Adam Ciołkosz
Słowo do młodzieży w Polsce
[1971]
Żądać od działacza politycznego, aby powiedział, co chciałby z życia swego przekazać następnym pokoleniom, to tak, jakby żądać spisania testamentu. Testament spisuje się w przewidywaniu bliskiego zgonu, po zinwentaryzowaniu dorobku materialnego całego życia. Nie pozostawiam żadnego dorobku materialnego, oprócz kilku tysięcy nagromadzonych książek. To, co chciałbym przekazać, to dorobek duchowy, zmiany osiągnięte w świadomości i zmiany w warunkach bytu tych, z którymi i dla których się pracowało. Lecz zmiany te nie są jeszcze zakończone i mam nadzieję, że doczekamy się wielkich dalszych zmian w Polsce i na całym świecie, które nas bardzo przybliżą do wytkniętych celów, do celów socjalizmu niepodległościowego i demokratycznego. Dopiero wtedy wypadnie spisać testament, zapewne bardzo odmienny, bardziej radosny od tego, jaki dzień dzisiejszy spisać by nakazywał.
Byłem przez całe życie dojrzałe socjalistą, stałem się nim, gdy miałem 18 lat życia. Nigdy nie żałowałem i nie żałuję tego wielkiego przeobrażenia, które sprawiło, że otworzył się przede mną nowy świat, nowy sposób myślenia i odczuwania społeczeństwa i jednostek ludzkich w społeczeństwie. Przełom ten polegał na uświadomieniu sobie, że otacza nas ogrom krzywdy, wyzysku i ucisku, że ten stan rzeczy nie jest nakazem sił nadprzyrodzonych i nieodwołalnym wyrokiem historii, że można go zmienić i że zmiana może być wynikiem tylko przytomnej, zorganizowanej i nieustępliwej walki. Gdy powróciłem w roku 1921 z wojny, wstąpiłem w ślad za mym ojcem do Polskiej Partii Socjalistycznej. Socjalizm w myślach i uczuciach moich utożsamił się z tą partią na zawsze. Miałem to szczęście, że stykałem się i pracowałem razem z wielkimi twórcami i nauczycielami proletariatu polskiego, Bolesławem Limanowskim i Ignacym Daszyńskim. Zaliczałem do swych przyjaciół wielu znakomitych przywódców PPS, spośród których mało kto pozostaje dziś jeszcze przy życiu. Należałem do najściślejszego kierownictwa PPS, do jej Centralnego Komitetu Wykonawczego. Brałem udział na odpowiedzialnych stanowiskach w działalności nie tylko PPS, ale także klasowych związków zawodowych, Związku Zawodowego Małorolnych, Towarzystwa Uniwersytetu Robotniczego, Robotniczego Towarzystwa Przyjaciół Dzieci i wielu innych organizacji socjalistycznych. Spotykałem się z setkami tysięcy robotników i chłopów małorolnych, którzy uważali PPS za swoją partię.
Prowadziliśmy wielkie kampanie polityczne, walki wyborcze i walki strajkowe, przeżywaliśmy wielkie zwycięstwa i wielkie klęski, ale nigdy nie kapitulowaliśmy wobec przeciwnika. Siła nasza polegała na tym, że wszystko, co czyniliśmy, wyrastało z własnej woli robotników i chłopów polskich, nic nie było im narzucone, odwrotnie, nieraz musieli oni bardzo ciężkim wysiłkiem własnym bronić dorobku organizacyjnego, politycznego i ideologicznego PPS przed zniszczeniem lub pohańbieniem. Chciałbym przekazać następnym pokoleniom naszą dawną wiarę w siłę klasy robotniczej, w potęgę solidarności robotniczej oraz w zbawienność tej organizacji, którą nasi poprzednicy nam przekazali, to jest Polskiej Partii Socjalistycznej.
Jej spuścizna, to przeświadczenie, że nie może być sprawiedliwości społecznej bez niepodległości własnego kraju i bez wolności w tym kraju. Jedna i druga nie może być kłamana i pozorna, musi być rzeczywista. Niepodległość nie znosi rozkazów, wydawanych z dalekiej i obcej nam stolicy, nie znosi uzależnienia politycznego ani gospodarczego, od żadnego obcego mocarstwa. Wolność nie znosi ustroju jednopartyjnego, monopolu władzy i tak zwanej monolitności w myśleniu, albowiem człowiek na to obdarzony jest rozumem i wolną wolą, by sam dokonywał wyboru spośród różnych możliwych dróg i sam o sobie decydował. Partia może mu być pomocą, może być wychowawcą i doradcą, ale ostateczną decyzję w trudnych sprawach każdy człowiek winien móc sam nosić w sobie, bo tego wymaga godność ludzka.
