Halina Krahelska
Tu Polska milczeć nie może...
[1938]
Z prawa azylu korzystała, przez długie dziesiątki lat, najistotniejsza elita narodu polskiego. To znaczy oczywiście ci, którzy z niewolą narodu pogodzić się nie mogli, nie umieli, nie chcieli, którzy czynny udział brali w powstaniach, we wszelkiej formie irredenty przeciw zaborcom, w ostatnich również walkach o państwową niepodległość Polski. Korzystali z prawa azylu w państwach demokratycznych i niedemokratycznych, a liczni wśród nich umieli jeszcze nadto w okresie tego swego wygnania prowadzić walkę, tradycyjną, najpiękniejszą polską walkę „o wolność naszą i waszą”, jeszcze raz – na wygnaniu – angażować całość własnej głowy. Trudno wśród najwybitniejszych i wybitnych uczestników ostatniej walki o państwową niepodległość odnaleźć człowieka, który by w różnych okresach swego życia i walki ideowej z prawa azylu, jako emigrant, uchodźca polityczny, nie korzystał. Chyba że chwycono go przed ucieczką zagranicę i na trwale przymknięto na rosyjskiej katordze, z której wyjść mu dała już tylko rewolucja rosyjska. W każdym razie Józef Piłsudski korzystał z tego prawa, korzystał Ignacy Mościcki, prócz nich cały zastęp najwybitniejszych działaczy niepodległościowych.
Stosunek do tej sprawy był w świecie przedwojennym tak niedwuznaczny, że, jak wspomnieliśmy, udzielanie azylu nie było wcale odrębnością czy przywilejem państw demokratycznych: dość chyba wspomnieć głośny fakt historyczny odmowy wydania Rosji uczestniczki zamachu na Skałłona, Wandy Krahelskiej, odmowy na którą zdobyła się zgoła niedemokratyczna, cesarsko-królewska Austria.
Jest więc uzasadnienie historyczne, sprawiające, że Polsce nie wolno milczeć lub zajmować niewyraźną postawę w sprawie prawa azylu, w sprawach dotyczących emigrantów politycznych. Przechodzę nawet w tej chwili ponad faktem, że sama Polska takich emigrantów politycznych posiada. To nie może nic zmienić w zasadniczej postawie wobec tej sprawy.
Idzie nam tu dziś o sprawę emigrantów sudeckich, która już ma swoją historię. Do prasy podano przed kilkunastoma dniami wiadomość, że rząd Trzeciej Rzeszy żąda od rządu czeskiego wydania emigrantów sudeckich, a mianowicie: demokratów-antyfaszystów (wśród tych dużo jest Niemców), czynnych, walczących katolików i oczywiście Żydów (Żydów – w ogóle!). Wszystkie żywioły nie tylko demokratyczne, ale ludzkie nawoływały w prasie całego świata do obrony tych ludzi, do żądania od wszystkich rządów wypowiedzenia się w tej sprawie. Tymczasem z Berlina – a przez usłużne odłamy prasy na cały świat – skierowano zaprzeczenie: rząd Rzeszy nic podobnego nie reklamuje, w ogóle nie interesuje się losem emigrantów sudeckich. W prasie naszej po tym ucichło. Skoro jest zaprzeczenie.
Tymczasem dowiadujemy się, jak ta sprawa przedstawia się w samej rzeczy. Oczywiście oficjalnie i otwarcie, z całą pompą, rząd Rzeszy nie zwracał się w tej sprawie do rządu w Pradze. A jednak w innej drodze musiało zaistnieć dla tych ludzi niebezpieczeństwo tak poważne i tak palące, że komisarz Ligi Narodów do spraw emigrantów niemieckich, sir Neil Malcolm, uważał za konieczne od rządu czeskiego generała Syrovy’ego uzyskać zapewnienie, iż emigrantom nie grozi wydanie ich rządowi Rzeszy. Nie udała się ta misja, gdyż generał Syrovy miał nie zgodzić się na zwłokę kilkunasto-, nawet kilkudniową, potrzebną dla uzyskania azylu dla nich w innych krajach – miał odpowiedzieć sir Malcolmowi, iż sprawa należy do pilnych i musi być rozwiązana w ciągu 48 godzin. Dowiadujemy się też, że rządy francuski i angielski wszczęły w tym względzie pertraktacje bezpośrednio z Berlinem. W Anglii rozważano już ewentualność przyjęcia pewnej liczby uchodźców sudeckich. Rząd Nowej Zelandii, po prostu odcinający się swym stanowiskiem w niejednej sprawie, zgłosić miał ofertę przyjęcia w ogóle tych emigrantów. W gminach Francji rozpoczęto zbiórki na pomoc dla emigrantów sudeckich. Takie są wiadomości, jakie czerpiemy z kilku instytucji europejskich, kulturalnych i humanitarnych, interesujących się kwestią prawa azylu.
Wszystkie te usiłowania jednak, ze względu na ogromne wpływy informacji pochodzących z Trzeciej Rzeszy, przychodzą – dla żywych ludzi – często za późno. Bo zdaje się być faktem, że około 20 tysięcy uchodźców sudeckich cofnięto już manu militari (z użyciem siły – przyp. red.) na tereny okupowane przez Trzecią Rzeszę. Stało się to około połowy bieżącego miesiąca. Pociągi, przepełnione uchodzącymi, zatrzymywano po prostu w szczerym polu, a następnie zawracano je z powrotem, bez żadnego względu na znajdujących się w nich emigrantów politycznych, dla których wydanie ich Rzeszy oznacza najczęściej śmierć. Na przykład w jednym z takich pociągów znajdowało się ośmiu emigrantów Niemców, poszukiwanych stale przez policję Rzeszy. Zanotowano fakt, że niektórzy z uchodźców wyskakiwali w pełnym biegu z pociągu, woląc widocznie śmierć lub połamania ciała, niż powrót do Trzeciej Rzeszy.
Taka wydaje się być faktyczna strona tej całej kwestii, która przy wielu biurkach redakcyjnych przestawała już być aktualną w związku z oficjalnym zdementowaniem pogłoski przez Trzecią Rzeszę.
Pozostaje jedna rzecz, jeszcze tam i ówdzie żywa: sumienie ludzkie. To sumienie, w kim jeszcze żywe, niech skonfrontuje wymowę milczenia, bierności w stosunku do takich faktów z nieustającą deklamacją na najwznioślejsze tematy, z odwoływaniem się do moralności, miłości bliźniego, polskiej tradycji i wierności dla niej. Nie dbam o to, czy kobiece czy naiwne jest to odwołanie! O to mi tylko idzie, że jest ludzkie i powinno połączyć w proteście, przeciw metodom jak opisane, wszystkich ludzi o żywym ludzkim sumieniu, niezależnie nawet od różnic w ich poglądach politycznych, w stanowiskach, w postawie społecznej. Podobnie jak bestialstwo takiego wydania, jak groza tego rodzaju zdrady najszczytniejszych tradycji ludzkości, łączy w tych tragicznych wagonach, za drutami obozów, za kratami więzień, prześladowanych Żydów i walczących z hitleryzmem katolików, chrześcijańskich demokratów i marksistów-socjalistów.
A my, Polacy, mamy więcej od innych powodów, żeby tu nie milczeć.
Halina Krahelska
Powyższy tekst Haliny Krahelskiej pierwotnie ukazał się w PPS-owskim dzienniku „Robotnik”, nr 309/1938, 30 października 1938 roku. Od tamtej pory nie był wznawiany. Na potrzeby Lewicowo.pl tekst przygotował Przemysław Kmieciak.