Jan Stańczyk
Sprzymierzeńcy bolszewizmu
[1924]
Z doświadczenia wiemy, że komunizm może się rozwijać tylko w atmosferze bezprawia, politycznych represji i gospodarczych zaburzeń. Uregulowane stosunki prawne, pewność znośniejszej egzystencji mas robotniczych – to usunięcie urodzajnej gleby dla siewu demagogicznych haseł komunistycznych. Niestety, władze, które na nasze nieszczęście uważają za swój najważniejszy obowiązek walkę z komunizmem, robią wszystko, aby przy ich pomocy stwarzać warunki dla spopularyzowania i rozwoju komunistycznych wpływów.
Dla przykładu, jak można walczyć z komunizmem a jednocześnie szerzyć komunizm przez władze – przytoczę już nie Kresy, gdzie policjant, bijący chłopów ruskich po twarzy, oddaje propagandzie komunistycznej daleko większe usługi, aniżeli płatny sowiecki agitator – ale stosunki jednego z największych w państwie ośrodków przemysłowych: Zagłębie Dąbrowskie.
W Zagłębiu Dąbrowskim wszyscy urzędnicy to specjaliści zwalczania komunizmu. Mamy specjalnego starostę do walki z komunizmem, specjalistów sędziów śledczych, specjalną policję i prokuratorów – a czym więcej jest tych specjalistów i specjalności, tym więcej zwolenników komunizmu. Ostatnie wybory do Kasy Chorych są najlepszym dowodem owocnej działalności tych organów.
Pierwszym takim specjalistą był osławiony ze swoich reakcyjnych poczynań starosta Pękosławski, który, trzymając centralne władze pod grozą spisków i przewrotów komunistycznych w Zagłębiu Dąbrowskim, umiał jednocześnie tak zabiegać około interesów kapitalistów węglowych, że zasłużył sobie na podwójną nagrodę: Rząd obdarzył go za uratowanie Państwa od komunistycznej rewolucji urzędem wojewódzkim, a Rada Zjazdu Przemysłowców Górniczych później – tłustą posadą dyrektora w jednym z najbogatszych towarzystw węglowych.
Obecny starosta Trzciński naśladuje (trochę nieudolnie) Pękosławskiego. Dla wykazania w Warszawie, że Zagłębie Dąbrowskie stale jest zagrożone komunistyczną rewolucją, która już by była wybuchła, gdyby jej on, opatrznościowy mąż, w porę nie zdusił, robi on wszystko, aby źródło komunistyczne nie wyschło. Kilka przykładów przekonywa, że tak jest.
Komuniści robią strajk przeciw płaceniu przez robotników podatku dochodowego. Strajk się nie udaje – robotnicy zaczynają wymyślać komunistom. Ci zaś, aby się wykpić, zwołują wiec, na którym chcą zwalić winę na PPS. Robotnicy jednak wołają: „wyście strajk wywołali, a nie PPS” i czynią ich odpowiedzialnymi za klęskę. Sytuacja dla komunistów nie wesoła. Ratuje ich jednak z tych opresji starosta, który przez kilkanaście dni przyglądał się spokojnie agitacji komunistów za strajkiem, a gdy robotnicy zaczynają się orientować, że wzięto ich na kawał – starosta posyła policję dla rozpędzenia wiecu i daje dyspozycje do użycia broni. Komuniści skorzystali ze sposobności i zrobili awanturę. Policja robi użytek z broni, padają trupy i ranni. Rezultat: starosta zawiadamia Warszawę, że zdusił krwawą komunistyczną rewolucję, komuniści zaś mają niewinne ofiary, którymi nie tylko pokryli swą klęskę, ale zdobyli nowe argumenty do dalszej agitacji.
