Pieśni i wiersze postępowe
Hymn rewolucyjny
Do broni, ludy, powstańmy wrazI bratnią sobie podajmy dłoń;
Zetrzeć tyranów już nadszedł czas,
Wieńcem wolności ozdobmy skroń!
Hasłem do boju: Wolność i lud,
Do broni, do broni, powstańmy wraz!
Zwalczyć tyranów, wszak to nie cud,
Do broni, do broni, już nadszedł czas! Precz z tytułami: książę i pan,
Zetrzyjmy ślady haniebnych lat;
Jeden Bóg, wiara i jeden stan,
I jedno miano: bliźni i brat.
Niechaj królewski zaginie ród,
Do broni, do broni, powstańmy wraz!
Niech mądre prawa stanowi lud,
Do broni, do broni, już nadszedł czas! Miliony ludów wołają krwi
Tych, co nam tyle zrządzili zdrad;
By zetrzeć zemstę co w sercach tkwi,
Więc trzeba ofiar, więc wyrok padł.
Hasłem do boju: Wolność i lud,
Do broni, do broni, powstańmy wraz!
Zwalczyć tyranów wszak to nie cud,
Do broni, do broni, już nadszedł czas! Tych co Sekwany kosztują wód,
I tych co Wisły zalegli brzeg,
I ten z nad Newy nieszczęsny lud
Niechaj dwudziesty zjednoczy wiek.
Wszakżeśmy bracia, jeden nasz Bóg,
Do broni, do broni, już nadszedł czas!
I jedna wiara i jeden ród.
Do broni, do broni, już nadszedł czas! A gdy ciemięzców zetrzemy ślad,
Tyranom zgubny zadamy cios,
W jedną rodzinę zmienimy świat
I szczęsny ludom zgotujem los.
Wówczas spoczniemy i złożym broń,
Wolności, pokoju użyjem wraz!
We krwi zbroczoną obmyjem dłoń,
Wykrzykniem: Precz z tronem na wieczny czas!
Czegóż chcą?
„Czegóż chcą oni? – I gawiedź szumi,Szyderstwem wita, obelgą plwa;
Czegóż chcą oni? – Któż ich zrozumie?
Chleba, swobody?... któż o to dba!
My złota chcemy! – Za złota blaski
Ja mogę życie z rozkoszy spleść,
Za złoto kupię tłumów oklaski
I honor mężów i niewiast cześć...
Złoto to siła! Więc dalej, gwarnie
Pogońmy za nim przez życia szlak!
Co nam łzy ludu, ludu męczarnie...
Złota! bo złoto potęgi znak...
Że tam ktoś głodny, że tam ktoś płacze,
Głupstwo! on słaby... W walce o byt
Mogą się ostać tylko siłacze
Jak my! a płakać czyż nam nie wstyd? I na cóż płakać? Droga otwarta:
Kradnij, rozbijaj, tak jak i my,
A każda cząstka innym wydarta
Będzie kozyrem do życia gry.
Złoto-czarodziej! Dukat dukata
Spłodzi od czarnej, roboczej dłoni...
Więc na bok troski!... Użyjmy świata!
Bo życie staje... śmierć goni.
Cierpią? Hej głupstwo! Niech dla rozkoszy
Gotuje kupny uścisk dziewczyna;
Niech pieśń wesoła smutek rozproszy!...
Hej służba, dolać mi wina!”. Wam wina trzeba, pieszczot dziewczyny,
Złota, rozkoszy?!... Więc jak dzień długi,
Dzwonią kowadła, szumią maszyny,
I koła warczą, i orzą pługi,
I grzbiet się ludu gnie roboczego...
Wam wina trzeba! więc w znoju, w pocie
Lud ten za kawał chleba czarnego
Dobywa dla was miliony, krocie...
A zawsze mało! Gdy on mrze z głodu,
Gdy mu się chata nad głową wali,
Dla was frykasy i szampan z lodu,
I przepych, zbytek złoconych sali. Lecz hola, dumne świata władyki!
Podnieście z łona nałożnic głowy,
I tam spojrzyjcie, skąd szum i krzyki
Donosi wichru podmuch surowy,
Tam, gdzie kamienne gmachu filary
Podmywa ludu wzburzona fala!
