roku 1914. Większą, gdyż co do Hitlera i hitleryzmu, jego bezwzględnego, wrogiego stosunku do ruchu robotniczego, do demokracji i wolności człowieka, do niepodległości mniejszych narodów, żadnych złudzeń być nie mogło. A jednak do tej pory żadna partia komunistyczna i żadna komunistyczna narada międzynarodowa nie potępiły złowrogich słów Mołotowa „faszyzm jest kwestią gustu”. Słowa te ciążą nad ruchem komunistycznym, stały się niezatartym piętnem jego hańby. Ciążą one szczególnie nad komunizmem polskim, którego obecny przywódca Władysław Gomułka jeszcze przed kilku laty, w roku 1962, usprawiedliwiał pakt sowiecko-hitlerowski.
Mit wszechświatowej rewolucji komunistycznej jest pierwszym z dwóch mitów, które w ciągu minionych 50 lat rozwiały się jak mgła jesienna. Drugim takim mitem jest legenda, iż rządy komunistyczne niosą z sobą ludzkości pokój i że Związek Sowiecki jest ostoją pokoju dla całego świata. Ludzie na Kremlu postawili zupełnie fałszywą prognozę co do kierunku, z którego przyjdzie zagrożenie Związku Sowieckiego. Przez dwadzieścia lat za głównego wroga uznawali czołowe państwa demokratyczne, z natury swej pokojowe, najwięcej zaś zaufania okazywali rewanżystom i nacjonalistom niemieckim. Za to błędne odczytanie kursu historii przez Lenina i Stalina zapłacił Związek Sowiecki dziesiątkami milionów żyć ludzkich i nieopisanymi stratami i cierpieniami w latach drugiej wojny światowej. Lecz w roku 1945 razem z klęską państw Osi znikło zagrożenie zewnętrzne Związku Sowieckiego i okrążenie, którym władza sowiecka motywowała militaryzację kraju i budowę olbrzymiego aparatu wojskowego. Mimo to zbrojenia sowieckie nie ustały, na odwrót, przybierają na sile. Związek Sowiecki zbroi się przeciwko komu? Przeciwko temu samemu państwu, Stanom Zjednoczonym Ameryki, które w czasie drugiej wojny światowej udzieliło mu pomocy w broni, sprzęcie wojskowym i żywności na sumę 12 miliardów dolarów i ocaliło Związek Sowiecki od klęski. Dwa razy wdał się Związek Sowiecki w prowokacje, które postawiły świat na samej krawędzi nowej wojny globalnej i totalnej: raz – o Berlin zachodni, drugi raz – o Kubę. Trzy razy wdał się w bezsensowne siepaniny, które jego podopieczni przegrali lub przegrywają. Przegrali wojnę na Korei. Nie wygrają wojny w Wietnamie. Przegrali wojnę sześciu dni na Bliskim Wschodzie. Po cóż te wojny? Po co te zbrojenia, po co podtrzymywanie w świecie nieustającego napięcia, w którym wykruszył się mit o pokojowości dążeń Związku Sowieckiego, o rozwadze i umiarkowaniu jego przywódców?
