Jan Dąbski
Tragedia ruchu chłopskiego
[1929]
Najczęściej zapomina się w Polsce o jednej kwestii dosyć ważnej, a mianowicie, że 64% ludności naszego państwa stanowią chłopi i że oni są posiadaczami większości ziemi, to znaczy – większości terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Dwa zatem podstawowe elementy państwa polskiego – liczba i ziemia – należą do chłopów. W chłopach też tkwi nasza największa dynamika rozwojowa, bo siła rozrodcza naszego narodu zależy prawie wyłącznie od chłopów. Od chłopów też zależy nasza siła militarna, bo gros i rdzeń bojowego elementu stanowią chłopi; od chłopów zależy siła gospodarcza państwa, bo wiadomo, co się dzieje z naszym przemysłem i handlem, z naszym eksportem i z naszymi wpływami podatkowymi, z naszymi oszczędnościami, kiedy na wsi (jak np. obecnie) rozpoczyna się przesilenie gospodarcze.
Chłopów, jako przeważającą i decydującą masę w naszym państwie, spostrzega się jednak dopiero w chwilach wielkich kryzysów. Gdy grozi wojna, rewolucja, gdy potrzeba jakiegoś nadzwyczajnego wysiłku lub ofiary, wtedy idzie apel do „Narodu – Ludu” polskiego, aby dał krew, mienie, zachował spokój, dał ostatni grosz na pożyczkę itp. W normalnych i spokojnych czasach chłopi są poza narodem. W normalnych czasach „naród polski” ogranicza się do tych, którzy spacerują po Nowym Świecie, siedzą w kawiarniach i restauracjach, biurach, urzędach, dworach, plebaniach, a co najwyżej sklepach – reszta to „motłoch”, który ma pracować na tych, którzy spacerują, a ci, którzy z tym „motłochem” wespół pracują, to „demagodzy”, warcholi”, „nieuki”, „masoni”, „socjaliści” albo zgoła „bolszewicy”.
Znam szereg państw w Europie i Ameryce – przyglądałem się dokładnie ich życiu wewnętrznemu, stosunkowi wzajemnemu poszczególnych klas społecznych do siebie; ale nigdzie nie spotkałem i nie widziałem stosunku tak bezserdecznego, tak zimnoobojętnego, tak bezmyślnie głupiego, jak stosunek klas tzw. oświeconych do chłopów w Polsce. I co gorsze, że ten stosunek nie polepsza się, ale się stale pogarsza. Przed odzyskaniem niepodległości, przecież pewna część inteligencji polskiej interesowała się sprawą chłopską. Upatrywano w chłopie przynajmniej to narzędzie, które może wywalczyć niepodległość Polski, bo upadek wszystkich powstań wykazał, że bez współudziału chłopów żadna walka zbrojna się nie uda. Więc zakładano czytelnie i kółka, urządzano odczyty i obchody narodowe, zbierano po miastach pieniądze na „oświatę ludu”, i ta akcja dawała pewne rezultaty. Niech ktoś spróbuje dziś urządzić zbiórkę lub „kwiatek” w mieście na „oświatę ludu” – wyśmiano by go, o ile by go nie poturbowali nie tylko na duszy, ale i na ciele.
Bo dziś jest taki nastrój w miastach i miasteczkach! Nie tylko obojętność, bezserdeczność, ale niechęć, a czasem gruba nienawiść do tej budzącej się masy chłopskiej, która wszystkich żywi, ubiera, ogrzewa i broni, a sama żyje poniżej najniższego minimum egzystencji – w swoich norach, brudnych, zimnych i ciemnych, w swoich wioskach zapadających się w błocie i brudzie, bez dróg, chodników, światła, urządzeń higienicznych, bez czytelni, bibliotek, domów ludowych, teatrów, bo czego nie wyssie w różnych postaciach miasto – to utonie w karczmie lub na plebanii. Kto kiedykolwiek widział na własne oczy, jak wygląda wieś zachodnia: czeska, niemiecka, szwajcarska, duńska, francuska, szwedzka, fińska, a nawet łotewska czy estońska – ten musi się wstydzić za swoją własną ojczyznę, choć my się ciągle zaliczamy do „Zachodniej Europy” i... łacińskiej kultury. Tymczasem wspaniałe pałace „władców ojczyzny” po wsiach i miastach, obok nędznych namiotów „poddanych” – to typowy krajobraz Wschodu. Polska – to nie Zachód, ale Wschód – powiedzmy to sobie zupełnie otwarcie, a przy obecnym „reżymie” politycznym – to Wschód posunięty daleko poza... Bizancjum.
