Stanisław Dubois
Pogrzeb krakowski. Ulica łzami zmyta...
[1936]
Opuszczamy dworzec. Kraków kąpie się w blaskach wiosennego słońca. Ulice miasta przedstawiają niecodzienny widok. Nie ma na nich niebieskich, krakowskich tramwajów, nie ma ani jednej taksówki. Widać od razu, że ogłoszona przez OKR PPS i przez Radę Zawodową przerwa w pracy dla uczczenia poległych jest powszechna. O strajku i o tym, że czas już udawać się na pogrzeb, ogłoszą nam za chwilę przeciągłe ryki syren wszystkich fabryk.
Wraz z nami wylega na ulice masa ludzka, śpiesząca z podmiejskich pociągów. Tłumy stają przed wielkimi plakatami w czarnych obwódkach. To klepsydry wydane przez PPS, wzywające do powszechnej przerwy w pracy i do udziału w pogrzebie.
Ktoś głośno odczytuje treść plakatu, by znali ją ci, którzy stojąc z dala, dojrzeć liter nie mogą. Padają słowa, złe, ostre słowa. Zaciskają się pięści, zaostrzają się gniewnie rysy twarzy. Kobiety wyjmują chusteczki, by otrzeć mokre oczy.
Słychać cyfry: „Lat 17”, „lat 21”, „lat 22”... „Jacy młodzi” – wyrywa się z czyjejś piersi. A potem komentarze, czym mogliby być, że życie przed nimi stało otworem, że wiele zdziałać by mogli dla rodziny, dla klasy robotniczej, dla narodu, dla ludzkości.
***
Nie ma taksówek ani tramwajów. Wsiadamy więc w dorożkę, chcąc jak najprędzej znaleźć się w domu żałoby, skąd ma ruszyć kondukt. Jedziemy do Domu Górników na ul. Krasińskiego.Poczciwy fiakier krakowski w swym charakterystycznym meloniku wszczyna z nami rozmowę. Wcale się nie krępuje, że nas nie zna, rozmawia z nami szczerze, otwarcie, nie kryjąc swych uczuć.
Zawracamy we Floriańską, by starym szlakiem przejechać przez cudowny Rynek Krakowski, nacieszyć oczy widokiem smukłej wieży Mariackiej, popatrzeć choć w przelocie na Sukiennice.
Na ul. Floriańskiej widzimy szereg wybitych szyb, dotąd nie wprawionych. Patrzymy na szyldy. Od razu orientujemy się, ile kłamstwa jest w tym, że bicie szyb miało charakter antysemicki. Nazwiska właścicieli sklepów różnej narodowości mówią same za siebie. Potwierdza to nasz fiakier: „Gdy policja atakowała (użył słowa bardziej dosadnego), robotnicy rzucali kamieniami na lewo i prawo. Stąd wybite szyby. Rabunku zupełnie nie było. Dopiero potem z dwóch czy trzech sklepów jakieś złodziejaszki ściągnęli parę drobiazgów”.
***
Jest przed dziewiątą. Ulicami miasta ciągną w szeregach liczne grupy robotnicze według zawodów. Na ulicach miasta nie ma ani jednego policjanta. Panuje całkowity spokój. Twarze spieszących na ul. Krasińskiego ludzi są poważne, smutne. Dojeżdżamy do celu. Na ul. Krasińskiego wjechać nie sposób. Zawalona jest masą ludzką. Z trudem przeciskamy się przez tłum do Domu Górników. Po drodze słyszymy słowa: „Aresztowanych jeszcze nie zwolniono”.Jest ich kilkudziesięciu.
***
Przechodzimy koło grupy robotniczej fabryki „Semperit”. Mają ze sobą piękny wieniec dla poległych. Tu dyskusja dotyczy wypadków w nocy z piątku na sobotę, kiedy policja usuwała okupujących fabrykę robotników z terenu fabrycznego.***
W dużej sali Domu Górników na parterze stoi obok siebie osiem czarnych drewnianych trumien. Padli w różnych punktach miasta. Teraz jeden leży obok drugiego.W sali cisza, choć znajduje się w niej kilkaset osób z rodzin, znajomych, towarzyszy pracy. Moc zieleni, wieńców, czerwonych sztandarów. Filary otoczone czerwonymi wstęgami.
Przez całą noc przez Dom Górników, gdzie na widok publiczny wystawione były zwłoki, przeciągały tysiące robotników i mieszkańców Krakowa, by oddać hołd poległym. Straż przy trumnach pełnili czerwoni harcerze i młodzież robotnicza.
Punktualnie o godz. 10 rano robotniczy chór „Lutnia” intonuje „Salve, Regina”. Robotnicy na swych barkach wynoszą trumny. Jedna za drugą, jedna za drugą. Za trumnami idzie rodzina. Wreszcie wynoszą ósmą trumnę. Długi, długi korowód.
Zgromadzonym tłumem wstrząsa głośny szloch. Zagłusza on tony żałobnych pieśni. Wokół nas widzimy zapłakane twarze. Płaczą nie tylko kobiety. Widzimy łzy na bruzdami zoranych twarzach starych robotników.
Szeroka aleja Krasińskiego zalana jest zwartym tłumem ludzkim. Nie widać końca ni początku. Dziesiątki tysięcy ludzi, las sztandarów, dziesiątki wieńców. W pobliskich ulicach też tłumy.
Kondukt pogrzebowy rusza. Żałobne marsze grają na zmianę robotnicze orkiestry.
***
Prowadzi kondukt bojowy sztandar PPS, za nim idą przedstawiciele władz partyjnych i zawodowych z Warszawy i Krakowa. Potem sznur długi delegacji, niosących kilkadziesiąt wieńców od związków zawodowych, fabryk i grup. Jeden skromny wieniec z krótkim, ale jakże wymownym napisem: „Józkowi – narzeczona”. Miał lat 21.Za wieńcami zwarta grupa łopoczących, czerwonych sztandarów i wstrząsający widok niesionych na ramionach towarzyszy ośmiu trumien.