Przyczyna tkwi w stosunkach wewnętrznych Związku Sowieckiego. Urojone niebezpieczeństwa i zagrożenia, skoro brak prawdziwych, służą za uzasadnienie dla systemu, w którym wciąż odmawia się ludziom sowieckim podstawowych praw obywatelskich, zaś sowieckiemu robotnikowi i chłopu – owoców jego ciężkiej pracy. Już pięćdziesiąt lat trwa władza sowiecka, a jednak wciąż nieodmiennie najistotniejszą jej cechą jest lęk przed własnym obywatelem, należałoby raczej powiedzieć: poddanym. Jest to cecha wszystkich ustrojów despotycznych, totalitarnych i dyktatorskich. Wszelki druk opozycyjny, a nawet krytyczny, wciąż jest w Związku Sowieckim zabroniony, a tak samo zabroniony jest wszelki druk przychodzący ze świata wolnego; jedyny wyjątek stanowi prasa komunistyczna. Literatura i sztuka znajdują się w kleszczach cenzury. Nauki humanistyczne pozostają pod ścisłą kontrolą partii. Historia, zwłaszcza najnowsza, w szczególności historia ruchu robotniczego, jest fałszowana. Co prawda fałszerstwa szyte są białymi nićmi, gdyż jedna wersja historyczna goni i zastępuje drugą, dowodząc tym, że do żadnej z nich nie można mieć zaufania. Tak jest też z nazwami miast, organizacji i instytucji, zmieniane są raz po raz. Tak jest z pomnikami, dziś są, jutro ich nie ma. Tak jest z całym życiem społeczeństwa sowieckiego, które oddychać musi narzuconym mu kłamstwem. Rekompensatą tego powszechnego i wszędzie obecnego kłamstwa, dławiącego gardło i uciskającego piersi, mają być sukcesy w dziedzinie broni masowej zagłady oraz sztucznych satelitów i lotów kosmicznych. Sukcesy te są rzeczywiście wielkie, a nawet imponujące, lecz cóż dają one szaremu człowiekowi w Związku Sowieckim? Społeczeństwo norweskie czy szwajcarskie nie może poszczycić się pociskami rakietowymi ani łunikami, lecz społeczeństwa te z całą pewnością są bez porównania szczęśliwsze od społeczeństwa sowieckiego.
Przed pięćdziesięciu laty powstało rosyjskie państwo sowieckie, twór Lenina. Miało dać swym obywatelom wolność; przyniosło dyktaturę, policję polityczną, więzienia, zsyłki i łagry. Miało dać chłopom ziemię; zabrało im ją i przyniosło nowe poddaństwo i nową pańszczyznę. Miało dać robotnikom fabryki i kopalnie; przyniosło zdławienie związków zawodowych i panowanie nowej klasy wyzyskiwaczy. Miało dać swobodę narodom państwa carów, przyniosło podboje i zabory małych i bezsilnych narodów, takich jak Gruzja, Litwa, Łotwa, Estonia. Miało otworzyć nową erę braterstwa i przyjaźni w stosunkach międzynarodowych; uzależniło od siebie i skrępowało Polskę i inne narody pasa bałtycko-czarnomorskiego. Niech nikt nie żąda więc od nas, abyśmy tę obecną rocznicę uważali za nasze święto.
A jednak żaden może naród nie odniósł się do rewolucji rosyjskiej z taką życzliwością, jak Polacy. Życzliwość ta wynikała ze świadomości, że bez obalenia caratu niemożliwe byłoby odbudowanie niepodległego państwa polskiego. Życzliwość ta wynikała również z przesłanki, iż ponowne wejście wojsk rosyjskich na ziemie polskie jest niepożądane i że zadaniem chwili jest rewolucyjne obalenie rządów niemieckich i austriackich na ziemiach polskich, ale nie restytucja panowania rosyjskiego na tych ziemiach. Przewrót bolszewicki w Rosji czynił zadość obu tym przesłankom. Socjaliści, ludowcy i demokraci polscy i w ogóle wszystkie polskie czynniki niepodległościowe uważały przewrót bolszewicki za sprawę wewnętrzną Rosji, nie brały więc i nie zamierzały brać udziału w wojnie domowej w Rosji, zachowując wszystkie swe siły na zrzucenie jarzma okupacji niemieckiej i austriackiej na odbudowę własnego wolnego polskiego domu.
Niepodległa Polska odmawiała też współdziałania z interwencjami zmierzającymi do przywrócenia w Rosji caratu, odrzucała konsekwentnie propozycje i nalegania, by udzielić poparcia białym armiom rosyjskim Denikina czy Wrangla. Pokój zawarty w Rydze był pokojem kompromisu. Jak każdy kompromis, był on niedoskonały, z całą jednak pewnością dał Związkowi Sowieckiemu dwadzieścia lat pokoju i bezpieczeństwa. Mimo całej odrazy do sowieckiego systemu rządzenia i do doktryny leninizmu, Polska niepodległa zachowała w stosunku do Związku Sowieckiego jak najbardziej poprawny stosunek sąsiedzki. Taka była wola i takie było pragnienie wszystkich bez wyjątku polskich stronnictw i ugrupowań politycznych.