Nigdy ta warstwa, która była zawsze klątwą Polski, to znaczy szlachta lub pseudoszlachta, posiadająca lub zbankrutowana, a za to zbiurokratyzowana – nie hasała po Polsce z taką swobodą, i z takim beztroskliwym cynizmem, jak w chwili dzisiejszej. Nigdy egoizm klasowy „sfer gospodarczych” miejskich, fabrycznych i wiejskich nie był tak bezwzględny i taki ślepy, jak obecnie, gdy im się zdaje, że Polska ma przed sobą jeszcze szereg lat spokoju wewnętrznego i zewnętrznego, a więc z apelem do „braci-chłopów” o krew, o pomoc, o spokój, o obronę przez rewolucją, można poczekać – a na razie trzeba drzeć, łupić i wywozić, co się da.
Najjaskrawsze przedstawienie obecnej polskiej rzeczywistości, najjaskrawsza „demagogia” jest blada wobec tej tragedii, jaką obecnie polska wieś przeżywa. Gdyby milionowa masa chłopska, głodna, bosa, ciemna, wyzyskiwana przez wszystkich, umiała krzyczeć głosem takim, jakiego trzeba, to by tym głosem zagłuszyła wszystkie wesela, parady, uroczystości, urządzane najhuczniej właśnie w tym czasie, kiedy jest najgorzej. Ale niestety ta masa nie umie jeszcze jako całość przemawiać właściwym językiem. Ona się tego języka dopiero uczy.
Tragedią tzw. ruchu ludowego było zawsze to, że on dotąd nie miał ściśle skrystalizowanej ideologii ani ściśle sprecyzowanego programu. Chłopi są niewątpliwie jasno zarysowaną klasą społeczną o wybitnie skrystalizowanych interesach politycznych i gospodarczych – i to klasą liczebnie olbrzymią, a narodowo i państwowo decydującą. Do interesów tej klasy powinna być dostosowana ideologia, program polityczny. Polska jeszcze przez szereg dziesięcioleci będzie krajem o przeważających interesach agrarnych, co przy dokonującym się naturalnym rozkładzie większej własności, równa się interesom wielomilionowej masy chłopskiej. Tego zjawiska socjologicznego i gospodarczego nikt nie jest w stanie zmienić, bo ani nikt nie przemieni Polski w ciągu kilku lat na kraj przemysłowy, ani też nikt nie jest w stanie powstrzymać naturalnego procesu rozkładu średniowiecznego feudalizmu folwarcznego. A więc troską ludzi, którzy chcą przewodzić narodowi czy ludowi, winno być opracowanie ideologii agraryzmu, dostosowanej do polskiej rzeczywistości, tj. do olbrzymiej chłopskiej przewagi w kraju. Tymczasem ta polska rzeczywistość nie miała do niedawna w ogóle żadnej ideologii, a programy ludowe były i są przeważnie i dziś jeszcze zbiorowiskiem najróżnorodniejszych postulatów, niepowiązanych ze sobą w żadną logiczną i ideologiczną całość.
Ponieważ jednak politycy ludowi, pracujący – co prawda – w strasznych warunkach – bez żadnej znikąd pomocy, wśród najgłupszego i najbardziej egoistycznego otoczenia – nie strzegli od razu żadnej ideologii, więc na gruncie politycznym wiejskim pasożytowały i pasożytują różne ideologie ze wsią nic nie mające wspólnego, a nawet interesom klasy chłopskiej szkodliwe, jak socjalizm, klerykalizm, nacjonalizm itp.
