Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

S.J.

Solidaryzm społeczny

[1937]

Z ogłoszonej deklaracji płk. Koca wynika, że naczelną zasadą, którą ma się kierować przez niego tworzony obóz – jest solidaryzm społeczny. „Walka klas” – jak to bliżej wyjaśnił płk. Miedziński – jest przeżytkiem. Wszyscy Polacy – „ludzie dobrej woli” – mają sobie podać ręce „przez mury i płoty” i znaleźć się w jednym obozie politycznym. Wszyscy, wspólnymi siłami, mają „dźwigać Polskę wzwyż”...

Ustalmy więc: „walka klas” zostaje – odrzucona. Jako zasadę działania, przyjmuje się solidaryzm społeczny. Dla tworzonego obozu ten solidaryzm jest założeniem naczelnym, jest kamieniem węgielnym, na którym ma się oprzeć cała jego budowa organizacyjna.

***

Chcę podejść do programowych założeń obozu bez uprzedzenia i cienia złośliwości. Tym łatwiej chyba będzie mi to uczynić, że nie przeżyłem najgorętszych walk partyjnych lat ubiegłych, dzielących społeczeństwo polskie „murami i płotami”.

Solidaryzm społeczny jest bardzo piękną ideą. Osobiście myślę, że jest to jedno z najpiękniejszych przykazań życia społecznego, jakie kiedykolwiek ludzkość posiadała. Powiedziałbym, że ta zasada wynika z tego pierwszego boskiego przykazania, które mówi: „Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego”. Czyż jest coś wznioślejszego? Praktyczne jej wypełnienie w życiu codziennym – rozwiązuje właściwie wszystko. Znikłby „kryzys” i wszystkie dzisiejsze niesprawiedliwości. Nastałaby – po prostu – nowa era: „Królestwo Boże na ziemi”.

Mówmy jednak bardziej praktycznym językiem. Mówmy o solidarności społecznej, której osiągnięcie leży w granicach możliwości sił ludzkich a nie „aniołów”. Zauważmy: przykazanie o solidarności społecznej najbliższe zawsze było i jest dziś – pragnieniom wszystkich krzywdzonych i upośledzonych; najbliższe było i jest pragnieniom tych, którzy wołają o sprawiedliwość, o równe rozłożenie ciężarów życia. Bo właśnie solidaryzm społeczny wyrównałby wszystkie nierówności, jakie brak tego solidaryzmu wytworzył.

Przykłady:

Jeśli są dziś głodni a obok chorujący z obżarstwa – to zgodnie z ideą solidaryzmu społecznego winno się tym ostatnim odjąć ich dostatków, a właściwie sami – ci w dostatku żyjący, powinni to uczynić, żeby obyło się bez „walki klas”! – jak tego chce p. Miedziński.

Jeśli jakiegoś pana, siedzącego na tysiącach hektarów gruntu, stać na polowania w Afryce, a obok z głodu zdycha biedota – to zgodnie z ideą solidaryzmu społecznego na tych morgach folwarcznych winno się dać możność życia nędzarzom.

Można by podobne przykłady wyliczać w nieskończoność.

Co – już z tych wymienionych – wynika?

To, że idea solidaryzmu społecznego jak najbardziej przemawia do przekonania szerokim masom ludowym, dotychczas pod każdym względem upośledzonym. Ale wynika również i to, że ideę solidaryzmu społecznego – bez „walki klas” – jak tego chce p. Miedziński – mogą realizować tylko warstwy posiadające.

***

Dziwne zjawisko obserwujemy w życiu. Oto ci, którzy najwięcej deklamują o solidaryzmie społecznym, za wszelką cenę starają się utrzymać te wszystkie urządzenia społeczno-gospodarcze i polityczne, które ten solidaryzm niweczą. Posłużymy się znowu przykładem: czy nie byłoby wielkiej solidarności pomiędzy chłopami i obszarnikami, gdyby tak obszarnicy uczciwie ustosunkowali się np. do reformy rolnej? Piękny przykład może stanowić dla nich ks. Stanisław Staszic, który kupował majątki i osadzał na nich chłopów. Czynili to i inni ze stanu szlacheckiego, rozumiejący potrzeby Rzeczpospolitej i rzesz chłopskich. Ale ci właśnie najszlachetniejsi wśród szlachty, czynami realizujący solidaryzm społeczny, byli przez ogół kołtuństwa szlacheckiego wyklinani, odsądzani od czci i wiary i wyzywani od „jakobinów” (obecnie – „żydo-komuna”!).

„Żydo-komuna” – a więc nic się nie zmieniło od owych czasów? Istotnie, dusza i czucie posiadacza nie uczłowieczyło się. Oto świeży przykład z obrad Senatu. Panowie ziemianie zaatakowali niezwykle gwałtownie ministra Poniatowskiego za to, że próbuje ruszyć sprawę parcelacji. Na nic się zdają takie argumenty, że wieś jest katastrofalnie przeludniona, że przecież trzeba z tymi ośmioma milionami „zbędnych” na wsi coś zrobić. Panowie ziemianie, głusi na wszystkie argumenty, odpowiadają, że reforma rolna sieje niezgodę i stwarza... „walkę klas”! A oni – dobrzy ludzie – chcą solidaryzmu społecznego i... utrzymać swoje majątki!

