Adam Ciołkosz
Kulturkampf
[1958]
W chwili wybuchu ostatniej wojny było w Rzeczypospolitej Polskiej 68,9% Polaków i 31,1% tzw. mniejszości narodowych; 64,8% rzymskich katolików i 35,2% innowierców. Spychając Polskę na wschodzie na tzw. linię Curzona komuniści narzucili jej jednolitość i zwartość etniczną i wyznaniową, jakiej nie miała od czasów piastowskich; Polska dzisiejsza jest krajem niemal stuprocentowo polskim etnicznie i katolickim; ta jednolitość i zwartość musiała obrócić się przeciw komunistom. Straszliwe przeżycia wojenne uwielokrotniły głębię potrzeb i wzruszeń religijnych; to także musiało obrócić się przeciw komunistom. Wprawdzie Paryż wart jest mszy, w roku 1946 Bierut prowadził biskupa Choromańskiego pod rękę w procesji Bożego Ciała w Warszawie, bo to było przed wyborami sejmowymi, ale wkrótce potem komuniści przystąpili do walki z Kościołem Katolickim z wyraźnym celem podporządkowania organizacji kościelnej rządowi. Dopiero układ rządu z Episkopatem z dnia 6 grudnia 1956 roku złagodził napięcie. Episkopat odwzajemnił się, wzywając wiernych do wzięcia udziału w wyborach sejmowych; tym sposobem zamanifestował, że Kościół nie rości sobie pretensji do sprawowania władzy świeckiej w Polsce i że zdaje sobie sprawę z faktu, iż Polską rządzi partia komunistyczna.
Ten okres „pokojowej koegzystencji”, związany ściśle z przełomem październikowym, został zamknięty w dniu 21 lipca br. Najście na Jasną Górę nie było wydarzeniem przypadkowym ani o lokalnym znaczeniu. Dla jego oceny jest zupełnie obojętne, czy p. Leżajski doznał obrażeń cielesnych, czy też nic mu się nie stało; czy milicjantów było 200, czy też tylko 19; czy milicja zabrała z sobą powielacze, czy też pozostawiła je na miejscu. Istotą rzeczy jest interwencja Generalnej Prokuratury i Ministerstwa Spraw Wewnętrznych na Jasnej Górze; było to więc uderzenie postanowione na najwyższym szczeblu rządowym – i uderzenie w miejsce najżarliwiej czczone przez katolików całej Polski. Celem tego uderzenia było rzekomo wymuszenie posłuszeństwa prawu. „Praworządność powinna być jedna dla wszystkich”, poucza w „Trybunie Ludu” z dnia 16 sierpnia p. Zygmunt Opuszyński, prezes Izby Karnej Sądu Najwyższego. „Co cesarskie – cesarzowi”, poucza w „Prawie i Życiu” z dnia 10 sierpnia p. Kazimierz Kąkol, redaktor naczelny tego pisma. O co tu chodzi? P. Opuszyński podnosi pretensje o artykuł ks. Władysława Wichra w przeglądzie ascetyczno-kapłańskim „Homo Dei” i o okólnik gnieźnieńskiej kurii biskupiej, ale przyznaje, że rozstrzygnięcie pytania, jak te dwie wypowiedzi pogodzić z moralnością, należy zapewne do teologów i że sam nie jest pewny, czy stanowisko zajęte w tych wypowiedziach jest karalne. Jest dalej pretensja, że niektórzy duchowni udzielając ślubu w kościele nie pouczają oblubieńców o konieczności zawarcia małżeństwa również w urzędzie stanu cywilnego; jest to zatem pretensja, że takie dwie osoby żyją z sobą (z punktu widzenia władz państwowych) w konkubinacie; ale i to nie jest karalne. „Żadne praworządne państwo nie może pozwolić na tego rodzaju praktyki”, grzmi p. Opuszański, lecz daje tym tylko dowód swej ignorancji prawniczej: przecież prawo o ślubach cywilnych nie wprowadziło zakazu dopełnienia religijnego obrzędu małżeństwa przed zawarciem ślubu cywilnego i nie przewidziało sankcji karnych przeciwko duchownym, naruszającym ten zakaz – jak to było w dawnym zaborze pruskim; nie ma więc „konieczności zawarcia małżeństwa w urzędzie stanu cywilnego”, a jest tylko pomieszanie pojęć u p. Opuszyńskiego.
