Ludwik Krzywicki
Kto winien?
[1890]
Fabryka i fabrykantki aniołków! Nie wiem, skąd wzięły się te nazwy – czy powstały przypadkowo lub też nadane zostały przez ironię; rzecz jednak pewna, że odpowiedniejszego wyrażenia niepodobna było wynaleźć. Nie tylko mówią one, że mordowanie niemowląt stało się dzisiaj szczególnym przedsiębiorstwem i zaczyna odbywać się na wielką skalę, ale jednocześnie zniewalają do upatrywania związku pomiędzy tym ohydnym rzemiosłem a innymi wyjawami tegoczesnej doby ekonomicznej.
Fabrykacja aniołków ukazuje się u nas zaledwie, nieświadomość może jeszcze łudzić się, że mamy tutaj do czynienia ze zdarzeniem przypadkowym i okolicznościami wyjątkowymi. Lecz dość spojrzeć głębiej w dzisiejsze ukształtowanie stosunków, poszperać w danych statystycznych i przedstawić fakty rozwojowe chwili obecnej, aby zrozumieć, że od przyszłości wolno się spodziewać jedynie zwiększenia tego rodzaju ohydy. We Francji np. jest to już upowszechnione rzemiosło, wywołujące nawet mniej oburzenia aniżeli u nas. „W niektórych ubogich gminach, zwykle znajdujących się w znacznym oddaleniu od siedziby głównego sądu okręgowego, można spotkać kobiety słynące w całej okolicy z tego, że są bardzo złymi karmicielkami. Wciąż świeży zastęp niemowląt przybywa i – znika. A jednakże osoby te mają ich zawsze mnóstwo do wykarmu. Niemowlęta same są zwykle dziećmi dziewcząt niezamężnych, które płacą sumiennie i prawidłowo za ich utrzymanie” – czytamy w sprawozdaniu pewnego doktora francuskiego. Jeśli można zawierzyć danym statystycznym, ocalone niemowlę należy do istotnych wyjątków w niektórych miejscowościach Francji. Dość powiedzieć, że w departamencie Dolnej Loary śmiertelność wśród dzieci oddawanych w ten sposób na wykarmienie dosięgła aż 90,5%; w pobliskim zaś Eure-et-Loir dzieci nieprawe wymierały w rozmiarach 95,87%, wówczas kiedy zrodzone w związkach uświęconych jedynie w stosunku 26%. Zresztą usuwanie noworodków nieprawych przez karmicielki drogą systematycznego głodzenia idzie w parze z innymi czynami pokrewnej natury. We Francji za okres lat 1831-1870 liczba dzieciobójstw wzrosła prawie w trójnasób, spędzeń zaś płodu jeszcze w większym rozmiarze.
Te suche cyfry przemawiają bardzo wymownie. Wobec nich jedynie naiwna socjologia może przypisywać ukazanie się jakiejś Skoblińskiej przypadkowi i pocieszać się myślą, że podobne zdarzenia należą do nielicznych. Być może, jest ich jeszcze niewiele u nas, lecz z całą pewnością możemy twierdzić, że liczba tego rodzaju fabrykantek będzie się szybko zwiększała ze wzrostem innych fabrykantów – sukna, płótna, butów. Że pomiędzy tymi postaciami istnieje ścisły związek, łatwo się przekonać z prostego rzutu oka na rozmieszczenie nieprawych urodzeń we wsi i w mieście. Nieprawe dzieci we Francji stanowią w miastach 15,18% całego ogółu urodzeń, na wsi 4,24%; w Niderlandach otrzymamy odpowiednio 7,71% i 2,84%; w Belgii 14,49% i 5,88%. Podobne też zjawisko dostrzeżemy, porównując okręgi wiejskie i fabryczne. W Belgii liczba nieprawych dzieci wynosiła 2,6% w Limburgu, 5,06% w zachodniej Flandrii, 7,05% w prowincji Liege, 8,34% w Hainaut, wreszcie 14,63% w Brabancie. Słowem, ten sam rozwój społeczny, który wyłania wielkie zakłady przemysłowe i gromadzi olbrzymie miasta, jednocześnie wzmaga liczbę dziatwy „bez ojca” i w dalszym ciągu – co jest zrozumiałe – powołuje do życia fabrykantki aniołków!
