Marian Serejski
Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej a sprawa Śląska
Udział Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej w walce o zjednoczenie Górnego Śląska z odbudowanym w r. 1918 państwem polskim był jedynie epizodem, nie pozbawionym wszakże znaczenia.
Szczególny wkład w walkę o wyzwolenie narodowe Śląska członków ZNMS stanowi działalność tzw. grupy bojowej „Wawelberg”. Opierając się na własnych wspomnieniach, zweryfikowanych przez ich konfrontację z zachowanymi dokumentami i opracowaniami, chcę zwrócić uwagę na różne formy współudziału ZNMS w całości akcji śląskiej oraz na jego ideową w niej postawę.
W odezwie z 10 XI 1920 r., wydanej przez ZNMS, czytamy: „Idziemy do walki o Górny Śląsk z hasłami zupełnie wyraźnymi, o wyzwolenie i zjednoczenie narodowe, o spotęgowanie siły proletariatu polskiego, o zwycięstwo demokracji i postępu, o Polskę pracy”.
Gdzie indziej, w organie ZNMS „Głos Niezależny” z dn. 20 I 1921 r., pisano: „Nie jest bynajmniej rzeczą przypadku, że na łamach wznowionego wydawnictwa naszego poruszamy sprawę Górnego Śląska. Od początku bowiem istnienia Państwa Polskiego była ona nam zawsze najbliższa sercu”.
Jak to się stało, że temu związkowi przypadła rola szczególna wśród ideowych organizacji akademickich w tej sprawie?
Odpowiedzi na to pytanie szukać trzeba w jej genealogii, dość osobliwym składzie osobowym i krystalizującym się jeszcze podczas toczącej się I wojny światowej obliczu ideologicznym. Genealogię tę wywieść można z dość odległej tradycji młodzieży polskiej, która w różnych okolicznościach czasów porozbiorowych podejmowała nieraz śmiałe inicjatywy w walce o wolność, nie bardzo oglądając się na stanowisko starszych. Bezpośrednio ZNMS wywodził się z odłamów młodzieży, które nawiązując do swych poprzedników zorganizowały się pod różnymi nazwami w kraju, jak i za granicą pod sztandarem walki o niepodległość i postęp. Podczas wojny, w r. 1917, nie bez wpływu nowej sytuacji powstałej po wybuchu rewolucji w Rosji – nasamprzód w Warszawie, a później i w innych ośrodkach (zjednoczenie nastąpiło dopiero w r. 1922) część tej młodzieży określiła się jako socjalistyczna. Powstały w ten sposób Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej zadeklarował się jako organizacja o radykalnym obliczu społecznym, pozostając równocześnie wierną tradycji niepodległościowej, patriotyzmowi. W związku tym znaleźli się [w nim] przede wszystkim sympatycy czy członkowie PPS, ale nie tylko: należeli do niego również zwolennicy rewolucyjnego syndykalizmu czy komunizmu oraz grawitujący między nimi lewi socjaliści. Faktem jest, że ze strony zarządu związku i wśród ogółu jego członków w pierwszych latach jego istnienia zdecydowanie broniono organizacyjnej i ideologicznej samodzielności, nie chciano dopuścić do odgórnego dyktatu partii politycznych, wytykając im zresztą, że nie potrafią przezwyciężyć wzajemnej niechęci i rywalizacji, osłabiając przez to siłę ruchu robotniczego. Nawet ci, którzy należeli do PPS, zachowywali mimo dyscypliny partyjnej nieco odmienne stanowisko w sprawach taktycznych, nie zawsze zgodne całkowicie z linią wytyczną polityki partyjnych władz centralnych.