Za trumnami zapłakane rodziny, a dalej bez końca ciągnące się ósemki organizacji robotniczych i publiczności. Nad całym pochodem powiewają czerwone sztandary.
Nie tylko robotnicy z Krakowa biorą udział w pogrzebie. 1500 przyszło ich piechotą z Wieliczki. Przyjechali licznie z Tarnowa, Skawiny, Glinika, Chrzanowa, z całej bliższej i dalszej okolicy. Jest delegacja z odległego stosunkowo Zagłębia. Masowo przyszli chłopi z okolicznych wsi. Razem kroczą chłop i robotnik. Realizuje się, krzepnie pod wpływem wypadków front ludowy. Obok przedstawicieli PPS i związków zawodowych kroczy delegacja Stronnictwa Ludowego z prof. Kotem, Szczepańskim, Bieleninem na czele.
Obok robotników idą akademicy: Związek Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, Akademicka Młodzież Ludowa, Legion Młodych. Nie tylko akademicy lewicowi oddają hołd poległym. W pochodzie widzimy wielu inteligentów z grupą literatów lewicowych na czele.
Ilu kroczy w pochodzie? Trudno obliczyć.
Ale więcej niż w samym pochodzie stoi ludzi na całej trasie pochodu, na chodnikach. Nie są to obojętni widzowie, zwykli ciekawscy czy gapie. Nie, ci, co stoją, także całym sercem, wszystkimi swymi uczuciami złączeni są z idącymi.
Cała ulica płacze na widok zbliżającego się korowodu trumien. Nie ma metra, na którym nie widać by było kobiety z chusteczką przy twarzy lub mężczyzny ze łzami w oczach. Od czasu do czasu słychać głośny szloch czy jęk. Z trotuarów na trumny padają kwiaty. Gdy zamilkną orkiestry albo gdy skończy swe pieśni ustawiony po drodze na plantach chór „Hasło”, ulicę zalega cisza, zupełna, grobowa niemal cisza.
Mijamy plac przed dworcem. Tu tysiące oczekują na pogrzeb. Kornie schylają się głowy.
Przez całą długą trasę pochodu stoją tłumy. Ile ich jest – nie przeliczyć. Tylko dzieci i starcy zostali w domach.
Przez całą drogę marszu nie ma ani jednego policjanta. Wzorowy porządek utrzymuje milicja PPS i milicja zawodowa, składająca się z 1500 ludzi. Milicję ma każda grupa. Ogólną służbę pełnią sprawnie tramwajarze w mundurach.
Po trzech godzinach marszu docieramy do bram cmentarza. Milicja z trudem, ale skutecznie powstrzymuje pragnące dostać się na cmentarz masy. Wpuszczają tylko delegacje. A jednak na cmentarzu zbiera się z 10 000 osób. Obok dużego, przeraźliwie dużego, wykopanego dołu, który ma być wspólną mogiłą dla ośmiu poległych za wspólną sprawę – składają strudzeni towarzysze trumny. Nieśli je wszak przez całą drogę, aż do miejsca ostatniego spoczynku.
Grabarze spuszczają trumny do dołu. Kilka kobiet mdleje. Czarne trumny stoją obok siebie, blisko jedna drugiej. Cały wielometrowy dół jest nimi zapełniony. Wstrząsający widok, dużo tego, dużo, o wiele za dużo.
Kolejno na wzniesieniu stają mówcy z tow. tow. Arciszewskim i Stańczykiem na czele. Ciężko jest mówić. Jakież słowa oddadzą ogrom tej tragedii? Czy wszystko można powiedzieć do ludzi zbolałych lub gniewnych o tym, dlaczego się tak stało?
Pochyliły się nisko czerwone sztandary nad otwartymi mogiłami. Jeszcze chór odśpiewał żałobne pieśni, jeszcze orkiestra odegrała rewolucyjne hymny i z rąk zgromadzonych poczęły się sypać na trumny grudki ziemi.
Pogrzeb skończony, lecz nie skończona walka.
***
Długo, długo, już po zasypaniu trumien, nad bratnią mogiłą stali robotnicy krakowscy.Stanisław Dubois
Powyższy tekst Stanisława Dubois pierwotnie ukazał się w „Robotniku” z 27 marca 1936. Następnie wznowiono go w Stanisław Dubois – „Artykuły i przemówienia”, Książka i Wiedza, Warszawa 1968. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem.
Od redakcji Lewicowo.pl: Opisany w tekście pogrzeb robotników dotyczy osób poległych podczas tłumienia przez policję manifestacji robotniczej w Krakowie 23 marca 1936 r. Miało to miejsce w ramach tzw. wydarzeń krakowskich. W mieście tym od początku marca trwały strajki i wiece (m.in. w fabrykach monopolu tytoniowego, czekolad i wśród szewców), z których największy, strajk okupacyjny, rozpoczął się 17 marca w fabryce produktów gumowych Semperit. W nocy z 20 na 21 marca policja brutalnie spacyfikowała strajk, usuwając z zakładu pracowników i bijąc wielu z nich, wśród których większość stanowiły kobiety. Na znak solidarności z nimi, robotnicy innych zakładów organizowali wiece, a 23 marca rozpoczął się strajk powszechny większości zakładów i służb usługowych Krakowa. Tego dnia odbyła się też manifestacja robotników, przeciwko której policja użyła ostrej broni, zabijając 8 osób i raniąc kilkadziesiąt. Pogrzeb opisany w powyższym tekście zgromadził kilkadziesiąt tysięcy osób.