Przyjrzyjmy się z bliska tej zależności i zbadajmy jej istotę. Wielokrotnie już wypadło nam w łamach ,,Prawdy” poruszać skutki społeczne „maszyny”. Usiłowaliśmy dowieść, że organizuje ona społeczeństwo według nowych wzorów, że między innymi dąży do oparcia stosunków małżeńsko-rodzinnych na zupełnie nowej podstawie. Kobietę warstw robotniczych odrywa ona od zajęć w domu i wyrzuca na rynek roboczy, tym samym niszcząc z wolna dawne gospodarstwo rodzinne i wzbogacając społeczny podział pracy nowymi zawodami; pod tym wpływem rozkładowi ulega też wychowywanie staroczesne dziatwy. Ukazuje się konieczność różnych ochronek i urządzeń, gdzie niemowlęta i dzieci starsze mogłyby znaleźć troskliwą opiekę podczas nieobecności matki. Dziewczę od młodego wieku zarabia samo na siebie; w tych warunkach nie może być mowy o dawnym słuchaniu woli rodzicielskiej, kiedy cała rodzina żyła jedynie z zarobku ojca. Nie pyta ono o pozwolenie co do swoich znajomości i rozrywek; wreszcie łączy się z mężczyzną, ku któremu uczuwa odpowiednią sympatię. Warstwa najmicka nie zna majątków; małżeństwo prawne, które rządzi przenoszeniem tytułów własności na dalsze pokolenia, jest tutaj zbytecznym, a nawet niedogodnym, ponieważ prowadzi za sobą pewne koszta. Związki też „na wiarę” rozpowszechniają się coraz więcej; w Paryżu np. stanowią one już do 10% wszystkich małżeństw. Lecz i po zamążpójściu dziewczyna nie przestaje zarobkować, często nawet zdarza się, że utrzymuje chwilowo męża. W takich znowu warunkach trwanie związku, jeśli uczucie samo zniknie, ulega zerwaniu. Obie strony rozdzielają się: jedynie dzieci czasami utrzymują je z sobą w połączeniu. Dzięki też temu samemu rozkładowi rodziny starzec nie ma często gdzie przytulić głowy i zjawia się nowa potrzeba: zabezpieczenia mu bytu przez państwo. Gdybyśmy zebrali teraz te wszystkie dążności i rzucili na tło rozwojowe, otrzymalibyśmy zaiste szczególny układ stosunków. Wychowywanie dziatwy od najmłodszego wieku jest zadaniem państwa, podobnie jak pielęgnowanie chorego i starca; związki małżeńskie są urządzeniem prywatnym, dowolnie zawieranym i zrywanym odpowiednio do trwałości uczucia...
