Lewicowo.pl – Portal poświęcony polskiej lewicy demokratycznej, patriotycznej i niekomunistycznej

Logo Lewicowo

Adam Ciołkosz

Najnowsza taktyka komunistów

[1937]

Cała historia Międzynarodówki Komunistycznej (tak zwanego Kominternu), to jedno wielkie pasmo błędów i omyłek, do których co pewien czas kierownicy Kominternu z całą otwartością się przyznają, aby zaraz potem brnąć w nowe błędy.

Dwaj kolejni kierownicy Międzynarodówki moskiewskiej – Zinowiew i Bucharin – zginęli, rozstrzelani pod straszliwym zarzutem zdrady proletariatu sowieckiego i międzynarodowego. Jeżeli oskarżenie to było prawdziwe, to odsłoniło ono naprawdę potworny fakt: że komunistyczny „sztab wszechświatowej rewolucji proletariackiej” i znajdował się przez piętnaście lat w ręku wrogów robotniczej klasy!

Nie takie to dawne lata (1925 r.), gdy na obszerny memoriał Międzynarodówki Socjalistycznej w sprawie jedności ruchu robotniczego p. Zinowiew odpowiedział imieniem Kominternu krótko a stanowczo:

– Nie! Nie! Po tysiąc razy – nie!

Minęły lata, ruch komunistyczny i cały ruch robotniczy poniósł ciężką klęskę w Niemczech, przewidywania komunistów co do rozwoju wydarzeń zawiodły na całej linii. I wtedy do głosu doszedł człowiek nowy – Jerzy Dimitrow, bułgarski komunista, znany światu całemu z rzeczywiście nieustraszonego osobiście zachowania się w lipskim procesie o podpalenie Reichstagu.

Na VII kongresie Kominternu, latem 1935 r., ustalona została nowa linia taktyki komunistycznej.

Poprzedziło ją przyznanie się do rozlicznych i ciężkich błędów.

Błędy w Niemczech i w Polsce

Dimitrow na VII kongresie poddał surowej krytyce postępowanie niemieckiej partii komunistycznej:

„Robotnicy rewolucyjni w Niemczech walczyli przeciwko republice weimarskiej nic dlatego, że to była republika, ale dlatego, że to była republika burżuazyjna, która tłumiła rewolucyjny ruch proletariatu, zwłaszcza w latach 1918-20, 1923. Ale czy mogli komuniści pozostawać na tych samych pozycjach także wtedy, gdy ruch faszystowski zaczął podnosić głowę, gdy np. w 1932 r. w Niemczech faszyści organizowali i uzbrajali setki tysięcy członków oddziałów szturmowych przeciwko klasie robotniczej? Oczywiście, że nie. Błąd komunistów w szeregu krajów, a w szczególności w Niemczech, polegał na tym, że nie uwzględnili oni zmian, które zaszły, ale powtarzali dalej te hasła i pozostawali dalej na tych pozycjach taktycznych, które były słuszne kilka lat temu...”.

Dimitrow delikatnie nazwał to błędem. Za ten „błąd” klasa robotnicza całego świata zapłaciła straszliwie – rządami Adolfa Hitlera.

Także i polskich komunistów nie ominęła krytyka. Tak na przykład w broszurze Michała Włoszczowskiego czytamy surowe potępienie taktyki Komunistycznej Partii Polski w okresie Centrolewu (1930 r.).

Wypadki mogły wziąć inny obrót... gdyby komuniści zastosowali byli wtedy inną taktykę, gdyby byli wzięli w swoje ręce inicjatywę rzeczywistego masowego ruchu w obronie wolności demokratycznych. Tego partia nasza (komunistyczna) nie uczyniła i to był błąd”.

Znowu błąd! Same błędy.

Nowa taktyka komunistów

Po tylu błędach komuniści zmieniają taktykę. Postanawiają w obronie swobód demokratycznych współdziałać z partiami klasowymi, socjalistycznymi (front jednolity), a nawet z partiami lewicowo-burżuazyjnymi (front ludowy). Ta nowa taktyka została zastosowana m.in. we Francji i w Hiszpanii.

Ale po pewnym czasie okazało się znowu, że w stosowaniu i tej nowej swej taktyki komuniści popełnili błędy! Na dzień 1 maja 1937 r. Dimitrow w prasie komunistycznej udzielił zatem komunistom szeregu pouczeń.