Pomimo skromnej liczbowo organizacji, jej dynamizm był uderzający nie tylko na terenie wyższych uczelni. Członkowie ZNMS jako studenci brali podczas wojny żywy udział w różnych akcjach skierowanych przeciwko władzom okupacyjnym: przeciwko internowaniu legionistów, przeciw aresztowaniom wśród studentów, przeciw niemieckiej administracji finansowej w uniwersytecie. Wychodzili na ulice manifestując w dniu 1 maja, protestując przeciwko pokojowi brzeskiemu itd. Zwłaszcza ostatnie demonstracje, gdzie doszło do starć z żandarmami, a nawet z wojskiem, nie ostudziły rosnącej gorączki czynu, a wszystko to razem, jeśli przy tym pamiętać, że część członków ZNMS szkoliła się w zakonspirowanej już wtedy Polskiej Organizacji Wojskowej, sprawiło, że byli oni jako tako zaprawieni w różnych formach walki z Niemcami. Po ich kapitulacji wzięli udział w rozbrajaniu żołnierzy niemieckich, którzy zresztą na ogół nie stawiali oporu.
W odbudowującym się państwie ci młodzi studenci od razu pasowani byli na działaczy; rozproszeni po różnych miejscowościach, obejmowali tam nieraz kierownicze funkcje w partiach, w związkach zawodowych, w radach robotniczych, w milicji ludowej itd. Bez odpowiedniego doświadczenia, ale i bez rutyny, wnosili wszędzie niemało zamętu, ale i gorący entuzjazm, bezkompromisowość, wiarę w możliwość budowy takiej Polski, o jakiej od dawna marzyli: Polski „szklanych domów”, sprawiedliwej dla wszystkich, opartej na woli szerokich mas ludowych.
W ten sposób na różnych odcinkach życia społecznego i politycznego znaleźli się, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, młodzi studenci, zdani tam na własną inicjatywę. Jako przykład przytoczyć mogę własne doświadczenia, gdy pod koniec listopada ruszyłem z dwoma towarzyszami motorówką do Płocka, gdzie rychło zostałem obrany przewodniczącym Komitetu Okręgowego PPS i Rady Robotniczej Płocka, a mój rówieśnik, Wacław Bruner, zorganizował w powiecie Związek Robotników Rolnych, który wkrótce podjął poważną akcję strajkową. Decydowaliśmy wówczas o wielu sprawach, nie pytając Warszawy, jedynie dyskretnie i życzliwie niekiedy napominani przez ówczesnego komisarza rządu, inż. Michalskiego, który przypominał nam niektóre elementarne racje rządu czy obowiązujące reguły prawne, a – co nas boleśnie dotykało – dowodził nam, że nie zawsze jesteśmy konsekwentni.
– Urządzacie strajk powszechny (po upadku rządu Moraczewskiego), a co z elektrownią, czy wysadzicie ją w powietrze?
– Nie mamy takiego zamiaru.
– Ale ja muszę utrzymać ją w ruchu i obsadzę ją wojskiem. Wspominam o tym jako o zjawisku dość typowym: odezwy przez nas wydawane kończyły się niekiedy hasłem rewolucji społecznej i najdalsi byliśmy od przekonania, że budowa nowej Polski ma się odbywać w majestacie prawa, nie cofaliśmy się przed ostrymi środkami działania, ale przecież Płock, choć tak czasami go nazywano, nie był odrębną republiką i losy jego związane były z losami całej Polski, z ogólną polityką kierowaną nie przez młodych studentów, ale przez wytrawnych działaczy, mężów stanu, przez władze centralne. Tymczasem przed odbudowującym się państwem polskim, borykającym się z trudnościami gospodarczymi i wewnętrznopolitycznymi, stanęły nie rozwiązane problemy granic. Na wschodzie rozpętała się wojna, na zachodzie zaś, wbrew początkowym, bardziej dla Polski pomyślnym planom, zwycięskie mocarstwa postawiły pod znakiem zapytania przynależność do niej Gdańska, Warmii i Mazur oraz Górnego i Cieszyńskiego Śląska. Losy Śląska rozstrzygnąć się miały w drodze plebiscytu, co wymagało zmobilizowania do toczącej się walki pomocy ze strony inteligencji polskiej.
Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej już w drugiej połowie 1919 roku, zwłaszcza po wybuchu I powstania, na sprawę Śląska skierował główną swą uwagę. Palącym nakazem chwili było poparcie dla ludu śląskiego, zdanego na własne siły w obliczu przeciwnika dysponującego kapitałami, kadrą inteligencji i umiejętnie wykorzystującego w propagandzie wszystkie słabe strony z trudem odbudowującego się państwa, będącego w konflikcie ze wszystkimi sąsiadami. W tej sytuacji spieszący na Górny Śląsk zetenemesowcy znaleźli się w kolizji z niemal wszystkimi. Z nieufnością odnosili się do oficjalnej polityki wschodniej, kierowanej przez skądinąd dla wielu z nich bliskiego ich sercu Piłsudskiego. „Wdaliśmy się w nieskończoną rąbaninę z Moskwą” – powtarzaliśmy chyba za Żeromskim – zaniedbując piastowskie ziemie, zaludnione przez polskich chłopów i robotników. Zarzucaliśmy lewicy niepodległościowej, że „jak zaślepiona szła na wschód, oddając tam wszystkie swoje siły, całą swą energię, nie pozostawiając prawie nic dla robotnika i chłopa, którzy na Górnym Śląsku borykają się o swe prawa i o prawa do Polski – ziemi stokroć bardziej polskiej od Mińska, Łucka, a nawet Wilna”. Nie zadowalało nas w pełni stanowisko PPS, chociaż po I powstaniu niedwuznacznie wypowiedziała się za poparciem dla Śląska, krytykując wschodnią politykę rządu, a także zbytnią uległość endecji wobec mocarstw zachodnich. Odczuwaliśmy jako paradoksalną sytuację, że to właśnie czynniki prawicowe uważały się za patronujące sprawie śląskiej, że komisarzem plebiscytowym z ramienia Polski został jeden z przywódców Chrześcijańskiej Demokracji – Wojciech Korfanty. Krytykowaliśmy oficjalną propagandę Komisariatu Plebiscytowego, który nie dostrzegał dokonujących się w świecie przemian społecznych, zwalczał „anarchię strajkową”, żonglował hasłami wstecznymi, zniechęcając zradykalizowane masy na Śląsku i oddając oręż w ręce tych, którzy utożsamiali Polskę z prawicą, z reakcją, która starała się sparaliżować w całej Polsce – a na Śląsku w szczególności – dążenia demokratyczne i postępowe. Uważaliśmy, że liczy ona jedynie na „drogę dyplomatyczną”, na zwycięskich aliantów, wykazując wobec nich uległość i lojalizm, które wobec zaangażowania obcych kapitałów i znanego stanowiska Anglii nie mogą przynieść nam korzystnego rozstrzygnięcia losów ziemi śląskiej. Na domiar złego członkowie ZNMS przybyli na Śląsk traktowani byli przez Komisariat Plebiscytowy jako intruzi i mąciciele, nie mogli znaleźć wspólnego języka z miejscową organizacją PPS, kierowaną przez Józefa Biniszkiewicza, solidaryzującego się z polityką Korfantego.
Jeżeli do tego dodamy, że mimo prób współdziałania z miejscowymi komunistami w akcjach strajkowych i w organizowaniu tzw. komitetów samoobrony robotniczej nie mogło być mowy o jednolitym froncie w sprawie śląskiej, gdyż komuniści, licząc na szansę szybkiej rewolucji społecznej w Niemczech i niechętni Polsce prowadzącej wojnę z rewolucyjną Rosją, bynajmniej nie byli skłonni popierać akcji za zjednoczeniem Śląska z naszym państwem. Przybyli na Górny Śląsk członkowie ZNMS byliby całkiem odosobnieni, gdyby nie rosnące nimi zainteresowanie władz centralnych PPS, a przede wszystkim gdyby nie pomoc i poparcie ze strony powołanego przy Sztabie Generalnym Wydziału Plebiscytowego, na czele którego stanął sympatyzujący z nimi kapitan Tadeusz Puszczyński.
