Walentyna Najdus
List do Władysława Kontryma
[1981]
Wstęp: Walentyna Najdus, historyczka galicyjskiej lewicy, przed wojną zaangażowana była w działalność w ruchu komunistycznym, co przypłaciła kilkuletnim więzieniem; po wojnie odeszła od wcześniejszych przekonań. Na przełomie lat 40. i 50. była świadkiem na procesie oficera sanacyjnej policji politycznej, Bolesława Kontryma, oskarżonego o torturowanie więźniów i skazanego na śmierć. Poniższy list stanowi odpowiedź na korespondencję syna Kontryma i jego indagacje nt. ojca i jego procesu.
Szanowny Panie!
List otrzymałam w poniedziałek, odpowiadam w czwartek. Starałam się przypomnieć to co utrwaliło się w pamięci z czasów tak odległych – przecież już 45 lat minęło – niestety nie tak wiele. Nigdy nie miałam nic wspólnego z tzw. aparatem bezpieczeństwa (chyba jako obiekt jego niepożądanego zainteresowania), nie miałam i nie mam nic wspólnego z tymi, którzy skazali Pana Ojca; mogłabym dodać: i więzili moich synów. Sądzę zresztą, że Pan w to nie wątpi, w innym wypadku nie zwróciłby się Pan do mnie. Pana Ojca właściwie nie znałam, nie znałam jego przeszłości, ani dalszego biegu jego życia. O jego walce w powstaniu warszawskim dowiedziałam się dopiero od Pana znajomej, która do mnie zatelefonowała. Nasze drogi przecięły się tylko w 1936 r. (na ile się w tym orientuję).
Wnioskuję [to] z tego, że w 1927 r. (po maturze) wyjechałam na studia do Warszawy. W 1931 r. – przed odebraniem dyplomu zostałam aresztowana, prawdopodobnie z racji [udziału w pracach] zespołu badawczego młodych naukowców, lub raczej naukowców in spe (ci, którzy pozostali przy życiu, są profesorami uczelni warszawskich) i wróciłam do Białegostoku właśnie na początku 1936 r. – w końcu stycznia lub na początku lutego. Wtedy Ojciec Pana mógł się mną zainteresować. Prócz zaangażowania ściśle politycznego, redagowałam miesięcznik, współpracowałam ze swymi profesorami w Warszawie (przygotowywałam do druku pamiętniki włókniarzy na wzór „Pamiętników bezrobotnych” i „Pamiętników chłopów”), współpracowałam z TUR-em [1] itp. W 10 miesięcy po wyjściu na wolność zostałam w rezultacie ponownie aresztowana i w ten sposób dostałam się do ścisłej strefy działalności Pana Ojca. Część współoskarżonych torturowano, ja przez tortury nie przeszłam. Było tylko wielogodzinne bicie, kopanie buciorami, wleczenie po podłodze, przerzucanie sobie nawzajem jak piłkę, próby osobistej „rewizji” itp. „zabawy”. Tak było w defensywie [2], a w białostockim więzieniu na przemian: ciemny karcer, post o chlebie i wodzie, twarde łoże, zamknięcie okienka w celi na kilka dni, aż do omdlenia, znów karcer itp. w kółko. Nie wszędzie w Polsce tak było. W Warszawie kobiet nie bito, w Wilnie kobiet nie torturowano, zdaje się nie bito również. W Białymstoku porządki były odmienne.
Dlaczego praktyka represyjna była odmienna – nie wiem. Proszę Pana, nie wiem także, gdzie się kończył system, a zaczynała się osobista interwencja czy też nadgorliwość miejscowej władzy. Nie wiem, kto dawał tego rodzaju nastawienie, jakie pobudki kierowały poszczególnymi ludźmi: służbistość czy swoiście pojęte wymogi „mocarstwowości”. Faktem jest, że na Kresach Wschodnich miały miejsce wyczyny, na które nie pozwolono by w Polsce centralnej.
Minęły lata i dziesięciolecia. Poznaliśmy systemy represyjne, wobec których zbladła przedwojenna polska defensywa i jej chałupnicze metody znęcania się nad ludźmi i deptanie ich godności własnej. Cóż znaczą ciemne karcery więzienne wobec komór gazowych czy obóz w Berezie Kartuskiej wobec obozów zagłady. Zdaję sobie z tego sprawę, toteż do tego okresu nie wracam, a swoje badania naukowe zamykam wiekiem dziewiętnastym lub rokiem 1918. Wobec fałszerstw naszej podręcznikowej „historii”, powstała zrozumiana skądinąd tendencja do gloryfikowania przeszłości. Nie wątpię, że Pan ją podziela, zresztą podzielają ją również moi synowie. Usprawiedliwiona to reakcja na okupacyjną poniewierkę i powojenne nie najłatwiejsze doświadczenia i rozczarowania. Ale ja, proszę Pana, nie mogę zapomnieć ani salwy oddanej w zwarty tłum 1 maja na Placu Teatralnym w Warszawie, ani brutalnej pacyfikacji wsi kresowych, ani „obróbki” w defensywie warszawskiej. Nie wyczytałam tego ze sfałszowanych podręczników i nigdy o tym nie pisałam, ale byłam właśnie na placu w kolumnie studenckiej, gdy strzelano (1928 r.) i w defensywie, gdy bito. Ma Pan prawo oczywiście zapytać czy nie strzelano również w Poznaniu, Gdańsku itd., czy również nie bito w Radomiu [3]. Niestety tak, i tego również zapomnieć nie mogę.