Zapłatą za to był w roku 1939 sojusz Związku Sowieckiego z Niemcami hitlerowskimi, skierowany przeciwko Polsce i nowy rozbiór Polski, a potem w roku 1944 osadzenie w Polsce rządu podporządkowanego woli Moskwy i niezgodnego z wolą narodu polskiego, a w szczególności polskich robotników i chłopów. Ten stan rzeczy trwa po dzień dzisiejszy i odpowiedzialność za ten stan rzeczy trwa po dzień dzisiejszy. Nie ma dla niego żadnego wytłumaczenia i usprawiedliwienia. W szczególności, zupełnie bezpodstawne są posądzenia i obawy, jakoby Polska oswobodzona spod dyktatury partii komunistycznej mogła stać się instrumentem odrodzonego imperializmu niemieckiego i zagrażać bezpieczeństwu Związku Sowieckiego. Wystarczy tu powołać się na bezsporny fakt, iż naród polski w warunkach dużo bardziej niż dzisiejsze pomyślnych dla Polski a niepomyślnych dla Związku Sowieckiego, odrzucił oferty i pokusy wspólnego marszu z armiami Hitlera przeciwko Rosji, a potem we wrześniu 1939 roku postawił na jedną kartę cały swój byt, odpierając roszczenia Hitlera w tym samym czasie, gdy Związek Sowiecki związał się z Hitlerem paktem przyjaźni.
Przez dwa lata Polska niepokonana stawiała opór całej potędze hitleryzmu, osłaniając swym krwawiącym ciałem także i Związek Sowiecki, walcząc raz jeszcze w swoich dziejach „za wolność naszą i waszą”. Więc nie my Polacy mamy składać dowód, iż z naszej strony nic nie zagraża bezpieczeństwu Związku Sowieckiego, lecz władza sowiecka winna jest nam dać dowód, iż nie knuje zamiarów wobec Polski nieżyczliwych. W tym stanie rzeczy nie możemy w rocznicę 50-lecia złożyć tej władzy na Kremlu powinszowań i komplementów, bo byłyby one nieszczere. Natomiast przedkładamy jej nasze żądanie: przywrócenia narodowi polskiemu prawa do rozporządzania swym własnym losem. Cudzego nie chcemy, ale na własnej ziemi, we własnym domu chcemy i mamy prawo gospodarować tak, jak to sami uznamy za właściwe i stosowne, bo odpowiadające naszym potrzebom.
Narodom Związku Sowieckiego i wszystkim jego obywatelom i mieszkańcom życzymy wolności. Jesteśmy przekonani, że pochód wolności jest niepowstrzymany, że sprawa wolności jest niezwyciężona i że zatryumfuje ona wbrew prześladowaniom i zsyłkom, wbrew więzieniom i łagrom, także na obszarze Związku Sowieckiego. Pragniemy, by stało się to jak najrychlej, by proces ten rozwijał się w jak najszybszym tempie i by odbywał się kosztem możliwie najmniejszych strat, cierpień i ofiar. Na przekór całej dzisiejszej rzeczywistości, wyrażamy wiarę, że rewolucja rosyjska, zapoczątkowana w marcu 1917 roku, której bieg odwrócili Lenin i Stalin i partia bolszewików i cały system sowiecki, zatryumfuje ostatecznie na całym obszarze Związku Sowieckiego zwycięstwem sprawy wolności i niekłamanej sprawiedliwości społecznej nad tyranią, nad wszelkim uciskiem i wyzyskiem.
Adam Ciołkosz
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Polemiki”, zeszyt VII/VIII, Londyn, wiosna 1968. Następnie zamieszczono go w zbiorze tekstów Autora pt. „Walka o prawdę. Wybór artykułów 1940-1978”, Polonia Book Fund, Londyn 1983. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem. Na ilustracji polski plakat propagandowy z okresu wojny polsko-bolszewickiej; przedstawia karykaturę Lwa Trockiego z nożem pośród mnóstwa trupów.