Nauczyłem się w swym życiu i chciałbym przekazać tę naukę następnym pokoleniom, że socjalizm wymaga nie tylko wierności dla idei i ducha poświęcenia, ale także tolerancji dla cudzych przekonań, choćby najbardziej odmiennych, jeśli tylko nie opierają się na gwałcie i nie posługują się przemocą. Wolność musi być dla wszystkich, nie tylko dla PPS i jej członków, i nie tylko dla klasy robotniczej, gdyż socjalizm nie jest i nie może być domem niewoli. Wolność jest niepodzielna. Wolność wymaga zatem pewnego minimum powszechnej współpracy, w ramach podyktowanych przez konieczność ładu w życiu społecznym. Taką ramą są swobodnie wybrane ciała przedstawicielskie i prawodawcze. Pozwalają one zasiadać obok siebie ludziom różnych przekonań, ustanawiają mechanizm współpracy a jednocześnie walki o zwycięstwo własnych poglądów, a więc zmiany, bez której nie ma postępu i w ogóle nie ma życia, jako że nieustająca zmiana jest istotą życia. My socjaliści byliśmy i jesteśmy rzecznikami i organizatorami zmiany w stosunkach społecznych, ale nie chcemy, aby ta zmiana była niszczycielska, chcemy, aby była twórcza. My socjaliści zawsze pragnęliśmy przetworzyć całokształt stosunków międzyludzkich, przeobrazić cały świat i uczynić to w interesie pokrzywdzonych i cierpiących, tak aby znikła krzywda i wyzysk i ucisk. Ale też zawsze rozumieliśmy, że może się to stać tylko drogą ogromnego, zbiorowego i nieustannego wysiłku mas ludzkich, mas ludu pracującego, drogą przekonania i zjednania tych mas dla naszych idei, a nie mocą decyzji, narzuconych przez jakąś elitarną garsteczkę uzurpatorów. Byliśmy i jesteśmy rewolucjonistami, jeśli chodzi o nasz stosunek do starych i przeżytych ustrojów społecznych, ale zarazem byliśmy i jesteśmy demokratami, jeśli chodzi o nasz stosunek do współobywateli. Wiedzieliśmy, że zmiana będąca następstwem przemocy i gwałtu, pozostawia po sobie poczucie krzywdy i wolę oporu, odwrócenia tego, co się stało, podczas gdy zmiana postanowiona przez większość w wyniku dojrzałych procesów społecznych i zbiorowych przemyśleń jest rzetelna i trwała. My chcieliśmy zmiany rzetelnej i trwałej.
Stworzyło to przepaść pomiędzy nami a komunistami, wynikającą z różnicy stosunku do klasy robotniczej. Stosunek ten był u nas stosunkiem zaufania i respektu, u komunistów – stosunkiem nieufności i pogardy. My socjaliści spod znaku PPS nigdy nie mówiliśmy o sobie przez „ja”, zawsze mówiliśmy przez „my”, czuliśmy się zbiorowością, nie znaliśmy kultu ani Limanowskiego, ani Daszyńskiego, chociaż to byli ludzie naprawdę wielcy. Sprawa socjalizmu stała w naszym rozumieniu wyżej niż najbardziej nawet genialne jednostki. Dlatego obcy nam był i jest kult Stalina czy Lenina, obce nam były i są dogmaty tak zwanego marksizmu-leninizmu, obce nam były i są okrzyki „wodzu prowadź”, bez względu na to, jak się ten wódz nazywa, Leński, Bierut, Gomułka czy Moczar. Obce nam też było wpatrywanie się w cudze wzory z Berlina czy Moskwy, bo pozostając socjalistami międzynarodowymi, czuliśmy jednocześnie i wiedzieliśmy, że nasza ojczyzna jest nad Wisłą i że w tej ojczyźnie jedynym uprawnionym gospodarzem winien być lud polski ciężko pracujący, polscy robotnicy i polscy chłopi, a nie imperatorzy na Kremlu.