W obliczu zaostrzającej się sytuacji na Śląsku, w związku z załamaniem się frontu wschodniego i klęską w plebiscycie na Warmii i Mazurach oraz rosnącym naciskiem ze strony Anglii, a także wzmożoną działalnością niemieckich bojówek oraz czynników politycznych dążących do przywrócenia Niemcom Górnego Śląska, w ZNMS podejmowano uchwały, by możliwie masowo wziąć aktywny udział w toczącej się walce plebiscytowej, a także – w razie potrzeby – i zbrojnej o zjednoczenie Śląska z państwem polskim. W latach 1919-1921 przedostało się na Śląsk kilkudziesięciu członków organizacji, studentów Uniwersytetu Warszawskiego, Politechniki, WSGW, WWP, że wymienię część tych, których nazwiska pamiętam i które zachowały się w dokumentach: Wacław Bruner, Stanisław Dubois, Dobiesław Damięcki, Tadeusz Janiszewski, Michał Kaczorowski, Kazimierz Kuszell, Stanisław Leśniewski, Bohdan de Nisau, Tadeusz Paszkowski, Stanisław Pelc, Stanisław Saks, Marian H. Serejski, Wacław Wardaszko, Lucyna Woliniewska i wielu innych.
Pełnili oni różnorodne funkcje związane z akcją plebiscytową oraz z przygotowaniami bądź uczestnictwem w II i III powstaniu. Przebywali oni częściowo na Śląsku, częściowo w ekspozyturze w Sosnowcu bądź w Warszawie. Niektórzy występowali w roli agitatorów, działaczy oświatowo-kulturalnych, kolportowali odezwy, plakaty i broszury, zajmowali się przerzutem ludzi przez „zieloną granicę” na Górny Śląsk, a także broni i amunicji. Poruszanie się po Górnym Śląsku, zwłaszcza w miastach, gdzie całkowitą przewagę mieli Niemcy, nie było całkiem bezpieczne, zwłaszcza gdy nie władało się językiem niemieckim. W szczególności transporty broni, bardzo zresztą skromne, nie zawsze się udawały, chociaż niekiedy z ciężkich opresji ratowały nas patrole francuskie, które w mig potrafiły zorientować się, o co chodzi, i oświadczały, że broń przewożona jest dla wojsk alianckich, przebywających na czas plebiscytu na Śląsku. Rozumie się, że szczególne środki ostrożności trzeba było zachować podczas toczącego się powstania, poruszając się po terenach opanowanych przez Niemców.
Pamiętam, że po wybuchu II powstania wysłany byłem ze specjalną misją w Raciborskie, do wsi Kuźnia Raciborska, gdzie stacjonowały jako część składowa wojsk alianckich oddziały włoskie. Wobec tego, że na dworcu w Gliwicach miałem jakieś nieporozumienia z Niemcami, rozeszła się pogłoska, jakoby zostałem rozstrzelany. Tymczasem całkiem szczęśliwie dotarłem do miejsca przeznaczenia, gdzie spotkały mnie duże niespodzianki. Pierwsza – to piękna, poprawna, nie popsuta germanizmami polszczyzna chłopów raciborskich, druga – mniej przyjemna – to konflikt powstańców z Włochami, którzy rekwirowali broń powstańczą. „Italiany som gorse od Germanów” – oświadczali mieszkańcy Kuźni Raciborskiej, gotowi do prowadzenia z nimi walki bez pardonu. Z trudem udało mi się skłonić ich, by ukryli broń i wyrzekli się atakowania oddziałów włoskich. Wkrótce powstanie wygasło, a mnie ściągnięto do Sosnowca, a potem do Warszawy i powierzono jako młodemu „historykowi” opracowanie historii ledwo co wygasłego ruchu powstańczego. Nawet nie rozpocząłem tej pracy, gdy przyszły inne obowiązki związane z wciąż zaostrzającą się sytuacją na Śląsku, zbliżaniem się terminu plebiscytu oraz jego przebiegiem i projektami bardzo niekorzystnego podziału Górnego Śląska, co spowodowało wybuch III powstania, w którym szczególna rola przypaść miała członkom ZNMS, należącym do grupy dywersyjnej „Wawelberg”.