W ten sposób poprzez drobne zmiany i wpływy dojrzewałby w obecnym społeczeństwie zupełnie odmienny organizm rodzinny. Atoli rozwój ten nie podąża tak spokojnie i niewinnie, jakby wypływało z powyższego przedstawienia. Jakkolwiek pożądanym wydawałby się komuś ostatni wynik skreślonej sprawy rozwojowej, jedynie dziwoląg uczuciowy mógłby wyśpiewywać spencerowskie hymny na cześć samej owej ewolucji. Cierpienia nieprzebrane, niedola i ciemnota, prostytucja, zbrodnia – lecz któż zdoła wyliczyć wszystkich towarzyszów owego rozwoju! Ileż to trzeba było ofiar niemowlęcych Molochowi ewolucyjnemu, aby powołano do życia nieliczne ochronki do dozoru nad maleństwem podczas pracy pozadomowej matek! Ileż to dałoby się naliczyć haniebnych oszustw, samowoli męskiej, powolnego konania porzuconej dziewczyny i zamordowanych niemowląt w porównaniu z kilkoma małżeństwami na wiarę, które zbiegły szczęśliwie. A teraz dodajmy, że oddanie się „nieprawne” każe przypuszczać jeszcze jedno: osłabnięcie odpowiednich wierzeń religijnych. A ileż tu ukrywa się znowu walki wewnętrznej, ile cierpień wskutek zapasów z otoczeniem, sądzącym według dawnych wzorów!... Hańba, sromota, walka z najbliższą rodziną – oto środowisko, w którym lęgnie się zazwyczaj nowy porządek rzeczy. I to jeszcze nie wszystko. Niepewność zarobku jutrzejszego, wzmagająca się z dniem każdym, czyni stały związek pomiędzy mężczyzną a kobietą często niemożliwym. Okoliczność ta prócz prostytucji doprowadza do mnóstwa zbrodni i zwyrodnień wskutek niehigienicznej wstrzemięźliwości. Statystyka i psychiatria odsłaniają w tej mierze przerażające obrazy. Weźmy chociażby stosunki spośród naszych większych miast. W Warszawie na 1000 mężczyzn przypada 1110 kobiet, we Lwowie 1109, w Krakowie 1190... Ileż to histerii, uwiedzeń, niezaspokojonych pragnień, dzieciobójstw ukrywa się pod tym niezdrowotnym rozmieszczeniem, nieznanym stosunkom wiejskim! A jednakże te nienormalne warunki wzrastają i wzrastać muszą w miarę zapanowania nowoczesnego układu ekonomicznego. Śmiało więc można powiedzieć, że każda nowa fabryka ściągająca do miasta żywioły krajowe w rozmaitym stosunku, nie pozwalająca na dawne życie rodzinne i rozkładająca dawny całokształt społeczny, pośrednio musi powoływać do życia nowe fabryki – aniołków!
A jednak nie wyczerpaliśmy jeszcze całej zgrozy położenia. Przedstawiliśmy, że pod wpływem tegoczesnych warunków w splocie hańby, nędzy i cierpień dojrzewa nowy skład małżeńsko-rodzinny. Gdybyśmy jednak chcieli twierdzić, że obecny ustrój ekonomiczny dąży koniecznie ku temu wynikowi, popełnilibyśmy błąd nie do przebaczenia. Ów rezultat ostateczny jest możliwy jedynie przy głębszych reformach, kiedy społeczeństwo oparte zostanie na innych podstawach prawno-politycznych. Jeżeli wszakże dzisiejszy system najmicki ma pozostać w całej swojej czystości wraz z ukształtowaniem zarobków i rynku roboczego, co za odmienny wtedy ukaże się obraz! Pozwolimy sobie odtworzyć jego kontury chociażby w najogólniejszych zarysach.
Rynkiem roboczym rządzi szczególne prawo, żelazne, sformułowane po raz pierwszy przez Ricarda, a głoszące, że klasa robotnicza w swoim zarobku pobiera tylko tyle, ile potrzeba do opędzenia niezbędnych potrzeb i wyhodowania nowych pokoleń do pracy. Nie wdajemy się w uzasadnianie lub ograniczenie reguły, gdyż i jedno, i drugie jest rzeczą obojętną dla nas w obecnym przypadku. A zatem gdyby jedynie dorosły mężczyzna pracował na utrzymanie rodziny, stosownie do żelaznego prawa winien zarabiać tyle, ile wymaga wyżycie i uwiecznienie rasy pracującej. Jeśli teraz na rynek roboczy wystąpi w dodatku żona z dziećmi, rezultat ów nie ulegnie zmianie. Na razie rodzina będzie miała więcej dochodów, lecz niebawem wzajemna konkurencja obniży zarobki, tym bardziej, że już od początku kobieta ukazuje się z żądaniami bez porównania niższymi aniżeli stawiane przez mężczyznę. Można się spodziewać, że po upływie pewnego czasu mąż, żona i dzieci zarabiać będą tylko tyle, ile wynosi utrzymanie domu wraz z wypielęgnowaniem nowego pokolenia.
