Antoni Słonimski
1905
[1975]
Napłynęła fala rocznic. Wiek nasz nowy liczy lat siedemdziesiąt pięć. Tyle zdarzyło się przez te trzy czwarte stulecia, że niemal dzień, tydzień, miesiąc każdy jest rocznicą ważną, o której wypada przypomnieć. Często jednak obchodzimy sprawy, które nas nie obchodzą, a pomijamy daty wiele w naszej historii znaczące. Jedno warto by uszanować, to jest okrągłość cyfr: „dwudziesta dziewiąta rocznica otynkowania stacji Mordy w powiecie siedleckim” albo „dwudziesta siódma rocznica uruchomienia kanalizacji Mokotowa Dolnego” to brzmi niepoważnie. Trzymajmy się cyfr zwyczajem uświęconych. Niech to więc będą srebrne, złote i diamentowe wesela i smutki narodowe. Dajmy również prawo do wspomnień ważnych związanych z historią i własnym przeżyciem oddalonym nie tylko cyfrą konwencjonalną.
W trzydziestolecie Polski Ludowej pragnę sięgnąć pamięcią do pierwszych groźnych i pięknych doznań dziecinnych, cofnąć się do czasów rewolucji tysiąc dziewięćset piątego roku. Byłem wtedy chłopcem dziewięcioletnim, ale zapamiętałem sporo z tych czasów tak już odległych. Rozbudziła te wspomnienia książka Haliny Kiepurskiej „Warszawa w rewolucji 1905-1907” oraz odczytana na nowo „Historia Ligi Narodowej” Stanisława Kozickiego.
Najżywiej w mojej pamięci, jak czerwień w filmie kolorowym, wybija się obraz sztandarów pepeesowskich, tłum na placu Teatralnym i szarża kawaleryjska, masakra, z której ledwie zdołaliśmy głowy unieść spod kopyt kozackich. Uciekliśmy z bratem za róg ulicy Niecałej, do nas, do domu, gdzie znoszono już rannych, gdyż ojciec mój był jednym z najbliższych lekarzy w okolicach placu Teatralnego. Pamiętam miednice pełne krwi, bandaże, bieganinę ludzi obcych po naszych pokojach.
Autorka cytuje anegdoty mego ojca oraz wspomina o mieszkaniu (str. 81). Działo się to bezpośrednio po „krwawej niedzieli” w dniu 24 stycznia, gdy robotnicy warszawscy strajkiem poparli swe żądania. „Tegoż samego dnia wieczorem Warszawski Komitet Robotniczy PPS, na zebraniu w mieszkaniu sympatyka PPS dra Stanisława Słonimskiego, przy ulicy Niecałej 9, został przekształcony w Komitet Strajkowy” (W. Sławek „Wspomnienia” kom. 104). Adres podany jest mylnie. Mieszkaliśmy pod numerem szóstym. Oczywiście pojęcia wtedy nie miałem o ważnych uchwałach zapadłych w gabinecie ojca, ale o strajku trudno było nie wiedzieć, gdyż objął już całą Warszawę.
„Na wezwanie Stronnictw Socjalistycznych, stanęły koleje, fabryki i warsztaty, znikły z ulic Warszawy tramwaje i dorożki. Zarządzono wreszcie niewydawanie pism. Wówczas sprzeciwiło się temu zarządzeniu wydawnictwo »Gońca«, który był organem Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego. Odbyło się zebranie redaktorów wszystkich pism warszawskich, na którym postanowiono zawiesić wydawanie pism. Redaktorem »Gońca« był wówczas Bolesław Koskowski, chciał się do tego postanowienia zastosować. Ponieważ było to sprzeczne ze stanowiskiem Ligi wobec strajku politycznego, przyszedł do redakcji Dmowski i oświadczył, że pismo musi wychodzić” (Stanisław Kozicki „Historia Ligi Narodowej”, str. 287). Pismo ukazało się na mieście. Relacje z książki Kozickiego wydanej nakładem Instytutu im. Romana Dmowskiego różnią się krańcowo od opisów Haliny Kiepurskiej. Próżno tu szukać obiektywnej oceny zjawisk. Kozicki jako działacz Stronnictwa Narodowo-Demokratycznego nie ukrywa swych sympatii i pochwala fakt złamania strajku. O pochodach i walkach pepeesowskich pisze Kozicki: „Ulice Warszawy zapełniły się tłumem, który nie miał charakteru polskiego. Kto widział to opanowanie ulicy warszawskiej przez obce żywioły, ten nie zapomni nigdy uczuć zgrozy, jakie go musiały opanować”. Inaczej wspomina te walki Walery Sławek: „Nie zapomnę nigdy objawów uciechy i radości, jaką widziałem wśród bojowców po tej manifestacji, radości wywołanej paniczną ucieczką policji” (str. 61). „Dla uciemiężonego ludu znaczenie wystąpienia było olbrzymie. Obudziło wiarę we własne siły” – pisze Kiepurska.
Budził się już świt niepodległości nad kominami fabryk Woli i Powiśla. W tym czasie Dmowski pertraktował w Petersburgu z ministrem Wittem. O tych pertraktacjach pisze sam Dmowski: „Około tej rozmowy z Wittem lewica nasza usiłowała wytworzyć legendę... Stale powtarzano, żem po pierwsze obiecał Wittemu wyrżnąć socjalistów w Polsce, po wtóre zaś, że Witte nie traktował tej rozmowy na serio...” („Historia Ligi Narodowej” str. 295). Bliższa prawdy wydaje się druga wersja, bo Witte dobrze orientował się, że Dmowski w ówczesnym układzie sił nie był poważnym partnerem politycznym. Rewolucja 1905 roku okazała już swe prawdziwe patriotyczne i socjalistyczne oblicze. Walczono o niepodległość. Tego nie chciał widzieć Kozicki ani nie widział Dmowski. Gdy stanęły „koleje, fabryki i warsztaty”, znikły z ulic Warszawy tramwaje i dorożki, Kozicki widzi tylko „obce żywioły” chyba dlatego, że tym obcym żywiołom nie wolno było wtedy pracować na kolejach i tramwajach. Obsesja antysemicka doprowadziła Dmowskiego aż do przekreślenia całych stronic historii walk narodowych. Sukcesy w tej walce osiągnięte gotów był przypisać „obcym żywiołom”.
Pierwszym poważnym osiągnięciem rewolucji 1905 roku było przywrócenie języka polskiego szkołom prywatnym. Do szkoły rosyjskiej nie chodziłem. Ojciec dał mnie do szkoły Zrzeszenia Nauczycieli Polskich, której dyrektorem był Jan Kreczmar, protoplasta świetnej rodziny Kreczmarów. Językiem wykładowym był polski, tylko historię i geografię wykładali nauczyciele rosyjscy. Jak daleko stąd, jak blisko! Gdy na szpaltach książki Haliny Kiepurskiej znajduję nazwiska Sempołowskiej, Patka, Heilperna, Nałkowskiego, Prusa, Krzywickiego, uświadamiam sobie, że oni wszyscy bywali u ojca na Niecałej, gdzie w poczekalni lekarskiej schodzili się pepeesowcy, gdzie w gabinecie na ceratowej kanapce nocował parę razy Piłsudski.
Mało się o tych czasach pisze; historia stroni od wspomnień niewygasłych.
Antoni Słonimski
Powyższy felieton Antoniego Słonimskiego, pierwotnie opublikowany w roku 1975, przedrukowujemy za: Antoni Słonimski – „Ciekawość. Felietony 1973-1976”, Czytelnik, Warszawa 1981.