Kampania plebiscytowa na Górnym Śląsku przebiegała w niekorzystnych dla Polski warunkach. Jej pozycja międzynarodowa, osłabiona wskutek załamania się wyprawy kijowskiej, umożliwiała mocarstwom zachodnim podejmowanie decyzji dla niej niekorzystnych. Wprawdzie udało się odeprzeć Armię Czerwoną maszerującą na Warszawę i doszło do zawieszenia broni na froncie wschodnim, ale dosłownie dopiero w przededniu plebiscytu, dnia 18 marca 1921 roku, podpisano traktat, a dzień przedtem uchwalono konstytucję. Dopuszczenie do głosowania emigrantów w liczbie około 200 000 przesądzało wynik głosowania na niekorzyść Polski. Ale, co szczególnie dotkliwie nas bolało, to fakt, że duża część opinii światowej nie zdawała sobie sprawy ze znaczenia Śląska dla Polski lub wręcz niechętnie odnosiła się do naszych roszczeń. Wprawdzie opinia polska coraz żywiej interesowała się sprawą, ale niełatwo było odrobić dotychczasowe zaniedbanie. ZNMS do kampanii plebiscytowej – choć nie wierzył, by sprawa rozstrzygnąć się mogła wyłącznie w drodze głosowania – starał się wlać ducha bojowego, odwołując się do tradycji walk wyzwoleńczych prowadzonych przez polską demokrację, a zwłaszcza klasę robotniczą. W tym celu członkowie ZNMS kolportowali na Śląsku broszury o bohaterach rewolucji 1905 r. – Okrzei i Montwille (pióra G. Daniłowskiego), o roku 1848 na Śląsku (E. Caspariego), wygłaszali odczyty i pisali artykuły, zasilając między innymi miejscową „Gazetę Robotniczą”.
Na uwagę zasługuje założenie specjalnego tygodnika „Wspólna Sprawa”, poświęconego sprawie Górnego Śląska, którego strona organizacyjno-techniczna znalazła się w rękach członków ZNMS. Między 19 grudnia 1920 roku i 20 marca – dniem plebiscytu – 1921 roku ukazało się 12 jego numerów. Do pisma zaangażowano pióra wybitnych autorów, jak Buzek, Daszyńska-Golińska, Wakar, Rembowski i inni. Naświetlali oni wszechstronnie sprawę śląską, a równocześnie informowali o stosunkach społeczno-gospodarczych, ustrojowo-prawnych i kulturalnych Polski. Stałe przeglądy o aktualnej sytuacji na Śląsku, z jednej strony, oraz Polski, z drugiej strony, we „Wspólnej Sprawie” opracowywali członkowie ZNMS. Pismo demaskowało fałsze propagandy niemieckiej. Skrzętnie wykorzystywano dane statystyki niemieckiej oraz opinie Niemców uznających polski charakter etnograficzny Śląska. Bez skrupułów atakowało pismo hakatystę na tronie biskupim – wrocławskiego biskupa – i duchowieństwo niemieckie, jednostronnie wspierających propagandę proniemiecką na Śląsku. Ważkie znaczenie miały dowody materialnego upośledzenia robotników w porównaniu z innymi dzielnicami Rzeszy Niemieckiej, podwójne jarzmo ciążące nad ludem śląskim oraz skutki długotrwałego uprzywilejowania Niemców, które nie mogło nie odbić się niekorzystnie na wynikach plebiscytu, zwłaszcza po dopuszczeniu do niego oderwanych od Śląska emigrantów niemieckich. „Wspólna Sprawa” stała się trybuną, z której swobodnie korzystali członkowie ZNMS, naświetlając problem śląski w duchu odmiennym niż propaganda Komisariatu Plebiscytowego. Świadectwem uznania dla