Cisza!... Zamilkły hałasy, gwary,
Tylko głos jeden dobiega z dala –
Dźwięczny, donośny... łamie się echem,
Srebrną kaskadą spada na lud,
A pod gorącym słowa oddechem,
Lud drga i szumi, jak fala wód... Hurra! Swobody, Fabryk i Ziemi!
I powiał w górę czerwony znak,
Zwojami w słońcu mignął barwnymi,
I na ludzkości dziejowy szlak
Wpłynął, przez nasze dźwignięty dłonie.
Może zbyt wcześnie? Lecz cóż my winni,
Że nadsłuchując w ludzkości łonie,
Słyszymy lepiej – lepiej niż inni,
Co tam bezwiednie zrywa się, waży...
Że myśli chyżej puściwszy wodze,
Biegniem od waszych złotych ołtarzy
W przyszłość... A chociaż wielu z nas w drodze
Padnie, złamanych przez los surowy,
Na swoją dolę nikt nie zapłacze,
I nie uchyli pokornie głowy! O tak! my teraz biedni tułacze!
Ale zjawieniem swym jak jaskółki
Zwiastujem gromy! Słyszycie wrzawę?
To ciągną mnogie robocze pułki,
A górą znamię powiewa krwawe.
Znaku nasz, znaku! My pośród boju
Piersiami ciebie wkoło otoczym,
Osmolim prochem, wykąpiem w znoju
I krwią serdeczną ubroczym.
A kule, gdy się przez pierś przebiją,
Rwąc twego płótna barwioną nić,
Jasno, wyraźnie na nim wyszyją:
„Legli, bo ludźmi pragnęli być!”.
Edward Milewski
Kościół i rewolucja
Żebrzącym szlochem huczały kościoły,Pałały zbożne sutann złorzeczenia,
A przez cmentarze – nad ofiarne doły
Płynęły walki rozłożyste pienia.
Choć lud obłudną trawiły trucizną,
On szedł zgodnymi poświęceń legiony,
Wielki walecznych zapasów puścizną.
I czarne mnichów krasomówczych chmaryZe swą zbutwiałą infułą na czele
Padły – krwawymi pobite sztandary
W rewolucyjnym Narodu Kościele.
Czy byłeś bracie w pochodzie czerwonym
Czy byłeś bracie w pochodzie czerwonym,Gdy od sztandarów jasne łuny biły,
Gdy lud się zdawał bogiem rozognionym,
Niecącym lawę nadziei i siły?... Czy byłeś bracie w tych tłumach bez końca,
Co przez ulice ciągnęły i place,
Czyś słyszał hymny do wolnego słońca,
Słów uniesienia i okrzyków race?... Ja w tłumach byłem. Pierś z piersią, dłoń w dłoni,
Usta i duszę z pochodem złączyłem,
Krwi płomieniami, słonecznością skroni
I duszą serca dzień radości czciłem. A chociaż potem dnie płynęły inne,
Znów w rdzawych kajdan skiełznane wędzidła,
Chwil tryumfalnych blaski dobroczynne
Ciągle nam w walce pokrzepiały skrzydła. Promienną wolną jutrznią rozwidnione
Długo w zapasów świeciły pomroce,
Wiarą poiły źrenice zmęczone
I gwiazdą Jutra osrebrzały noce. Ach, dzień ten wielki czerwonego święta
Póki żyć będzie serce nie zapomni,
I tylko chwała, szkarłatem rozpięta,
W oddali czasu walkę wyolbrzymi.
autor nieznany
Pieśń pracy
Hej, wznieśmy, bracia, wolny śpiew!Niech w żyłach ludu zagra krew,
Radosną głosim wieść!
Zamilknie wrogów niecnych zgrzyt,
Wolności nam zabłyśnie świt.
Cześć pracy, cześć!
Cześć pracy, cześć!
My zwartą ławą pójdziem w bój,Nie będzie próżnym krwawy znój,
Zwycięstwa zabrzmi wieść;
Więziennych runie siła krat,
Zdobędziem sobie wolny świat!
Cześć pracy, cześć!
Cześć pracy, cześć!
I odtąd w ludu krwawy znójNie wpije się już trutniów rój,
By żywot na nim wieść;
Zaginie darmozjadów ród,
A hasła swe uświęci lud.