Przypuszczenie to od dawna już przeszło w istotną rzeczywistość wśród warstwy pracującej. W ostatecznym rezultacie wygrał jedynie przedstawiciel kapitału, gdyż za dawną cenę posiada teraz daleko więcej rąk do pracy. Ale jest to dopiero początek, prowadzący ku poważniejszym daleko następstwom. Dzisiejsza produkcja opiera się na maszynie, jest to narzędzie wymagające nie siły mięśniowej, lecz jedynie zwinności i giętkości członków. Pod tym względem kobieta i dziecko przewyższają dorosłego mężczyznę. Nie dziw, że poczynają go wyrugowywać z zakładów fabrycznych, tym bardziej, że dzięki różnym warunkom historycznym pobierają niższą zapłatę. Dzisiaj już można znaleźć w Morawii fabryki tkackie, gdzie na dwieście kobiet pracuje zaledwie czterech mężczyzn. Dochodzi do tego, że tu i ówdzie w okręgach fabrycznych żona zaczyna utrzymywać męża. Nie zapuszczam się w dowody faktyczne; ciekawego czytelnika odeślę już nie do Engelsa, którego wolno komuś podejrzewać o umyślne czernienie, ale do materiałów u niepodejrzanego Brentana. Powiemy tylko, że kiedy w fabrykach Anglii i Walii kobiety stanowiły 56% w 1871, liczba ich podniosła się do 60% w 1878 i do 77% w 1881.
Możemy więc z dzisiejszego rozkładu znowu otrzymać w przyszłości prywatną rodzinę, lecz według nowych wzorów. Kobieta z dziećmi zarabia poza domem, mąż bezczynny zajmuje się gospodarstwem. W pracy Engelsa o położeniu angielskiej klasy robotniczej jest wydrukowany list rozpaczliwy takiego nowożytnego „gospodarza”... Lecz jest to tylko okres przejściowy w przypuszczalnym biegu rozwojowym. Zaledwie bowiem kobieta ukazała się masowo na rynek roboczy, natychmiast występuje nowe zjawisko. Ma ona prócz siły roboczej do oddania jeszcze swoje wdzięki niewieście. Co pocznie robotnica, która zostanie wydalona dzięki brakowi roboty i nie znajdzie zajęcia, tymczasem kiedy dzieci potrzebują pokarmu? Znajdzie ona czasowe wyjście w sprzedaży własnego ciała, póki nie znajdzie pracy. Weźmy zresztą nasze szwaczki i kwiaciarki i popatrzmy na ich mizerne zarobki. Czy podobna, aby dziewczyna, jeśli nie ma jakiegoś innego przytułku, mogła utrzymać się z tej drobnej sumy? I jakie dziewczęta łatwiej znajdą zajęcie w tych fachach? Naturalnie te, które postawią mniejsze żądania, a więc przede wszystkim, które wkroczyły już na drogę dorywczego frymarczenia własnym ciałem. Inne pod wpływem współzawodnictwa winny również obniżać swoje wymagania, a nie mogąc zaś utrzymać się z tego obniżonego zarobku, wkraczają także na drogę sprzedaży własnych powabów.
Zależność tych zjawisk tak jest prosta a konieczna, że za zbyteczną rzecz uważamy zatrzymywać się dłużej nad nimi. Jeżeli teraz tę walkę konkurencyjną rzucimy na tło wyrugowywania mężczyzny z fabryk przez kobietę, otrzymamy w następstwie tegoczesnego rozwoju zaiste ohydny obraz. W fabrykach pracuje jedynie lub przeważnie kobieta, nie pobierająca zarobku, który wystarczałby na utrzymanie rodziny. Dla pokrycia niedoborów musi zaprzedawać się mężczyznom z warstw zamożnych, którzy w ten sposób uzupełniają jej skąpą płacę. Za pobrane wynagrodzenie utrzymuje ona mężczyznę-kochanka swojej warstwy... Słowem, zastąpienie mężczyzn na fabrykach przez kobiety, obrócenie ogółu najmitek w olbrzymie grono pracujących nierządnic, otrzymujących od warstwy kapitalistycznej ze sprzedaży ciała, czego nie dostają w zapłacie za pracę, wreszcie obracanie tych środków na hodowlę dalszych pokoleń najmickich – takim jest ostatnie słowo logiki rozwoju kapitalistycznego...