zaangażowanych w sprawę śląską członków ZNMS było z ich inicjatywy ukazanie się w styczniu 1921 r. specjalnego numeru warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego”, gdzie członkowie ZNMS opublikowali dużą część artykułów, przedstawiając sytuację etnograficzną i strukturę społeczną Górnego Śląska oraz toczącą się tam w twardych warunkach walkę o jego zjednoczenie z państwem polskim. Bliższą motywację szczególnego zaangażowania ZNMS w sprawę śląską znajdujemy w „Głosie Niezależnym”. Gdy po przerwie prawie dwuletniej ukazał się on na nowo w styczniu 1921 r., naświetlono w nim całość problemu z punktu widzenia ideologii ZNMS. Wskazywano w nim na paradoksalność sytuacji, w której siły odrodzonego państwa angażuje się na wschodzie, zaniedbując sprawę, w której interes narodowy sprzęgnięty jest z interesem klasowym, gdzie ze względu na strukturę społeczno-kulturalną szczególnie potrzebna i cenna była pomoc inteligencji polskiej. Wyrażano pogląd, że warunkiem uwolnienia Śląska spod wpływów reakcji, żerującej na upośledzeniu narodowym Polaków, jest jego przyłączenie do Polski. W następnym numerze poddano ostrej krytyce oficjalną propagandę plebiscytową, nie liczącą się z nastrojami radykalnymi szerokich mas, ale także słabą aktywność lewicy.
„Nasza reakcja – czytamy tam – nie może i nie chce pójść na Śląsk z tymi hasłami, które właśnie zapewniają nam sympatię w walce naszej obozu robotniczego i demokratycznego Europy. Ale podjąć ją musi demokracja polska dla dobra własnego i sprawy śląskiej”. „Śląsk, zgubiony przez magnatów i szlachtę, odzyskać może tylko lud, poparty przez robotnika, chłopa i inteligenta polskiego”. Ta prognoza w ówczesnych warunkach spełniła się tylko częściowo. Nie udało się rewindykować całego Śląska, ale to właśnie powstania i bojowa postawa ludu śląskiego i solidaryzującego się z nim ZNMS sprawiły, że nie powiodły się również niebezpieczne plany całkowitego zlekceważenia interesów i woli ludności polskiej na Górnym Śląsku.
Marian Serejski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w pracy zbiorowej „PPS – wspomnienia z lat 1918-1939”, tom 2, Książka i Wiedza, Warszawa 1987.
Marian Serejski (1897-1975) – profesor, historyk, działacz socjalistyczny. Jako nastolatek związał się z młodzieżowymi organizacjami socjalistycznymi – Związkiem Młodzieży Postępowo-Niepodległościowej, a od 1917 r. ze Związkiem Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej. Od 1918 r. członek PPS, działacz Rady Delegatów Robotniczych w Płocku, uczestnik akcji plebiscytowej i działań powstańczych na Górnym Śląsku. Absolwent studiów historycznych na Uniwersytecie Warszawskim, doktoryzował się tamże w roku 1925, habilitował w 1937. W czasie okupacji hitlerowskiej działacz PPS-WRN, aresztowany jesienią 1940 i osadzony w obozie w Auschwitz, uwolniony wiosną 1942 r. Współpracownik AK i Batalionów Chłopskich na Lubelszczyźnie. Po zakończeniu II wojny światowej nie powrócił do działalności politycznej. Od 1946 r. profesor Uniwersytetu Łódzkiego, od 1953 r. Instytutu Historii PAN.