Czy front ludowy zwalnia od krytyki partii socjalistycznych i ich przywódców, jak to zrozumieli niektórzy komuniści, w naiwności ducha przekonani, że wśród partii marksistowskich nastąpiło pojednanie, a bodaj zawieszenie broni?

Nic podobnego, powiada Dimitrow w starym, dobrze znanym żargonie:

„Byłoby naiwne sądzić, że jedność działania proletariatu da się osiągnąć drogą namawiania, przekonywania czy zaklinania reakcyjnych przywódców... Nie ten pomaga jedności klasy robotniczej, kto przemilcza lub pokrywa szkodliwe działania reakcyjnych wodzów w szeregach ruchu robotniczego. Złą usługę oddaje klasie robotniczej, kto rzekomo w interesach jednolitego frontu proletariackiego wyrzeka się walki z jego wrogami i krytyki reformizmu, który ruch robotniczy podporządkowuje interesom burżuazji... Od takiej walki sprawa jednolitego frontu nie ucierpi, może jedynie zyskać. Co więcej – taka walka jest niezbędnym warunkiem dla rzeczywistego rozwinięcia i umocnienia wspólnego frontu ludowego przeciw faszyzmowi i wojnie”.

Stara melodia z dawnych lat

Prosimy uważać: niezbędnym warunkiem – powiada Dimitrow – frontu ludowego jest, aby przywódcy robotniczy brali się nawzajem za łby i ażeby wedle starej recepty w szeregach tegoż frontu ludowego komuniści jak za „najlepszych” czasów Zinowiewa i Bucharina „demaskowali” „reformistów” i – poczekajmy maluczko, a z powrotem i tę starą piosenkę usłyszymy – „socjalfaszystów” i „socjalzdrajców”.

Rola zaś socjalistów w tak pojętym froncie ludowym prawdopodobnie polegać miała na posłusznym potwierdzaniu stawianych im zarzutów i napaści, podobnie jak to czynią oskarżeni w sowieckich procesach...

Rozwiewa i drugie złudzenie Dimitrow: niech nikt nie sądzi – taki jest sens jego artykułu – że komuniści mają się zadowolić utworzeniem frontu ludowego i uznać to za wzmocnienie klasy robotniczej i sił demokratycznych. Nie! Komuniści mają przede wszystkim dbać o zwiększenie stanu posiadania partii komunistycznej, czyim kosztem – nietrudno to zgadnąć:

„Trzeba wyraźnie powiedzieć – pisze Dimitrow – że jedność proletariatu tym szybciej zostanie urzeczywistniona, że postępy w tworzeniu i utrwalaniu wspólnego frontu ludowego będą tym większe, im silniejsze będą same partie komunistyczne pod względem liczebnym, organizacyjnym i ideologicznym, im szerszym zaufaniem i poparciem cieszyć się będą wśród najlepszych, postępowych elementów klasy robotniczej i mas pracujących”.

I tak dalej w tym tonie i stylu...

Rozłam warunkiem „jedności”

Przyznajemy, że Dimitrow ma słuszność, gdy zarzuca partiom komunistycznym, iż źle zrozumiały uchwały VII kongresu Kominternu. Przecież już na tym kongresie Dimitrow omawiając warunki powstania rządu „frontu jednolitego”, stwierdził, że utworzenie takiego rządu będzie możliwie:

„gdy zróżniczkowanie i radykalizacja w szeregach socjaldemokracji i innych partii biorących udział w jednolitym froncie doprowadziły już do tego, że znaczna ich część żąda bezwzględnych środków przeciwko faszystom i innym reakcjonistom, walczy wspólnie z komunistami przeciwko faszyzmowi i otwarcie występuje przeciw reakcyjnej, wrogiej komunizmowi części swojej własnej partii”.

Nie można mówić wyraźniej! Rozłam w szeregach socjalistycznych postawiony jest tu jako cel „jednolitego frontu”, a każdy socjalista, który nie chce iść razem z komunistami, napiętnowany jest jako reakcjonista!...

Na szczęście nawet tam, gdzie ważkie względy nakazały socjalistom wejście w porozumienie z komunistami – jak we Francji – żaden rozłam w łonie partii socjalistycznej nie nastąpił, autorytet przywódców socjalistycznych ogromnie się wzmógł, a raczej komuniści znajdują się w odwrocie. Ale może właśnie dlatego pouczenia Dimitrowa, może właśnie dlatego ten zawiły wykład o jedności partyjnej, która ma być urzeczywistniana… drogą walki wewnętrznej wśród robotników i nowych rozłamów?