Zarząd kopalni „Piaski” nie wypłaca robotnikom należnego im zarobku. Robotnicy posyłają do dyrekcji kopalni delegatów, a kiedy zarząd wypłacić im nie chce, idą pod biuro, by dowiedzieć się, kiedy otrzymają należące im się pieniądze, potrzebne na utrzymanie rodzin. Starosta posyła policję, która wedle instrukcji nie pozwala przemawiać – i do rozgoryczonych robotników, którym zatrzymano zarobek, daje salwę. Kilka trupów, kilkudziesięciu rannych... Zarząd kopalni przystępuje natychmiast do wypłaty zarobków, a p. starosta telefonuje do Warszawy, że na „Piaskach” wybuchła rewolucja, strzelano do policji, rzucano bomby. Tymczasem śledztwo nie wykazało ani strzałów, ani bomby ze strony robotników, ani zamiaru robienia rewolucji. Komuniści mieli do agitacji nowe ofiary, znowu trupy i rannych, a p. starosta – szczebel do awansu. Od tej masakry minęło przeszło rok. Śledztwo ciągle prowadzi się, winni zabójstwa robotników nie zostali pociągnięci do odpowiedzialności, starosta urzęduje, natomiast aresztowanych na chybił trafił kilkunastu robotników do dzisiejszego dnia siedzi w więzieniu.
Albo taki kwiatek: Związek Górników proklamuje strajk ekonomiczny w Zagłębiu Dąbrowskim i na Górnym Śląsku. Starosta koniecznie chce wmieszać się. Niestety, porządek wśród strajkujących jest tak wzorowy, że nie ma powodu do interwencji. Koniecznie jednak trzeba zastraszyć Warszawę, przecież jest strajk – i przedstawić jednocześnie plan przeciwdziałania. Wymyśla się więc bajeczkę, że komuniści postanowili zrobić na Śląsku rewolucję i w tym celu mają iść z robotnikami z Zagłębia Dąbrowskiego na Górny Śląsk. Dla zapobieżenia temu starosta proponuje obsadzenie dawnej granicy, a przerażeni dygnitarze w Warszawie plan ten akceptują i proszą starostę, by poczynił wszelkie kroki, jakie uzna za stosowne. Sprowadza się wszystkie szkoły policyjne z całego województwa i zewsząd policję i obsadza się, nie wpuszczając nikogo z Zagłębia na Górny Śląsk, i z Górnego Śląska do Zagłębia. W Zagłębiu Dąbrowskim powstaje panika, rozchodzi się wieść, że Niemcy obsadzili w nocy Górny Śląsk i oderwali od Polski, na Górnym Śląsku zaś komuniści ogłaszają, że w Zagłębiu Dąbrowskim wybuchła rewolucja, wojsko się zbuntowało i dlatego obsadzono granicę.
Zatrzymany w drodze na Śląsk przez policję, nie wiedząc co sądzić o tym tajemniczym zarządzeniu – zwróciłem się do wojewody p. Bilskiego o wyjaśnienie – a kiedym się dowiedział, nie mogłem wstrzymać się od śmiechu z naiwności władz warszawskich i podziwu dla pomysłów pana starosty. Po wyjaśnieniach cofnięto na drugi dzień policję z tej starościńskiej „granicy”, komuniści nie poszli robić rewolucji, ale w Warszawie Rząd jest pewny, że p. starosta uratował Polskę przed rewolucją komunistyczną.
Podczas ostatniego strajku na Górnym Śląsku komuniści starali się (ze względu na Komintern i dalsze subwencje) wywołać pozory, że to oni strajk proklamowali i nim kierują, a nie związki zawodowe. W tym celu tworzyli tak zwane „komitety akcji”. Zwołali i w Zagłębiu Dąbrowskim szereg wieców, na których przemawiało wielu agentów Rosji, z posłami Łańcuckim i Królikowskim na czele. Wybierano komitety, proklamowano generalny strajk. Robotnicy jednak, którzy niejednokrotnie już poparzyli się na komunistycznych strajkach – nie zastrajkowali. W dodatku cały szereg robotników, wybranych do komitetów akcji, oświadczył w pismach lub na zgromadzeniach, że nie chcą być w tych komitetach komunistycznych, wybrani zostali wbrew woli, często w nieobecności. A więc kompromitacja komunistów na całej linii. Lecz od czegóż są władze, żeby z tej opresji nie ratować komunistów? Rozpoczyna się więc aresztowanie Bogu ducha winnych robotników i to tych szczególniej, którzy publicznie oświadczyli, że mandatów do komitetów komunistycznych nie przyjmują i wyrzekają się komunistycznej roboty! Aresztowano także i komunistycznego agitatora, ale go zaraz za kaucją 200 zł wypuszczono, a robotników trzyma się już trzeci miesiąc w więzieniu i w żaden sposób nie można ich stamtąd wydostać, podczas gdy agitator komunistyczny spaceruje, jak bohater, wolny. Między robotnikami uwięziony jest robotnik Kwiecień, który w obecności policji oświadczył, że z komunistami nie solidaryzuje się, mandatu nie przyjął, aresztowano go pomimo to! Kilkakrotna interwencja moja o zwolnienie między innymi i Kwietnia – nie odniosła skutku. Kwiecień i towarzysze jego losu przyjdą w więzieniu na pewno do wniosku, że jednak powinni zostać komunistami, aby się łatwiej wydostać z więzienia.
