Maria Skłodowska-Curie
Portret człowieka nauki
[1933]
Rodzice Piotra Curie byli inteligentami; stanowili tę część klasy średniej, której się nie poszczęściło i która nie uczestniczyła w życiu wyższych sfer. Utrzymywali kontakty towarzyskie jedynie z rodziną i wąskim gronem bliskich przyjaciół.
Urodzony w Alzacji ojciec Piotra – Eugenio Curie – był lekarzem i synem lekarza. Obdarzony silną osobowością, posiadał bardzo stanowcze przekonania polityczne. Idealista z charakteru, stał się gorliwym zwolennikiem doktryny republikańskiej w rozumieniu rewolucjonistów 1884 roku. Więzy przyjaźni łączyły go z Enrique Brissonem i członkami jego grupy. Tak jak oni był wolnomyślicielem i antyklerykałem, który nigdy nie praktykował żadnej religii, nie ochrzcił również swoich dzieci. Piotr Curie, który urodził się na ulicy Cuvier naprzeciwko ogrodu botanicznego 15 maja 1859 roku, wychowywał się w warunkach wyjątkowo sprzyjających pączkowaniu bardzo silnego, lecz wyrozumiałego światopoglądu, całkowicie wolnego od trosk natury nadprzyrodzonej. A jego niezwykle rozwinięte poczucie moralności dorównywało jego wysokiej inteligencji.
Piotr Curie był nieśmiały i skryty. Wierzył, co często powtarzał, w naturę. Kochał czytać trudne dzieła i, mimo że nie odrzucał nieciekawych lektur, to pociągało go przede wszystkim poszukiwanie prawdy, choć kojarzy się ono niekiedy z mało ekscytującą pracą.
Początki jego kariery były wyjątkowo skromne: przez dwanaście lat był szefem personelu w Szkole Fizyki i Chemii z pensją nie wyższą niż pensja robotnika. Niech to nikogo nie dziwi! Przyczyną tego była bez wątpienia łatwość, z jaką zapomina się o tych, którzy nie są ani pomocnikami, ani protegowanymi, ani znajomymi możnych u władzy. Wrodzona niezależność nie pozwoliła mu ubiegać się o poprawę swojej sytuacji.
Nieugięcie służył swojemu ideałowi. Zaszczycił Ludzkość życiem pełnym pracy, przeżytym cicho, w prostej wielkości swojego geniuszu i swojej osobowości. Sen jego młodości stale popychał go ponad zwykłą drogę życia, na ścieżkę, którą sam nazywał przeciwną naturze, ponieważ wymagała od niego zrzeczenia się słodyczy życia. Pomimo to stanowczo podporządkowywał swojemu marzeniu wszystkie myśli i pragnienia; przyjął i identyfikował się z nim w sposób całkowity. Nie miał nic więcej niż ogromną wiarę; wiarę w dobroczynną moc nauki; żył, szukając prawdy. Bez uprzedzeń czy ograniczonych założeń, wnosił tę samą szlachetność w studia naukowe, jak i w rozumienie innych ludzi i samego siebie. Pozbawiony wszystkich pospolitych namiętności nie zabiegał o wysoką pozycję ani honory, nie miał więc wrogów. Siła, z jaką panował nad sobą charakteryzowała jednostki wybitne we wszystkich epokach historycznych, jednostki wyprzedzające swoje czasy.
Należy uświadomić sobie, ile poświęcenia wymaga takie życie. Życie poświęcone mądrości, spędzone w laboratorium, nie jest – jak wielu może sądzić – spokojną idyllą; jest bardzo często upartą walką toczoną ze światem wokół, a ponad wszystko – z sobą samym. Wielkie odkrycie nie dokonuje się nagle, całkowicie ukształtowane, niczym Minerwa, która w pełnej zbroi wyskoczyła z głowy Jupitera. Jest raczej owocem zebrania długotrwałej pracy przygotowawczej. Pomiędzy dniami produktywnej pracy istniały dni pełne niepewności, kiedy nie osiągało się nic; takie dni, w których sama materia wydawała się wroga. Szczególnie wówczas, pomimo utraty sił, nie należało się poddawać. Nie tracąc swojej niestrudzonej cierpliwości Piotr Curie mówił mi czasami: „Jakże ciężkie jest życie, które wybraliśmy!”. Jakie wynagrodzenie społeczeństwo oferuje uczonym za ich godne podziwu poświęcenie i za wspaniałe usługi oddane Ludzkości? Czy ci służący nauki dysponują sprzętem potrzebnym do pracy, tak dla nich cennym? Czy mają zapewnioną bezpieczną egzystencję, zaspokojone potrzeby? Przykład Piotra Curie i tak wielu innych pokazuje, że nic takiego nie ma miejsca. Aby wywalczyć godziwe warunki pracy trzeba często zużyć swoją młodość i siły na rozwiązywanie licznych problemów życia codziennego.
W naszym społeczeństwie, w którym rządzi surowe pragnienie luksusu, przyjemności i bogactwa, nie rozumie się wartości nauki. Niewielu zdaje sobie sprawę, że tworzy ona najbardziej wartościową część ich spuścizny moralnej. Nie przypuszczają nawet, że nauka jest podstawą wszystkich postępów, które poprawiają ludzkie życie i zmniejszają cierpienia. Ani środki publiczne, ani szczodre dotacje osób prywatnych na naukę i uczonych, nie zapewniają warunków niezbędnych do w pełni wydajnej pracy. Czy jesteśmy w stanie znieść myśl, nawet z uczuciem głębokiego smutku, o marnotrawstwie najbardziej niepowetowanym ze wszystkich, o marnotrawstwie największego dobra ludzkości: geniuszu, sił i wartości moralnych jej najlepszych dzieci?
Maria Curie Profesor Sorbony
Powyższy artykuł ukazał się pierwotnie w hiszpańskim piśmie anarchistycznym „La Revista Blanca” nr 232/1933. Od tamtego czasu prawdopodobnie nie był wznawiany. Na potrzeby Lewicowo.pl tekst przygotował Wojciech Goslar, a przetłumaczyła z hiszpańskiego Adela Jurkowska.
- Kategorie:
- Ludzie
- Teksty
- Wspomnienia i relacje