Nie mam zamiłowania do snucia wspomnień, a jako zawodowy historyk nie ufam w ścisłość czyichkolwiek relacji, także swoich własnych, toteż pamiętników nie napiszę. Na prośbę archiwum pozostawiłam tylko krótki zarys stosunków więziennych, bez nazwisk zresztą ludzi z aparatu represyjnego. By oderwać mnie od pracy bieżącej i zmusić zajrzeć w moją własną przeszłość trzeba specjalnego bodźca. Taką niespodziewaną okolicznością stała się dla mnie sprawa Pańskiego Ojca.
Wezwanie na świadka było dla mnie kompletnym zaskoczeniem, a sceneria, w której się znalazłam niezwykle ciężka: znów ponure korytarze więzienne, zatrzaskujące się za plecami masywne kraty. Nie rozumiałam, dlaczego rozprawa sądowa odbywa się w gmachu więziennym. Proszę Pana, nie wzywano mnie w trakcie śledztwa, tylko na coś, co odebrałam jako rozprawę sądową wtłoczoną w mury więzienne na Mokotowie, tak w każdym razie ten epizod zapamiętałam. (Przepraszam, sprawdziłam w liście, Pan również pisze o rozprawie). Pyta Pan o stan fizyczny i psychiczny Ojca. Nie wiem, proszę Pana. Trzeba dobrze znać człowieka, by porównywać jego stan przed i po uwięzieniu, a ja od 1936, względnie 1937 r. go nie widziałam, ponadto mam 12 dioptrii krótkowzroczności, w 1952 r. miałam prawdopodobnie 8 czy 9 dioptrii, okulary tylko częściowo korygują wzrok. Z pewnością nie widać było po nim śladów stosowania przemocy, bo w takim wypadku odmówiłabym jakichkolwiek zeznań niezależnie od osoby oskarżonego i charakteru sprawy, byłby to po prostu natychmiastowy odruch, tym bardziej w więziennej scenerii. Nie sądzę, by moje zeznania, czy niezidentyfikowanie przeze mnie Ojca Pana rzeczywiście odegrały jakąkolwiek rolę. Nazwisko Kontrym było szeroko znane w przedwojennym Białymstoku, uosabiał sobą pewien system, był jego reprezentantem. Właśnie dlatego nie mogłam poprzeć wniosku rodziny o rehabilitację, bo to oznaczałoby rehabilitację systemu, który zmarły reprezentował w owym okresie, w moim mieście. Prawdopodobnie ci, którzy mnie powołali na świadka spodziewali się takiej właśnie reakcji. Był to zresztą jedyny taki wypadek w moim życiu, nigdy poza tym nie zeznawałam. Pyta Pan, jak przyjęłam wiadomość o zarzutach współpracownictwa Ojca z Gestapo. Nic o nich, proszę Pana, nie wiedziałam, świadek nie jest obecny na całej rozprawie, pytanie kieruje się do niego konkretne – dotyczące okresu, w którym mógł się spotkać z oskarżonym, od razu też zakreśliłam chronologicznie okres do 1936 r., nic także nie wiedziałam o udziale Ojca w walce z okupantem. Zresztą po tylu latach nie ręczę, czy coś o zarzutach nie mówiono, ale mnie o to nie pytano, spotkanie moje z Ojcem Pana w owym czasie było niemożliwe. Pyta Pan, czy nie zastanawiałam się, że jest to prowokacja wymierzona przeciwko Marianowi Spychalskiemu. Nic o tym nie wiem. Mariana Spychalskiego osobiście nie znałam, czy był powiązany z Ojcem Pana podczas okupacji nie wiedziałam i nie wiem, a jako historyk, jak już zaznaczyłam, okresem okupacji nie zajmowałam się nigdy.
Proszę Pana, losy ludzkie, zwłaszcza w Polsce są skomplikowane. Rola Ojca Pana w 1936 r. była określona, zrewidować jej nie sposób, ale oczywiście nie wykluczam, że w swoim osobistym przekonaniu mógł ją tak czy inaczej usprawiedliwiać, mógł sądzić, że metody terroru na Kresach są niezbędne chociażby po to, by utrzymać je w składzie Państwa Polskiego (takie metody opłacaliśmy potem mordowaniem Polaków przez Ukraińców w latach okupacji). A to wszystko nie wyklucza patriotycznej postawy w latach okupacji. Oczywiście w sumie czyny późniejsze powinny zaważyć na ocenie wcześniejszych lub osłabić ich wymowę. Tu ma Pan rację, tylko, proszę Pana, cóż ja mogę powiedzieć o tych późniejszych? Wierzę Pana świadectwu, powinni raczej przemówić uczestnicy bojów z Niemcami na tym samym odcinku, świadkowie jego walki.
Prosił Pan o informacje; moje dotyczą króciuteńkiego odcinka – jednego miasta, jednego roku. Gorzka jest ta prawda. Jest to moja prawda subiektywna, jak każda, wynikła z moich subiektywnych doświadczeń. Nie narzucam jej nikomu i nikomu moich doświadczeń nie życzę.
Z poważaniem
Walentyna Najdus
Powyższy tekst to całość listu Walentyny Najdus do syna Bolesława Kontryma – Władysława, z dnia 10 grudnia 1981 r. List ten nie był dotąd nigdzie publikowany; jego kopia zachowała się w spuściźnie prof. Najdus, przechowywanej w zbiorach Archiwum PAN w Warszawie. Poprawiono pisownię według obecnych reguł. List udostępnił i opracował Wojciech Goslar.
[1] Towarzystwo Uniwersytetu Robotniczego – powołana przez PPS na przełomie 1922 i 1923 r. organizacja kształceniowa i kulturalna.
[2] Defensywa – popularne określenie pionu politycznego policji państwowej.
[3] W Poznaniu, Gdańsku, Radomiu – Mowa o strajkach i protestach społecznych w latach 1956-1976, brutalnie stłumionych przez władze PRL.