Wszystko to są kwerele, wszystko to nie ma żadnego związku z Jasną Górą. Pozostaje tylko „nielegalne wydawanie publikacji”. Dlaczego nielegalne? „Może się to komuś podobać lub nie podobać” – wyjaśnia nieoceniony p. Kąkol – „ale stan prawny jest właśnie taki: w Polsce istnieje system koncesyjny na prowadzenie działalności wydawniczej, w Polsce istnieje cenzura”. Rzeczywiście: Polska pod rządami komunistów jest państwem policyjnym; nawet aparaty do powielania muszą być rejestrowane w Urzędach Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk; nawet najdrobniejszy komunikat czy anons, wykonany systemem powielaczowym, musi być zatwierdzony przez cenzurę przed przystąpieniem do jego powielania. I otóż w powielarni, umieszczonej na terenie klasztoru jasnogórskiego, powielano publikacje „Instytutu Prymasowskiego Ślubów Narodu na Jasnej Górze”, przy czym na samych wydawnictwach umieszczano napisy: „Drukowano z polecenia ks. Prymasa”. Nie były to więc wydawnictwa zakonspirowane; powielacze były rejestrowane, jak tego wymaga rozporządzenie z dnia 22 kwietnia 1955 roku; zaś co do cenzury, władze kościelne twierdzą, że w układzie z dnia 6 grudnia 1956 roku wszystkie publikacje kościelne, odbite systemem powielaczowym, zostały zwolnione z obowiązku kontroli prasowej. Jednakże p. Kąkol twierdzi, że on wie lepiej i że uzyskiwanie zezwoleń jest zbędne tylko w zakresie potrzeb wewnętrzno-administracyjnych poszczególnych jednostek organizacyjnych Kościoła, natomiast na wykonywanie na powielaczu nawet publikacji tego rodzaju, jak skrypty, kazania, ogłoszenia, komunikaty, pieśni, nuty, ilustracje i obrazki trzeba każdorazowo uzyskać zezwolenie. Sprawa była przedmiotem ustnych rozmów w Warszawie i korespondencji. Nie czekając na jej dobiegnięcie do końca, przedstawiciele władz prokuratorskich przeprowadzili na Jasnej Górze rewizję w asyście milicji i zabrali z sobą zakwestionowane publikacje. „Praworządność jest jedna dla wszystkich”, deklamuje p. Opuszyński. Jednakże praworządność jest tylko wtedy jedna, gdy jest jedno prawo dla wszystkich. W Polsce pod rządami komunistycznymi nie ma jednego prawa dla wszystkich; np. partia komunistyczna zwolniona jest z przepisów o kontroli prasowej, których przestrzegania żąda się od Kościoła Katolickiego. Gdzie jest dyktatura, tam nie ma praworządności.
Jeśli chodzi o treść inkryminowanych wydawnictw, pp. Opuszyński i Kąkol są bardzo wstrzemięźliwi w udzielaniu informacji. Ten ostatni zapewnia tylko, że nawet „przy dobrej woli trudno uznać wiele z powielanych materiałów za obojętne politycznie... wprost przeciwnie... stanowią one przejaw akcji politycznej bardzo zdecydowanej”; jakiej? na czym polegającej? do czego zmierzającej? o tym głucho. „Prawo i Życie” odsłoniło rąbek tajemnicy o tyle, że przedrukowało w całej rozciągłości trzy rozdziały z zabranej przez milicję broszury „Cuda i łaski zdziałane za przyczyną Najświętszej Marii Panny Częstochowskiej”. Ani nie są te trzy rozdziały lepsze, ani gorsze od tego, co się zazwyczaj w takich broszurach znajduje; są tacy, co wierzą w cuda i są tacy, co w nie nie wierzą; ale co tu ma do czynienia milicja i Generalna Prokuratura? Może jednak nie tyle opowieści o cudach poruszyły Prokuratora Generalnego p. Andrzeja Burdę, ile zawarte w broszurze rzeczywiście niegrzeczne określenie: „wróg ojczyzny naszej, dziki Bolszewik” (cytujemy za „Prawem i Życiem”). Irytacja p. Burdy, starego komunisty, staje się tym bardziej zrozumiała, że – jak się zdaje – ta niepochlebna opinia o bolszewikach ma związek z bitwą warszawską z roku 1920, którą komuniści wykreślili z historii Polski. Sformułowanie z tego tytułu aktu oskarżenia będzie mimo wszystko trudne, tym bardziej, że broszura wydana została jeszcze w roku 1938.
Tyle o aspekcie „praworządności”. Wydarzenia na Jasnej Górze pozostają wielkim wstrząsem dla milionów wierzących katolików w Polsce przez sam fakt wysłania milicji do tego sanktuarium i użycia siły. Jak nożem uciął skończyła też swój obieg powiastka o współpracy „białego komunisty” z „czerwonym kardynałem”. Sądząc z prasy komunistycznej (np. „Polityka” z dnia 9 sierpnia br.), rozpoczął się w Polsce okres „walki z ciemnotą i zabobonami”, okres... walki o kulturę, prowadzonej środkami administracyjnymi. „Kulturkampf”, taką nazwę nosi w historii walka Bismarcka z Kościołem Katolickim w Niemczech w latach 1871-1878. Jej punktem wyjściowym był gniew Bismarcka o ogłoszenie dogmatu nieomylności papieża, jej celem było podporządkowanie organizacji kościelnej rządowi. Bismarck przegrał tę walkę z kretesem. Ze wszystkich ustaw, wprowadzanych w tym okresie, pozostała w mocy tylko jedna: o obowiązkowych ślubach cywilnych, ta właśnie, na którą powołuje się p. Opuszyński, a jedynym rezultatem politycznym tej walki było powstanie silnego katolickiego stronnictwa Centrum. Panowie komuniści, studiujcie historię. Powie wam, ona, że Gomułka również przegra swój „Kulturkampf”.
Socjaliści polscy zawsze uznawali wolność sumienia, prawo do wierzeń i przekonań religijnych, za jedno z najbardziej podstawowych praw człowieka i obywatela. Ilekroć zagrożone albo naruszone były prawa mniejszości wyznaniowych w Polsce międzywojennej, stawaliśmy w ich obronie. Dzisiaj stajemy w obronie praw większości, w obronie jej przekonań i jej uczuć, obrażonych do głębi najściem na Jasną Górę.
Adam Ciołkosz
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Robotnik”, centralnym organie PPS, wydawanym wówczas jako miesięcznik przez Centralny Komitet Zagraniczny PPS, redaktor naczelny Adam Ciołkosz, w numerze 9 z roku 1958.