Dla ułatwienia pasożytnictwa tych różnych ideologii na gruncie sobie obcym stworzono specjalną definicję dla ruchu chłopskiego, a mianowicie „ruch ludowy”, „stronnictwo ludowe”, „program ludowy” itp. Słowo „ludowy”, jest użyte specjalnie na to, aby trudniej było zgadnąć, co się pod tym figowym listkiem kryje. Wszak mieliśmy niedawno jeszcze tzw. Związek Ludowo-Narodowy, czyli partię, która reprezentowała „cały naród”, a w gruncie rzeczy była nacjonalistyczno-klerykalną reakcją, która w niektórych państwach znajduje się już tylko w stanie szczątkowym. Wszak mamy różne stronnictwa katolicko-ludowe, które nigdy nie powinny wychodzić poza obręb „bractw różańcowych”. Wszak mamy w „Bloku Bezpartyjnym” [BBWR] także zjednoczenie ludowe (Bojko-Sanojca), a przecież do takiego wyrostka robaczkowego nikt nie ma żadnych pretensji politycznych. A potem są: Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” i Polskie Stronnictwo Ludowe „Wyzwolenie”. Co za olbrzymia gama światopoglądów, programów, reakcjonizmów, nacjonalizmów, klerykalizmów, radykalizmów, maskowanych socjalizmów itp. I z tej różnorodnej mikstury „ludowej” ma się stworzyć jakiś program i jakaś wspólna robota polityczna? Nigdy! Dzięki tym różnorodnym „ludowizmom”, chłopi ratowali wszystkie klasy społeczne, tylko zapomnieli o sobie, bo dla ich interesów w tych „ludowościach” nie było miejsca.
Chłopi w Polsce są klasą społeczną dostatecznie wyodrębnioną, dostatecznie silną i państwowo ważną, aby właśnie ich klasowy interes stał się punktem wyjścia wszelkich reform tak politycznych jako też gospodarczych i społecznych. Jeśli ktoś liczy 64% ludności w państwie i posiada większość terytorium to – skoro nie ma warunków, aby to się szybko zmieniło – zasługuje na to, aby jego interes stał się interesem dominującym. I dopóki to się nie stanie, dopóty rozwój Polski będzie się z roku na rok gmatwał, jak się gmatwał w ciągu tego pierwszego dziesięciolecia wskrzeszonej Rzeczypospolitej. Czy Polska ma dziś jakąś ideę polityczną, jakiś program czy polityczny czy gospodarczy, dostosowany do jej przyrodzonych warunków? Nie! W Polsce od 10 lat panuje chaos idei, programów, a dziś ten chaos przybrał wręcz zastraszające rozmiary, bo bezprogramowość na każdym polu wywyższono do naczelnej zasady!
Jedynym programem, który się dziś w Polsce stale i konsekwentnie rozwija, to program „rozbudowy biurokracji” i środków podatkowych potrzebnych na jej utrzymanie. Aparat przygłuszył wszystko! Cała Polska żyje dla utrzymania „aparatu”. Jak dawniej mówiono że: „Latifundia perdidere Italiam” (Obszarnicy zgubili państwo rzymskie), tak kiedyś mówić będą: „Biurokracja zjadła Polskę!”.
Jedyną siłą, która byłaby zdolna przeciwstawić się temu zjadaniu Polski na raty, byłoby silne zorganizowanie klasy producentów chłopskich na tle ich własnego życiowego programu, to znaczy zorganizowanie chłopów na gruncie klasowym i oparcie na tej klasie, świadomej politycznie i silnej gospodarczo, bytu nowoczesnej Polski. Nie znaczy to wcale zniszczenia lub poniżenia innych klas społecznych, jak robotników, rzemieślników lub zawodowej inteligencji itp. (pasożyci różnych rodzajów, w imię dobra Polski, muszą być jednak niszczeni). Przeciwnie – wtedy dopiero inne klasy społeczne będą się rozwijać, wzmacniać i rozwiną pełnię sił swoich twórczych, kiedy fundament Polski, tj. klasa chłopów-producentów będzie oświecona, silna i bogata.
Jednym słowem, w Polsce trzeba zacząć od tych, którzy są dziś na ostatku, tj. od chłopów. W przeciwnym razie Polska posuwać się będzie do zguby, mimo najcudowniej „rozbudowanego” aparatu biurokratyczno-policyjnego. Nowoczesne państwo musi być celowo i świadomie zorganizowanym zbiorowym aparatem pracy i produkcji, postawionej na najwyższym poziomie techniki, a nie zakładem karnym, w którym „poddani”, odrabiają pańszczyznę, pod nadzorem biurokratycznej „elity” „Wyścig pracy”, o którym się stale mówi i pisze, musi być brany dosłownie, a nie jako frazes. Na razie w tym „wyścigu” jesteśmy ostatni, bo większość narodu tj. chłopi – z winy klas oświeconych i z winy rządu – nie nadążają za postępem świata. To jest właśnie nasza największa tragedia i narodowa, i państwowa.