Zdaje się, że większość Czytelników „Młodej Myśli Ludowej” nie zna tego zajścia, dlatego w krótkości je tu przedstawimy, a potrzebne nam to jest dla scharakteryzowania, jak polscy ziemianie pojmują solidaryzm społeczny Oto głos ma p. sen. Leon Kozłowski, b. premier: „Ustrój i przyszłość Państwa Polskiego leży w solidaryzmie społecznym. Winien on być budowany i na odcinku rolniczym. Odrzucam twierdzenie, że na odcinku rolniczym istnieją konflikty między wielką, średnią i drobną własnością. Tego nie ma”.

W odpowiedzi p. L. Kozłowskiemu min. Poniatowski oświadczył: „Solidaryzm społeczny jest mi bardzo miły, tylko muszę stwierdzić, że możność realizacji tego solidaryzmu jest ściśle uzależniona od warunków, których stworzenie należy bardziej od klas posiadających, niż od klas upośledzonych... Zrozumienie konieczności stworzenia warunków do wcielenia solidaryzmu społecznego ze strony posiadających rzadko istnieje”.

Tak mówi min. Poniatowski, nie żaden „partyjnik”. I cóż na to p. płk. Miedziński? Dobrze byłoby, żeby zechciał i potrafił najpierw na swoim terenie przekonać najbliższych o potrzebie praktykowania zasady solidaryzmu społecznego. Może pp. Radziwił i Kozłowski, tak skorzy do „akcesów” i „konsolidacji”, pójdą śladami ks. Staszica...

My – w takie cuda nie wierzymy. Dla nas jest jasne, że warstwy uprzywilejowane szermują hasłem solidaryzmu społecznego w tym celu, aby osłonić swoje interesy i majątki; aby – odrzuciwszy „walkę klas” – utrzymać stan dotychczasowy, który jest dla nich stanem uprzywilejowania. Idea solidaryzmu społecznego dla panów Kozłowskich i całego obszarnictwa, które już zgłosiło swój „akces” do obozu wraz z „Lewiatanem” – jest pustym dźwiękiem, o treści wręcz innej, niż ta idea zawiera.

***

Rzekł płk. Miedziński, dziś naczelny komentator „deklaracji ideowo-politycznej” płk. Koca, że „walka klas” jest przeżytkiem. Dlatego też p. Miedziński „walkę klas” – odrzuca.

Dlaczego „walka klas” jest przeżytkiem?

W dawniejszych czasach – tłumaczy p. Miedziński – nie starczało ludziom środków do życia; gryźli się, jak psy o kości; kto był silniejszy, ten jadł i żył; i była „walka klas”.

Obecnie przyszły inne czasy. Rozwój techniki stworzył olbrzymie możliwości techniczne. „Okazało się – pisze p. Miedziński w „Gazecie Polskiej” – że możemy wytworzyć ilości dóbr materialnych wystarczające znakomicie na to, by wyżywić, przyodziać i ogrzać całą ludność świata, że możliwości produkcyjne są niemal nieograniczone. Konsekwencje tego faktu są przecież niepospolitej wagi. Mówią one ni mniej ni więcej tylko to, że nędza ludzka nie jest wynikiem konieczności, jest raczej wynikiem potwornych błędów; leży zatem w granicach woli ludzkiej i geniuszu ludzkiego błąd ten poprawić” (podkreślenia p. Miedzińskiego).

Podpisujemy się pod tymi uwagami obiema rękami. Nie wypowiedział ich zresztą pierwszy p. Miedziński, ani warstwy posiadające. Przeciwnie, to stojący na stanowisku „walki klas” – w konsekwencji rozwoju techniki podnosili konieczność głębokich reform społeczno-gospodarczych, żądając m.in. skrócenia czasu pracy, a działo się i to dzieje zawsze wbrew „solidarystom społecznym” – wczorajszym i dzisiejszym.

Wróćmy jednak do przerwanej myśli. Istotnie, przy dzisiejszych możliwościach produkcyjnych cała ludzkość może mieć zapewnionych dóbr materialnych powyżej gardła. Już dawno zauważono, że w takim starożytnym Rzymie człowiek żył „pełnią życia”. Pracował w miarę fizycznie, mając dużo wolnego czasu na naukę, muzykę, czytanie poezji oraz na sprawy publiczne. Człowiek, którym wówczas był tam tylko patrycjusz, nie musiał pracować. Pracował niewolnik. I dziś człowiek nie będzie musiał pracować „w pocie czoła”. Zastąpi go maszyna-niewolnik. W Stanach Zjednoczonych już obecnie na jednego człowieka przypada coś 36 niewolników maszynowych.

Ale cóż z tego?

Właśnie, cóż z tego ludzkości, że produktów rolnych jest „nadmiar”? Toż to jest przecież uważane za klęskę i dlatego niszczy się je specjalnie dla tego celu wymyślonymi maszynami (np. kawę).

