Helena Radlińska
O nowe życie
[1919]
W nowym życiu Polski zabłysnąć musi dla wszystkich nie tylko słońce z błękitów, lecz i to, które płonie w duszach i umysłach ludzi utalentowanych. Chcemy dla całego narodu nie tylko prawa, ziemi i chleba, lecz światła i radości kultury, oświaty, piękna.
Dawne to już czasy, gdy szlachetny marzyciel-wychowawca Komeński (w wieku XVII!) pisał, że zadaniem wychowania jest „dać wszystkim, co się urodzili ludźmi – przygotowanie do wszystkiego, co ludzkie”. Dawno rzucił polski działacz (Bieliński w roku 1814) hasło: „Wszystko, cokolwiek Polak przemyślał – zanieśmy pod chłopską strzechę”. Niejedno piękne, ofiarne życie zgasło w służbie oświaty. A jednak aż do dziś nie tylko ciemnota jest wielką i w niektórych okolicach kraju niemal powszechną, ale kołacze się jeszcze wśród kierowników prac wychowawczych, i wśród szerokiego ogółu przekonanie, że szkółka ludowa może być lada jaką, „Dom ludowy” skromną gospodą, Uniwersytet ludowy ubożuchnym, niemal dobroczynnym przytułkiem „maluczkich”, książka ludowa odznaczać się winna tylko popularnością wysłowienia i byle jaką szatą zewnętrzną, teatr ludowy – ma być budą, w której niewyrobieni artyści bawią niewybredną publiczność umyślnie dla niej napisanymi sztukami.
Po uzyskaniu podstawowych praw obywatelskich, przy pierwszej próbie brania w swoje ręce rządów w Polsce – lud musi sięgnąć po prawo do kultury, wziąć je sobie i tak życie narodu urządzić, by wszyscy w miarę zdolności mogli korzystać z wiedzy, z piękna i wysnuwać z siebie dla radości powszechnej przędzę myśli i sztuki.
Od razu zada ktoś pytanie to samo, które powtarzano co chwila od półtora wieku, gdy była mowa o oświacie ludu. Czy chcemy oderwać rolnika i robotnika od warsztatów i przerobić na urzędników?
Nie! Chcemy tylko obalić przesąd, że rolnik musi byc ciemny, robotnik – ma szukać rozrywki w szynku, a „inteligent” czy „pan” mieć prawo do wszystkich zdobyczy kultury (choćby ich nie był w stanie odczuć).
Chcemy, by wychowanie młodzieży wydobywało z dzieci całego narodu zdolności i kształciło jak najpełniej człowieka, który sam potrafi postanowić, jaką drogą pójdzie w życie, by najjaśniej rozpalić swoją iskrę bożą.
Chcemy, żeby człowiek dorosły, mężczyzna czy kobieta, ubogi czy bogaty mógł w chwilach wolnych od swych zajęć zawodowych, pracować umysłowo i doznawać duchowych radości. Chcemy, żeby każdej pracy codziennej przyświecała myśl jasna, by kierowało nią świadome, gorące uczucie, po to, by znikał wszelki brud i zaduch, nieporadność i lekkomyślność, sobkostwo i małostkowość.
Co robić?
Bardzo wiele zależy od dobrej organizacji szkolnictwa. „Wyzwolenie” pisało już o zasadach, obmyślonych przez nauczycielstwo i o programie, ogłoszonym przez b. ministra oświaty Ksawerego Praussa. Nasi posłowie powinni uchwalić ustawę szkolną, zaprowadzającą jednakową, powszechną, obowiązkową, przynajmniej 7-letnią szkołę dla wszystkich dzieci. To nie wystarcza. Niezbędne jest, by ze szkół niższych było łatwe przejście do wyższych i by bardzo zdolne a ubogie dzieci na koszt narodu odbywały najpełniejsze wykształcenie. Niech syn czy córka wyrobnika, zdolni i utalentowani, nie potrzebują się kłaniać do kolan jakiemuś dobrodziejowi za wpis szkolny. Niech żadne dziecko nie opuszcza szkoły z powodu braku – butów.
Trzeba znieść wszelki przywilej wojskowy, czy inny, który daje teraz ukończenie gimnazjum. Po 7-letniej szkole powszechnej powinny stać dla młodzieży otworem różne szkoły ogólnokształcące i zawodowe, rolnicze, przemysłowe itd. Ten, kto się kształci na nauczyciela czy urzędnika i ten, kto w szkole zawodowej przygotowuje się na dobrego gospodarza, kupca, rzemieślnika, powinni mieć jednaką pomoc od narodu, jednakie poważanie i prawa.
Ale organizacja szkolnictwa nie obejmuje jeszcze wszystkiego, co trzeba zrobić. Nie można ludzi, rozbudzonych przez szkołę, zostawić potem na pastwę śpiączki umysłowej. Nie można dziś, gdy wszyscy ludzie dorośli budują dla następnych pokoleń nowe życie, poprzestać na uczeniu dzieci.
Państwo ludowe musi udostępnić każdemu obywatelowi: książki, obrazy, wiedzę i muzykę. Trzeba całą Polskę pokryć siecią bibliotek powszechnych, zakładać piękne domy ludowe, urządzać wystawy, odczyty i koncerty. Trzeba założyć dla młodzieży dorosłej szereg uniwersytetów ludowych, w których zapoznawać się będą ze słonecznym światem kultury. Trzeba, by obok instruktorów rolnictwa, ogrodnictwa itp. szli przez Polskę organizatorzy czytelń, chórów, związków samokształcenia.
Żeby taką działalność przybliżyć, nie wystarczy wypowiadać pobożne życzenia. Wiemy wszyscy, że do szerokiego ogółu w sprawach kulturalnych można skutecznie przemówić tylko przykładem. Od Sejmu wymagać będzie można prawa o bibliotekach, np. zobowiązania samorządów do wydatków na cele kultury tylko w takim razie, jeżeli od dołu, od ludności, która ma korzystać z nowych urządzeń, przyjdą żądania, poparte uchwałami i próbami urządzenia różnych instytucji.
Na świadomych ludowców, na tych zwłaszcza, co w najtrudniejszych czasach zwalczając najstraszniejsze przesądy szli i prowadzili ku światłu, spada teraz obowiązek usilnej pracy.
Pokryjmy cały kraj – wszędzie, gdzie istnieją Koła PSL – siecią własnych ludowych towarzystw kulturalnych i oświatowych. Skupiajmy starszych i młodzież, twórzmy własnym wysiłkiem uniwersytety ludowe, kursy, biblioteki, chóry, teatry nie byle jakie, by się nazywało, że się coś robi, lecz w imię istotnych potrzeb Polski i ludu. Żądajmy, by inteligencja z ludu wyrosła, stanęła przy tych warsztatach, jako równi z równymi, współorganizatorzy fachowcy. Stawiając żądania – pokazujmy wzory.
Bądźmy siewcami nowego życia!
Helena Radlińska
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Wyzwolenie” (organ PSL „Wyzwolenie”) nr 8/1919. Następnie przedrukowano go w zbiorze tekstów Autorki pt. „Oświata i kultura wsi polskiej”, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza, Warszawa 1979, za którym to źródłem publikujemy go tutaj.