Jan Dąbski
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Młoda Myśl Ludowa” nr 4/1929. Pismo to było organem prasowym radykalnej młodej inteligencji i politycznie zaangażowanej młodzieży związanej ze stronnictwami ludowymi ponad partyjnymi podziałami. Od tamtej pory tekst nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię według obecnych reguł.
Jan Dąbski (1880-1931) – pochodził z chłopskiej rodziny z okolic Lwowa, ukończył studia z zakresu chemii. Podczas studiów wszedł w krąg ruchu ludowego, działał w jego organizacjach kulturalno-oświatowych. Od 1905 r. członek Polskiego Stronnictwa Ludowego, rok później wybrany do Rady Naczelnej ugrupowania. Publicysta, od roku 1908 redaktor naczelny lwowskiej „Gazety Ludowej”. W 1908 r. przeszedł do wewnątrzpartyjnej opozycji (tzw. frondy), krytykując współpracę PSL z konserwatystami, a w roku 1912 grupa ta opuściła partię i utworzyła PSL – Zjednoczenie Niezawisłych Ludowców, którego był wiceprezesem. W 1914 r. po utworzeniu PSL „Piast” wchodził w skład władz partii. Po wybuchu I wojny światowej działacz Naczelnego Komitetu Narodowego oraz żołnierz Legionów; oddelegowany do prowadzenia akcji werbunkowej w Królestwie Polskim. W początkach roku 1917 wstąpił do Zjednoczenia Ludowego, półtora roku później, w październiku 1918 r. był inicjatorem rozłamu w tym ugrupowaniu, w opozycji do grupy podejmującej współpracę z ziemiaństwem i klerem oraz przeciwnej radykalnej reformie rolnej. Doprowadził do połączenia grupy rozłamowej z PSL „Piast”. Od 1919 r. poseł z listy PSL „Piast”, zastępca przewodniczącego klubu poselskiego tej partii, przewodniczący Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych, autor projektu uchwały ws. przeprowadzenia reformy rolnej. Przewodniczący polskiej delegacji negocjującej traktat pokojowy z ZSRR, sygnatariusz traktatu ryskiego. Przez kilka miesięcy wiceminister spraw zagranicznych. W maju 1923 po nawiązaniu przez PSL „Piast” współpracy z prawicą był autorem rozłamu w partii i wraz z 14 posłami założył PSL „Jedność Ludowa”; w listopadzie tego roku grupa weszła – przy zachowaniu autonomii – do PSL „Wyzwolenie”. Wskutek walk frakcyjnych usunięty z partii na początku 1926 r. Powołał wówczas Stronnictwo Chłopskie, którego był prezesem, przewodniczącym klubu parlamentarnego oraz redaktorem naczelnym „Gazety Chłopskiej” – organu partii. Początkowo poparł zamach majowy Piłsudskiego, jednak w obliczu rosnącego autorytaryzmu i braku oczekiwanych reform prospołecznych przeszedł wiosną 1928 r. wraz z ugrupowaniem do opozycji wobec obozu sanacyjnego. Był jednym z inicjatorów i liderów Centrolewu. Latem 1930 r. został ciężko pobity przez nieznanych sprawców w mundurach oficerskich, co poskutkowało eskalacją wcześniejszych problemów zdrowotnych i w efekcie zgonem. Publicysta, autor ponad tysiąca artykułów, a także kilku książek i broszur, m.in. „Traktat ryski”, „Co to są ludowcy i czego oni chcą?”, „Kooperatywy dzierżawcze”, „O ziemię dla chłopów”, „Głos w sprawie rolnej”, „Ideologia Polski pracującej”, „Klasowa polityka chłopska”, „Ideologia chłopska”. Był ideologiem agraryzmu w jego lewicującej, klasowej odmianie, postulując zjednoczenie chłopów na gruncie klasowym, wyartykułowanie interesów tej warstwy i walkę o jej prymat w państwie, wynikający z przewagi liczebnej chłopów nad innymi grupami. Odznaczony m.in. Krzyżem Niepodległości i Wielką Wstęgą Orderu Odrodzenia Polski.
- Kategorie:
- Teksty