Cześć pracy, cześć!
Cześć pracy, cześć!
Czuwaj drużyno!
Czuwaj drużyno! Idzie Maj!Wiosennym liściem szumią drzewa,
Kapela wiosny już rozbrzmiewa,
Czuwaj drużyno, idzie Maj! Czuwaj drużyno! rośnie wieść,
Nowego życia idzie czas:
Nie będzie ciemnych, głodnych mas!
Nie daj się gnębić, nie daj gnieść,
Czuwaj drużyno, rośnie wieść! To nasze święto, to nasz Maj!
Z warsztatów, fabryk, kopalń – rwąca
Płyń falo ludu, w blaski słońca,
Świadectwo sile swojej daj,
Robocza braci, to nasz Maj! Do góry głowy! w słońcu lśni
Nasz znak barwisty, znak wybrany,
Ze wszystkich naszych nędz utkany,
Z naszego potu łez i krwi –
Czerwony sztandar w słońcu lśni. Hej, braćmi my! Dłoń każdy daj,
Kto praw człowieka bronić chce,
Kto w męce wlecze życie swe
Za wolny lud, za wolny kraj!
Czuwaj drużyno, idzie Maj!
Plon niesiemy, plon!
(Na 25. rocznicę ruchu socjalistycznego w Polsce)
A otwórzcie nowe wrota,Wyjdźcie witać, gospodarze!
Dziś wesoło, dziś ochota,
Plon niesiemy w darze.
Otwierajcie, nieście stoły,
Zapraszajcie duszą całą.
W dobrą chwilę, w czas wesoły,
Jak bywało, jak przystało...
Plon niesiemy, plon!
W górę, w górę harde głowy,Na bok smutki, na bok lęki,
Niesiem wieniec dożynkowy,
Ćwierćwiekowej cichej męki...
Grają, grają skrzypki – braty
A rzęsiście, a od ucha!
....................................................
Wtórzą echem kazamaty
Grzmi północna zawierucha –
Plon niesiemy, plon!
Barwny wieniec, barwne kwiatyTu na naszych polach rosły,
Jest i żytni kłos bogaty
I pszenicy kłos wyniosły...
Ha, i krwawa jarzębina!
Suchy, zblakły mech z daleka...
Wieńcom gada, przypomina,
Jak na „Dziadach” woła, czeka...
Na dożynki! Dalej z nami,
Cienie Siewców i Mścicieli!
Za waszymi kajdanami
Dla nas niebo świt już bieli,
Plon niesiemy, plon!
Dalej z nami! wasze zgony,Szubienice i męczarnie
Dla nas w złote wzeszły plony,
Wybujały w złotem ziarnie.
Hej, do góry harde czoła!
Plon niesiemy krwi i trudu.
Krzywda woła, praca woła,
Tobie ludu, polski ludu,
Plon niesiemy, plon!
Dalej z nami, dzisiaj gody,Nowej walki spełnić czaszę,
O świat wolny, o świat młody,
O, to jutro, jutro nasze!
Śmierć, wygnanie, turma może...
My idziemy siać na łanie,
Już się budzą krwawe zorze –
Kto chce życia – z nami stanie
Plon niesiemy, plon!
Hej bracia, bracia robotnicy!
Hej bracia, bracia robotnicy,A wszak to dziś jest pierwszy maj,
Z fabrycznej wyjdźcie dziś ciemnicy,
Marzeniem lećcie w inny kraj! Niech dłoń, co ciężki młot dźwigała,
Niech się podniesie znojna skroń,
Niech robotnicza klasa cała
Powiewów wiosny wchłonie woń! Szeregiem, naprzód idźmy śmiało,
Po drodze sennych zbudzi pieśń;
Potęgą naprzód ruszym całą
Wiekowych ciemnic strząsnąć pleśń. Na jasnym niebios dziś lazurze,
Gdziekolwiek się nasz zwróci wzrok,
Czerwony sztandar szumi w górze,
Wyrasta już nad mgły i mrok... Ku przerażeniu sytej zgrai
Idziemy razem, w dłoni dłoń,
Wolność nam przyszły los umai,
W solidarności nasza broń! A więc szeregiem, bracia, dalej!