Niedawno jeden z wybitniejszych robotników publicznie wystąpił z partii komunistycznej, widząc szkodliwą i obłudną taktykę komunistycznej partii. Oświadczenie jego było wydrukowane w „Głosie Zagłębia”. Zagłębiowskie władze jednak zapewne z obawy, aby przez tego rodzaju demaskowanie komuniści nie stracili wśród robotników wpływów, rozpoczęty prześladować tego towarzysza, aresztowano go po raz drugi, grożono i wymuszano zeznania, a kiedy tow. Czubala nie chciał nikogo wydać, policja rozpoczęła mimo to aresztowanie jego znajomych, od których znowu – dawnym sposobem rosyjskim – starano się wydobyć zeznania. Komuniści ogłosili na tej podstawie, że Czubala jest prowokatorem, rzucając w ten sposób piętno na robotnika, który swym wpływem z partii komunistycznej wielu otumanionych robotników może wyciągnąć i uświadomić.
W takich warunkach nie należy się dziwić, że komuniści pozyskali aż 26 tysięcy wyborców do Kasy Chorych. Pracują przecież dla nich różne kacyki w interesie swojej kariery, dla wykazania swojej niezbędności na stanowisku i obowiązkowości w służbie. Kapitaliści dla osłabienia klasowego ruchu robotniczego, aby uniknąć kosztownej z nim walki, również starają się dodawać wody na młyn komunistów, aby w walce z rozbitymi robotnikami osiągać łatwe sukcesy.
Byłby już najwyższy czas zakończyć taką niby to walkę z komunizmem, na której robią wielkie kariery różni mali ludzie. Rezultaty w Zagłębiu Dąbrowskim powinny chyba każdego o tym przekonać. Policja powinna być użyta do ścigania spekulantów, oszustów i paskarzy, a p. Starosta zamiast pisać fantastyczne raporty do Warszawy – powinien zająć się ukróceniem samowoli podwładnych mu kacyków, zająć się uporządkowaniem stosunków sanitarnych w powiecie, by ludzie mieli przynajmniej wodę do picia, której są pozbawieni przez kapitalistów francuskich i stąd chorują na tyfus.
A przede wszystkim Rząd powinien pozbawić kapitalistów swojej czułej opieki i pomocy przy obdzieraniu robotników ze skóry – zaś walkę z komunistycznymi agitatorami należy pozostawić samej klasie robotniczej, która widząc ich w jawnej i otwartej działalności, bez fałszywej maski prześladowanych męczenników – oceni ich jak na to zasługują.
Że tam jakiś starosta nie zrobi łatwej kariery, a może zbędną się stanie pewna część byłej carskiej Ochrany w Prywiślańskim Kraju, lub kapitaliści nie będą mogli tak łatwo jak obecnie wyzyskiwać robotników – to chyba nie będzie dla społeczeństwa i Państwa najmniejszego nieszczęścia.
Jan Stańczyk
Powyższy tekst Jana Stańczyka ukazał się jednocześnie w centralnym organie prasowym PPS – dzienniku „Robotnik” oraz w socjalistycznej prasie regionalnej: małopolskim „Naprzodzie”, górnośląskiej „Gazecie Robotniczej” oraz w „Głosie Zagłębia”. Przedruk za tym ostatnim źródłem, numer 35/1924, 26 października 1924, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.