Za panią matką...

A teraz jakże poprawki taktyczne Dimitrowa i Kominternu odbiły się w naszych polskich stosunkach. Pouczają nas o tym dwa ostatnie numery „Czerwonego Sztandaru” (nr. 10 i 11), centralnego organu Komunistycznej Partii Polski.

Właściwie gdyby względy centralne nie stały na przeszkodzie, należałoby oba te numery w jak największej liczbie egzemplarzy przedrukować i rozpowszechnić wśród robotników polskich, aby przekonali się, jak komuniści rozumieją swe wezwania do jedności.

Te dwa numery pisma komunistycznego to jeden wielki stek obelg i kłamstw. Obelgami i kłamstwami obrzucono poszczególnych działaczy socjalistycznych, całą PPS i wreszcie – Klasowe Związki Zawodowe, tę podstawową organizację proletariatu, która powinna być otoczona szacunkiem wszystkich uświadomionych robotników bez różnicy przynależności partyjnej.

Kłamstwo i oszczerstwo komunistyczne rozszalało się zwłaszcza po strajku chłopskim. Wszyscy robotnicy w Małopolsce wiedzą, jak to było. Wszyscy wiedzą, że w dniu 15 sierpnia strajk ten proklamowało Stronnictwo Ludowe, na określony czasokres dziesięciu dni. Wszyscy wiedzą, że gdy padły krwawe ofiary, Polska Partia Socjalistyczna – nie kto inny i nikt inny – na terenach objętych represjami proklamowała strajki generalne robotników. Wszyscy wiedzą, że hasło strajkowe zostało przez robotników przyjęte z entuzjazmem i że wszystkie polecenia PPS zostały wykonane z niebywałą karnością, precyzją i ofiarnością.

Tak było w Krakowie, Tarnowie, Bochni, Wieliczce, Skawinie.

Cóż chcą teraz uczynić komuniści z tej potężnej akcji, która niebywale podniosła na duchu i chłopów, i robotników, która w swym finale stworzyła historyczny po prostu fakt wspólnego wystąpienia czynnego chłopów-ludowców i robotników-socjalistów?

Mniejsza nawet o to, że całą tę akcję chcą komuniści zapisać na swój rachunek. Za to im może być wdzięczny tylko prokurator i gadzina prasowa endecko-sanacyjna, węsząca wszędzie za „żydokomuną”.

Ale dlaczego ten naprawdę wielki i wspaniały poryw dziesiątków i setek tysięcy ludzi nurzać w obrzydliwych, ohydnych kłamstwach?

Co słowo, to kłamstwo

Oto niektóre próbki:

„Centralny Komitet Wykonawczy PPS zabronił kategorycznie swym organizacjom wejść w porozumienie z ludowcami i doprowadził do zerwania takiego porozumienia w Łodzi i kilku znanych miastach... Wspomnieliśmy już o szkodliwym stanowisko prawicowych wodzów PPS, którzy usiłowali przeszkodzić jedności czynu w dniu 15 sierpnia. Powtórzyło się to na szerszą skalę w dniach następnych, gdy poszło o zorganizowanie robotniczych strajków solidarności. Jeśli pod silnym naciskiem mas zmuszeni oni zostali przyłączyć się do zorganizowania strajku w Krakowie, Tarnowie oraz kilku innych miastach, to już całkiem stanowczo sprzeciwili się strajkom w Warszawie, Lwowie, Łodzi, Zagłębiu Dąbrowskim. Lecz mnożą się dowody przełamywania tego oporu prawicowych przywódców. Zdecydowana postawa i decyzje strajkowe robotników poszczególnych fabryk i przedsiębiorstw zmuszały tych panów do zejścia z niebezpiecznej drogi Leipartów i Wellsów, z drogi porażki ludu niemieckiego”.

Każde słowo jest tutaj kłamstwem, a cała ta kłamliwa napaść jest upstrzona pogróżkami i obelgami zarazem!

Ale patrzmy dalej. Szukajmy bliższych wiadomości z terenów, gdzie PPS przeprowadziła akcję solidarności robotników z chłopami. Na przykład jakże było w Tarnowie?