Od żądań naszych grzmi ten śpiew,
Wezbranym nurtem huczą fale,
Zbyt długo płyną łzy i krew...
Zofia Wojnarowska
Pierwszy Maj
Utrudzeni wielkim trudem,W oczach możnych tacy marni,
A naprawdę tak ofiarni
I wiedzący, że nie cudem
To się niszczy, co jest złem –
Z wytrwałością a zawziętą
Wspólnych pragnień głoszą święto
Robotnicy wszystkich ziem.
Buntu okrzyk to radosny!
O, połączcie się, narody,
W różnobarwne korowody,
Wszechprotestu święćcie gody
W blaskach wiosny!
Na szczyt idzie się pomałuDrogą stromą niepomiernie;
Na tej drodze rosną ciernie,
A na cierniach kwiat zapału,
A na kwiecie rosa – krew.
Lecz kto drogę tę zdobędzie,
Ten nizinom da orędzie:
Tryumfalnej pracy śpiew.
Pierwszy Maj – to w dziejach świata
Dzień, co czynem, a nie słowy
Bojujące rzesze brata.
O, niech się na wieczność splata
Z dłonią dłoń, a myśl ulata
W świt majowy!
Precz z drapieżną władzą złota!Precz z wyzyskiem! precz z uciskiem!
Celem to, co sercu bliskim –
Robotnicy i biedota –
Równość pracy, równość praw!
Święć się, walko nieustanna,
W mrok się wdzieraj, jak hosanna,
Ziemię – całą ziemię zbaw!
Pierwszy Maj – to zawołanie,
Co z ust słońca w świat daleki
Po światłości oceanie
Leci w pozwów huraganie,
Wieszcząc biednym z nędzy wstanie
Już na wieki!
Feliks Perl
Armia postępu
W majowym słońcu lśnią sztandaryI ciągną pułki niezliczone –
A pieśń, ognistej pełna wiary,
Huczy, jak fale wód spienione. Idą tak dumni w blaskach słońca,
A w oczach zapał im się żarzy –
Od końca świata aż do końca
Przed nimi blednie zastęp wraży! Idą wciąż dalej – moc ich rośnie –
Nic tych zuchwałych nie powstrzyma –
I hardy okrzyk brzmi rozgłośnie:
Dla śmiałych żadnych przeszkód nie ma. Dziwna to armia! Nie Cezary,
Ani Atylle w bój ich wiodą,
I nie królewskie ich sztandary,
Ni ksiądz święconą czcił je wodą. Pod czerwonymi sztandarami
Idzie – o dziwo – wojsko nowe:
Własnej swej sprawie oni sami
Dali te godła – te bojowe. Dziwna to armia! Rzekł „Bicz boży”,
Gdy szedł na Romy kwietne błonie:
„Nie wzejdzie trawa ni kwiat hoży,
Gdzie stąpią Hunów moich konie”. Gdzie hufce przejdą zaś czerwone,
Tam kwiat wyrasta wnet uroczy,
Niwy tam cudnie umajone:
Tam kwiat piękności nęci oczy. O, dziwna armia – armia święta!
Ona nie idzie siać zniszczenie –
Lecz tępić chwasty, targać pęta
I płoszyć nocy groźne cienie. Armia postępu i swobody,
Co rzuca wieści nam radosne,
Zwiastuje przyszłe świata gody,
Po ciężkiej zimie – cudną wiosnę. W majowym słońcu lśnią sztandary
I ciągną pułki niezliczone –
A pieśń, ognistej pełna wiary,
Huczy, jak fale wód spienione!
1 listopada 1905
Czarnym mrowiem idzie po ulicach swobodai na rogach wielkim krzykiem wybucha,
i płachtami czerwonymi powiewa,
i swój wielki, uroczysty hymn śpiewa –
swoboda... Rozwaliła uderzeniem obucha
bram więziennych zardzewiałe zawory,
i powiała nad szarymi tłumami
czerwonymi od krwi skrzepłej płachtami –
z kazamatów wyzwolona swoboda. Jeszcze w mroku na odludnych ulicach
błyszczą noże, dzwonią krwawe topory,
krew się leje po kamieniach, jak woda,
słychać krzyki i zgrzytanie łańcucha. Jeszcze w mroku na odludnych ulicach
leżą trupy, chodzą krwawe upiory,
łzy spływają po woskowych gromnicach...