W życiu moim chwile największego szczęścia przeżywałem z końcem października 1918 roku, gdy w Krakowie i całej Małopolsce zachodniej runęły czarne orły zaborczego mocarstwa i powstała do nowego życia Polska wolna, niepodległa, demokratyczna i społecznie sprawiedliwa, bo taką być miała. Najbardziej zaś koszmarnym dniem mojego życia był dzień 17 września 1939 roku, gdy na Polskę, prowadzącą wojnę sprawiedliwą, broniącą się ostatkiem sił przed hitlerowskim faszyzmem, runęła od wschodu sprzymierzona z Niemcami nawała żelaza i stali pod oszukańczym sztandarem czerwonym z młotem i sierpem sowieckim. To nie było tylko moje osobiste przeżycie. To było jedno z najgłębszych przeżyć całej naszej polskiej historii.
Historia potwierdziła nasze przewidywania, klasa robotnicza przyznała słuszność naszym dążeniom programowym. PPS zawsze twierdziła, że niepodległość Polski jest możliwa i jest konieczna i że jej odzyskanie zależy nie tylko od sprzyjającej koniunktury międzynarodowej, lecz przede wszystkim od własnej wiary, woli i walki. Inni utrzymywali, że niepodległość Polski jest albo niemożliwa, albo niepotrzebna, albo nawet niepożądana. I oto listopad 1918 roku potwierdził nasze rozpoznanie, iż Polska niepodległa nie jest jakąś szlachecką fanaberią, lecz własną potrzebą ludu polskiego. Zaś wrzesień 1939 r. potwierdził słuszność naszej podstawowej tezy, wynikającej i z naszego położenia geograficznego, i z naszych tradycji historycznych, że bez wolnej Polski nie może być wolności w świecie. Dziś samej zasady niepodległości i prawa Polski do niepodległości nikt już nie kwestionuje. Nawet ci, co byli niegdyś jej najzagorzalszymi przeciwnikami i najwyższe szczęście dla Polski upatrywali w jej przyłączeniu do Rosji sowieckiej, dzisiaj przywdziewają maskę najgorętszych rzeczników i obrońców niepodległości Polski, podobnie jak przywdziewają maskę rzekomych budowniczych ustroju socjalistycznego w Polsce.
Zadanie naszego okresu, to przywrócenie prawdziwego znaczenia słowom i pojęciom takim jak niepodległość Polski, demokracja, klasa robotnicza, sojusz robotniczo-chłopski, socjalizm. Przywrócenie prawdziwego znaczenia tym słowom oznacza przeprowadzenie walki o prawdziwą niepodległość, prawdziwą demokrację i prawdziwy socjalizm. Oznacza zarazem dojście do głosu i władzy prawdziwej i swobodnej klasy robotniczej, a nie narzuconych jej siłą lub podstępem rzekomych przedstawicieli, którzy w rzeczywistości są zdrajcami jej ideałów i interesów. Jeżeli coś po sobie chciałbym przekazać następnym pokoleniom, to wiarę w słuszność drogi socjalizmu niepodległościowego i demokratycznego, wiarę w Polską Partię Socjalistyczną i w potrzebę jej odbudowania we właściwej chwili. Ta odrodzona PPS może być tylko własnym dziełem robotników polskich na polskiej ziemi, więc o nich myślę w chwili, gdy piszę te słowa, ale cały nasz naród powinien wiedzieć, że PPS nikomu nie niesie niewoli, że PPS oznacza socjalizm i oznacza wolność. Oznacza przekonanie, że socjalizm można urzeczywistnić tylko w wolności. Przyczynić się do przekucia tego przekonania w żywe ciało rzeczywistości, oto największa tęsknota lat, które mi jeszcze w życiu pozostają. Nie pragnę niczego więcej, jak tylko tego, by przyszłe pokolenia uznały, że w jakiejś mierze przyczyniłem się słowem żywym i drukowanym oraz swą działalnością organizacyjną do wcielenia tego programu w życie, programu wyrażającego się w dwóch słowach: wolność i socjalizm; że życie moje wypełniła tęsknota – i praca nad urzeczywistnieniem tej tęsknoty.
Adam Ciołkosz
Powyższy tekst pierwotnie został wygłoszony na antenie Radia Wolna Europa w roku 1971, a następnie zamieszczono go w książce Adam Ciołkosz – „Walka o prawdę. Wybór artykułów 1940-1978”, Polonia Book Fund, Londyn 1983. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem, na potrzeby Lewicowo.pl przygotował Piotr Kuligowski.