W Tarnowie, pisze „Czerwony Sztandar”:

„Sit i członek CKW, Ciołkosz, przeciwstawiali się strajkowi, mówili, że trzeba czekać »na Warszawę«, »zobaczymy, co Warszawa powie« itd. Doszło do tego, że poszczególne związki zawodowe szykowały się do samodzielnego proklamowania strajku w swojej gałęzi przemysłu – nie oglądając się na bremzujących przywódców. Wówczas dopiero zwołana została konferencja zawodowa. Na konferencji Ciołkosz i Sit wystąpili zdecydowanie przeciw strajkowi. Konferencja uchwaliła mimo tego – przy bojowym nastroju robotników – przystąpić do 24-godzinnego strajku...”.

i tak dalej w podobny sposób, przy czym każde słowo jest BEZWZGLĘDNYM KŁAMSTWEM.

A jak było w Krakowie według opisu „Czerwonego Sztandaru”?

„Z OKR PPS dzwoniono do Warszawy z zapytaniem, co robić. Odpowiedź CKW brzmiała: nie wolno strajkować! A tu już niedaleko Bochnia, nie bacząc na zakazy, staje do strajku jednodniowego i demonstracją solidaryzuje się z chłopami. A tu już i Tarnów we wtorek wali do strajku jednodniowego. We wtorek cały robotniczy Kraków wrzał: chcemy strajku, strajk musi być!

Nie mogło być inaczej. We wtorek o 8 wieczorem na Basińskiego konferencja delegatów fabryk i związków w obecności około 200 ludzi. Co tu gadać o nastroju! Wystarczyło, że jeden z mówców wyrażając pęd całego proletariatu, zaproponował strajk na środę, dzień następny... Nie było nawet dyskusji. Tej nocy już od godz. 11 strajk powszechny się zaczął”.

Ten opis „Czerwonego Sztandaru” wymaga sprostowania przede wszystkim w jednym „drobnym” szczególe: oto konferencję delegatów fabryk i związków zwołał OKR PPS w pełnym porozumieniu z CKW PPS, a uchwałę OKR o strajku generalnym na środę zakomunikował zebranym nie jakiś anonimowy „jeden z mówców”, ale sekretarz OKR – tow. Cyrankiewicz. To wystarczy dla oceny wydarzeń!

I tak dalej, wiersz za wierszem, stronica za stronicą. Tak o Polskiej Partii Socjalistycznej pisze organ komunistyczny.

Atak na związki klasowe

Jakże wobec tego pisze o związkach zawodowych? Może ton jest przyzwoitszy, może styl łagodniejszy?

Nic podobnego! Oto małe próbki:

Uchwałę Komisji Centralnej o dyscyplinie związkowej i przystępowaniu do strajków tylko za zgodą ciał organizacyjnych tak charakteryzuje organ komunistów:

„Uchwała Komisji Centralnej o nierozwijaniu walk strajkowych stała się faktycznie jednym z podstawowych środków, za pomocą których... utrzymał »spokój i ład«, którym się ten krwawy stupajka tak chełpi”.

A wewnętrzne stosunki związkowe?

„Wodzowie ruchu zawodowego nie przestają deklamować o rzekomo istniejącej, daleko posuniętej demokracji w związkach…W rzeczywistości jednak w związkach kierowanych przez oportunistów prawicowych podstawowa masa związkowa nic nie ma do powiedzenia o swoich własnych interesach najżywotniejszych, pozbawiona jest możliwości decydowania o swym własnym losie, a musi się poddawać – pod rygorem dyscypliny związkowej – także takim decyzjom kierowników związkowych, które wyraźnie godzą w ich interesy”.

A dalej następuje seria obelg pod adresem Związku Włókniarzy (tow. Szczerkowski), Związku Górników (tow. Stańczyk) i związków bundowskich. I wreszcie idzie wykład o „demokracji związkowej”.

„W wyniku braku demokracji wzrasta niebezpieczeństwo biurokracji w zwitkach. W niektórych związkach narzucona armia funkcjonariuszy spełnia rolę »komisarzy« i dyktuje robotnikom swoją wolę. Rozpanoszona w związkach, nie podlegająca kontroli robotników biurokracja związkowa szybko ulega gniciu”.

Po tych „uprzejmościach” pod adresem ludzi, którzy całe swe życie poświęcili walce o lepszą przyszłość proletariatu – następuje ordynarna denuncjacja o defraudacjach z ZZK i opinia:

„...rzecz możliwa tylko w następstwie braku demokracji i panowania biurokratów z masą robotniczą nie związanych”.

Cóż wobec tego sądzić o Związku Sowieckim, gdzie codziennie za defraudacje rozstrzeliwuje się dziesiątki dygnitarzy – podczas gdy w ZZK miały miejsce nadużycia urzędników biurowych, ukarane z całą surowością prawa?