Ktoś się modli: W imię Ojca i Ducha –
ktoś się modli – nikt modlitwy nie słucha,
bo przez miasto ciągną wielkie pochody
i czerwone powiewają sztandary –
wyszły z lochów wszystkie nędze i głody,
niewolnictwa i bezprawia ofiary –
wyszły święcić wielkie święto swobody...
stał się cud!
Czerwone wieją sztandary,
roboczy idzie lud...
O, Polsko, w wizjach poczęta szalonych,dziś wstajesz z potu ludzkiego i trudu
pod cichym szumem sztandarów czerwonych,
na twardych rękach roboczego ludu,
bo lud przypomniał to, co zapomniano,
że nam w dziedzictwie wolność zapisano. A zapisano ją nam w testamencie
ostrym pałaszem na wieku grobowym,
z serc naszych żywe zrobiono pieczęcie
i położono je pod wielkim Słowem,
a Słowo buntem żyło między nami
pod kajdanami i karabinami. W pielgrzymstwie swoim przeszliśmy pół ziemi
wieczni tułacze, wieczni bojownicy...
Pod Somosierry szczytami śnieżnymi
wiodła do boju pieśń Bogarodzicy
tych, których wygnał w świat z domu niedoli
sen o wolności prześniony w niewoli. Ten sen się tułał po moskiewskich śniegach,
u stóp piramid, u ścian Saragossy,
szedł zwartą ławą w żołnierskich szeregach,
marł ze znużenia obdarty i bosy
i w strasznym ryku kartaczów i w dymie
na obce znaki kładł swe polskie imię. A kędy przeszedł, łunami krwawymi
płonęły senne półzmierzchy wieczorów,
i z chat płonących wychodził jęk ziemi,
i konał w sercu niedostępnych borów
i tym złorzeczył, co gnani rozpaczą,
drogę wolności krwią i ogniem znaczą. A oni przeszli... lecz, który do domu
wrócił, ten z siewby swej nie przyniósł sprzętu
i miał w swej duszy jad, i ogniem sromu
wyryte wielkie słowo testamentu,
to słowo, które po świata rubieżach
ze szczyptą ziemi polskiej niósł w szkaplerzach. I przeszły lata... Są place, gdzie stały
białych szubienic straszne, długie rzędy,
są dotąd jeszcze oczy, co widziały
krwawych przerażeń bezsilne obłędy,
kościoły pełne lamentu i kiru i
krwią znaczone drogi do Sybiru. Na owych drogach dotąd jeszcze stoją,
jak drogowskazy, te ofiarne znaki,
których się w nocy małe dzieci boją,
które wędrowne omijają ptaki,
bo na nich w wichrze śniegowej zawiei wyrasta napis:
Tu niema nadziei! Straszne dziedzictwo po ojcach rycerzach
przekleństwem spadło w niewoli na synów
sen o wolności zaszyty w szkaplerzach
i lęk przed widmem bohaterskich czynów,
młodość bez myśli, starość bez mądrości
i groby pełne kajdanów i kości. Synowie dzieciom podcinali skrzydła,
żeby nie poszły lotem wielkich ptaków
gonić po świecie złudnych snów mamidła
i szukać w tajgach owych krwawych znaków,
po których przeszła polska męka żywa,
zakuta w kajdan żelazne ogniwa. A lud się ruszał.. Co dzień biły młoty
i co dzień w szybach dzwoniły oskardy,
spod młotów żywe wstawały tęsknoty,
pod oskardami pękał granit twardy –
i z gór wysokich na niziny dolin
schodziła jasna promienność wyzwolin. Co dzień się jakieś spełniały ofiary,
Z rąk ślepych jeszcze padały pioruny,
i nowych pragnień nieciły pożary,
w sumieniach krwawe zapalając łuny,
i budząc w duszach głosami żywymi
Moc, która idzie od pracy i ziemi. I drgnął i powstał lud... Czas przyszedł taki
że skroś noc ciemną dzień zaczynał świtać,
do lotu skrzydła rozwinęły ptaki,
i kwiaty jęły pod rosą zakwitać,
i powiał z dolin na ziemie i wody
od roboczego ludu zew swobody.