Cóż z tego, że w świecie całym i na naszym Śląsku setki ton węgla leżą na zwałach? Chłop i robotnik siedzi w izbie nieogrzanej.

Cóż z tego, że w Polsce dość jest drzewa, żeby wystawić szkoły po wsiach (choćby drewniane)? A tymczasem milion dzieci w wieku szkolnym nie może znaleźć nauki, z powodu braku budynków szkolnych.

Dość jest wszystkiego w Polsce – mimo naszego ubóstwa w porównaniu z innymi krajami – abyśmy już dziś mogli lepiej urządzić nasze życie. Dla budownictwa jest drzewo, kamień, wapno i glina na cegłę. Dla przemysłu jest żelazo, jest węgiel, ropa naftowa itd. Wszystkich obywateli ubrać możemy we własne tkaniny z lnu i wełny. Byliśmy kiedyś „spichrzem Europy”, to i dziś chyba możemy dostatnio wyżywić cały swój kraj. Za niska produkcja zbożowa? A po cóż istnieje Chorzów i Mościce [zakłady produkujące m.in. nawozy sztuczne – przyp. redakcji Lewicowo.pl]? I do tego wszystkiego są ręce do roboty, które czekają na tę robotę a nie na jałmużnę.

Tak, to są wszystko potworności. I – oto – tutaj p. Miedziński namawia nas, żebyśmy „wspólnymi siłami” te potworności usuwali. Wzywa nas do „konsolidacji”. Przy czym cała operacja ma się obyć bez „walki klas”. Ale trzeba przecież przypomnieć, że chłopi i robotnicy mają tylko ręce i od dawna już wyciągają je do roboty. Zaś pan obszarnik ma folwarki, ale on woli je ugorem trzymać, niż pozwolić na nich chłopu gospodarować. A fabrykant znowu woli zamknąć swoją fabrykę, bo to się „lepiej kalkuluje”, niż utrzymywać ją w ruchu.

Tak więc apelowanie do solidarności społecznej jest dotychczas frazesem. Apelowanie do świata uprzywilejowanych w imię solidarności społecznej, czy nawet w imię Boga samego nie na wiele się przydaje. Pozostaną głusi i nieczuli, jak i obecnie są głusi i nieczuli. Stąd dla nas wniosek: tylko zorganizowana i niezależna siła mas ludowych może popchnąć świat w kierunku sprawiedliwości społecznej. Innego sposobu nie ma. „Walka klas” – i to wbrew światu pracy – istnieje i tak długo istnieć będzie, dopóki istnieć będzie krzywda i niesprawiedliwość, wyzysk i upośledzenie człowieka.

W tych warunkach chłopi i robotnicy oferty zapraszającej do obozu oczywiście przyjąć nie mogą. Wstąpienie do obozu, rozwiązanie własnych organizacji – czego przykład dają „kadzichłopy” – równałoby się rozbrojeniu i samobójstwu. „Kadzichłopy”, owszem, mogą rozwiązywać na papierze istniejące organizacje i mogą iść. Nie stracili na BBWR, liczą na to, że i w obecnej koniunkturze swe aspiracje zaspokoją.

Solidaryzm społeczny – jak już kilkakrotnie w tym artykule powiedzieliśmy – jest ideą szlachetną, która zawsze porywała wrażliwe na nędzę i krzywdę serca i prowadziła do czynów szlachetnych tych wszystkich, którzy wyzbyli się egoizmu. Zauważmy przy tym – solidaryzm społeczny jest ideą, która nie da się pomyśleć bez demokracji, jeśli ma nie pozostać tylko szlachetną filantropią dla maluczkich. Już w samym słowie „solidaryzm” jest coś z tej treści, co każe widzieć w drugim człowieku, bliźniego, brata. Nic w treści tego słowa nie ma, co by upoważniało dzielić ludzi na „panów” i „poddanych”, „rozkazujących” i „słuchających rozkazów”, „wodzów” i „wykonawców”. Solidaryzm społeczny – to demokracja, to realizowanie idei równości.

Przypatrzmy się – dla przykładu – stosunkom angielskim. Są tam: monarcha, lordowie i „prosty lud”. Jeśli gdzie, to chyba w tym właśnie kraju społeczeństwo najbardziej zbliżyło się do praktykowania solidaryzmu społecznego. Ale też tam ten „prosty lud” nie jest traktowany z wysokości hitlerowskim gestem. Nie ma „wtajemniczonych”, „komendantów” i „rozkazów” – jest natomiast myślące i wolne społeczeństwo.

Jest tam wolna demokracja i jest tam dużo prawdziwego solidaryzmu społecznego. Ku takim stosunkom chcemy iść i my w Polsce.

S.J.


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Młoda Myśl Ludowa” („miesięcznik poświęcony sprawom ruchu ludowego”) nr 3-4/1937. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł. „Młoda Myśl Ludowa” była pismem młodzieżowego, radykalnego i lewicującego środowiska w łonie ruchu ludowego.

↑ Wróć na górę