Takich zarzutów jest cała litania. A na wszystkie niedomagania związkowe kompartia ma jedną tylko radę:

„Winien ruch klasowy ustalić jako obowiązującą zasadę konieczność stałego współdziałania i braterskiej współpracy ze wszystkimi partiami i organizacjami robotniczymi... To oznacza demokrację wewnątrzzwiązkową...”.

A więc otwarcie na oścież bram dla partii komunistycznej, takie to ma być cudowne lekarstwo na „oportunizm” Szczerkowskich i Stańczyków!

I trochę humoru

Dosyć! Wystarczy. Nie będziemy już więcej cytować – ani opisu katowickiej manifestacji PPS w dniu 4 lipca, ani korespondencji z Białegostoku lub ze Lwowa, ani tych wszystkich informacji z całego kraju, które w gwarze dziennikarskiej określa się jako otrzymane „na własnym drucie”. Zacytujemy jeszcze tytko zabawną, także zełganą wiadomość z Brzeska o czterodniowym strajku manifestacyjnym, ogłoszonym przez robotników dla poparcia strajku chłopskiego. Otóż w Brzesku nie ma prawie w ogóle robotników, jest to miasteczko urzędniczo-kupieckie, a ta najwyższa z całej Polski gotowość bojowa proletariatu Brzeska wywołuje naprawdę uśmiech na twarzy...

Rozumiemy jednak tę nawałnicę kłamstw, podyktowaną przez wściekłość KPP. Ta sama kompartia Polski, która nieproszona przez chłopów zarzuca nam niedostateczną pomoc dla strajku chłopskiego, proklamowała przecież dywersyjny strajk generalny robotników w całej Polsce na dni 21 i 24 sierpnia br. I oto w całej Polsce nie znalazła się ANI JEDNA miejscowość, ANI JEDNA fabryka, która by temu wezwaniu dała posłuch. To boli, to istotnie może przyprawiać o atak wściekłości...

„Skończyć z liberalizmem”

Przyznajemy otwarcie, że cała ta rozprawa z kompartią jest dla nas wysoce nieprzyjemna. Wszakże stają przed nami wielkie zadania walki z faszyzmem wielorakich odcieni w Polsce. Wszakże raz po raz klasą robotniczą wstrząsa dreszcz wielkich walk w obronie naszych praw do chleba, do życia...

Lecz takie są nieubłagane prawidła walki, że armia walcząca – a armią walczącą jest socjalistyczny proletariat Polski – nie może mieć na swych tyłach dywersantów, szkodników, podpalaczy. Nie zamierzamy po otrzymaniu uderzenia nadstawiać drugiego policzka pod cios. Jesteśmy ludźmi walki i partią walki. Zaczepieni umiemy się bronić i będziemy się bronić.

Wierzymy, że proletariat polski w krótki, ale stanowczy sposób rozprawi się z komunistyczną dywersją i szybko doprowadzi do porządku krajowych wykonawców poleceń Dimitrowa. Dokładne omówienie tej samej sprawy znajdą czytelnicy w najbliższym numerze „Światła” w artykule A. Ciołkosza.

Zakończymy jeszcze jednym cytatem z „Czerwonego Sztandaru”. Podtytuł jednego z artykułów brzmi tam: „SKOŃCZYĆ ze ZGNIŁYM LIBERALIZMEM!”. A w treści, określającej zadania komunistów w ruchu robotniczym, znajdujemy ciekawe słowa:

„Skończyć z liberalizmem. Oto główne zadanie, które stoi przed każdym komunistą na każdym odcinku pracy partyjnej od góry do dołu!”.

Trzeba sobie wyraźnie i twardo powiedzieć: Nie wypędza się diabła Belzebubem, nie można walczyć z dyktaturą Mussoliniego i Hitlera w imię dyktatury Stalina!

Ruch socjalistyczny bez trudu upora się z nową fazą komunistycznego warcholstwa, a uchwała Rady Naczelnej PPS z dnia 14 ub. m. wyraźnie ten obowiązek całej organizacji partyjnej stwierdza.

Adam Ciołkosz


Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w socjalistycznym miesięczniku „Światło” nr 12/1937. Od tamtej pory nie był wznawiany, ze zbiorów Remigiusza Okraski, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł. Warto zajrzeć do działu „Antykomunizm”

↑ Wróć na górę