Stał się cud!
Czerwone wieją sztandary
roboczy idzie lud.
Es-El
Pan z Wami
Robotnikom poległym w dniu 6 listopada 1923 – poświęcam.
Pan z Wami bracia!Pan z Wami, bo głodni
Szliście za chlebem dla żon i dla dzieci.
A że ci syci są aż tak wyrodni,
Że zamiast chleba częstują kulami –
Pan z Wami!
Pan z Wami bracia!Pan, co wypędził z świątyni handlarzy,
Co niebo zamknął dla sytych bogaczy,
Co z robotniki we winnicy gwarzył,
Co nie złorzeczył na własnych siepaczy...
Choć Was obrzucą śliną... kamieniami,
Śpijcie spokojnie –
Pan z Wami!
Pan z Wami bracia!Choć bez krzyku, wrzawy
Tych, co się mienią Jego kapłanami,
Legliście w ziemi na wieczne spocznienie.
Wszak żywot Wasz krwawy –
Usłany cierniem i oblany łzami,
Był Chrystusową Golgoty ofiarą...
Był walką wieczną i goryczy czarą,
A Wyście byli życia kapłanami,
Pan z Wami!
Podpory i wrogi
Po gazetach szczęk słychać papierowej zbroi:W Polsce pono od wrogów wewnętrznych się roi.
A z alarmów tych każdy już rozpoznać mógł,
kto podpora Ojczyzny, a kto państwa wróg.
***
Ten, co z carem paktował, buty lizał w Pitrze,co w rabstwie widział źródło zysków najobfitsze,
wartość wolności mierzył objętością wora –
państwa podpora.
Kto carowi stał hardo, kto targał kajdany,kto znał drogę na Sybir, Cytadeli ściany,
był mieczem Damoklesa dla najeźdźcy sług –
wewnętrzny wróg.
***
Kto przed Niemcem czy Trockim w strachu gubił spodnie,w obliczu wroga zmyślał polskich wodzów zbrodnie,
Za morzem ich szkalował, nie szczędząc ozora –
państwa podpora.
Ten, co pragnął zachować Polskę niezawisłą,i na żadne nie spuszczał się cuda nad Wisłą,
ale stanął w szeregu i Sowdepię tłukł –
wewnętrzny wróg.
kto ma funty, dolary w zagranicznym safes’ie,
kto państwu nic dać nie chce z zysków plantatora –
podpora.
Kto za grosze pracując, ma podarte buty,kto z głodnej pensji państwu haracz płaci suty,
choć nie może załatać budżetowych luk –
wróg.
***
Kto w walce z mniejszościami zbiera laury tanie,podkopuje na kresach Polski panowanie;
kto wskrzesza czarnej sotni zdechłego potwora –
podpora.
Kto chce, by wśród ludności państwa różnolitejłączyła wszystkich miłość Rzeczypospolitej,
by każdy za swe prawa czuł wdzięczności dług –
o, ten to już na pewno wróg!
Zasady
Oddycha dla ogółu,Jasno swój sztandar niesie:
Wariacja! Wariacja!
Ssie bliźnich bez skrupułuI coraz wyżej pnie się:
Racja! Racja! Racja!
Stracił i zlikwidował,Został w jednej kapocie:
Winny! Winny! Winny!
Trzy razy bankrutował,Ma składy, sklepy, krocie:
Czynny! Czynny! Czynny!
Nie chodzi do kościoła,Nie wierzy w boga-kata:
Przeklęty! Przeklęty!
Do głodnych „pośćcie!” woła,A sam półmiski zmiata:
Święty! Święty! Święty!
Uboga, głodna wreszcieSkradła bochenek chleba:
Złodziej! Złodziej! Złodziej!
Skradł milion – dał na kweścieAż tysiąc – wielkie nieba!
Dobrodziej! Dobrodziej!
Powyższe utwory wybrano z „Lutnia robotnicza. Wybór poezji dla ludu pracującego”, wydanie nowe, rozszerzone i poprawione, Nakładem Związku Robotniczych Stowarzyszeń Spółdzielczych „Proletariat”, Kraków 1925, ze zbiorów Remigiusza Okraski.