Naturalnie jest to tylko dążność, która jednak wymownie świadczy o związku pomiędzy różnymi fabrykami: przędzy, cukru i aniołków. Wobec tych faktów nie mamy tyle odwagi, aby rzucić kamieniem na jakąś pojedynczą osobę i w jednej Skoblińskiej znaleźć winowajczynię całego zła. Nie! Oddzielna jednostka tego rodzaju jest tylko ślepym narzędziem, i kto wie jeszcze jakim. Badania psychiatrów i kryminologów wykazały, że istnieją szczególne potworne żądze zbrodnicze u kobiet względem dzieci. U Lombroso znajdujemy kilka podobnych typów. Niańka wzięta do pewnego domu morduje tutaj powoli różnymi sposobami czworo dzieci, dając między innymi jedzenie z szkłem. Zatrzymana uniewinniała się, że otrzymała w nocy rozkaz tajemny... Czy w fabrykantkach aniołków należy widzieć takie epileptyczki, obłąkane histeryczki i wypaczone żądze? Jest to rzeczą możliwą. Że w ogóle zbywa tym istotom na uczuciu altruistycznym, rzecz ta nie wymaga dowodzenia. Lecz sam ten brak, być może, jest jedynie wynikiem powolnego tępienia i zwyradniania pod wpływem nędzy. Jeśli weźmiemy najwyższą sumę wynagrodzenia wraz z największą liczbą ofiar, łatwo przekonamy się, że wobec wielu uczestników Skoblińskiej, pojedynczemu nie dostawało się więcej nad jakieś 70-100 rubli srebrnych rocznie. A z tego większość głównie się utrzymywała! Jakież to niskie zyski z potwornego zajęcia! Być może, niejedna fabrykantka aniołków zabiera niemowlęciu należną mu kwartę mleka, ażeby ocalić od głodu swoje, nie zdając sobie na razie sprawy z następstw swego czynu, i dopiero powoli wciąga się do rzemiosła... Cokolwiek bądź jednak, widoczna, że i ofiary zamordowane, i mordercy, i same matki opuszczające swe potomstwo – wszystko to są nieszczęśliwe twory całego układu stosunków. On to jest głównym i jedynym winowajcą i nad nim należałoby przede wszystkim sąd odbyć.
Ludwik Krzywicki
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Prawda” nr 10, 8 marca 1890. Następnie opublikowano go w piątym tomie „Dzieł” autora, pt. „Artykuły i rozprawy 1890-1891”, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1960. Przedrukowujemy go za tym ostatnim źródłem. Na potrzeby Lewicowo.pl opracował Piotr Kuligowski. Publikowaliśmy już inne teksty Ludwika Krzywickiego:
Ludwik Krzywicki (1859-1941) – teoretyk i popularyzator myśli lewicowej, jeden z czołowych polskich myślicieli marksistowskich, „ojciec” polskiej socjologii, ekonomista. Na początku dziewiątej dekady XIX stulecia zetknął się z ideami socjalistycznymi i został ich zwolennikiem, był wówczas jednym z tłumaczy pierwszego tomu „Kapitału” Marksa. Wskutek represji za nielegalną działalność polityczno-kształceniową wyemigrował z Królestwa Polskiego, przebywał w Niemczech, Szwajcarii i Francji. Stał się jako tłumacz, publicysta i naukowiec czołowym popularyzatorem marksizmu i materializmu historycznego w Polsce, współpracował z emigracyjnymi środowiskami polskich socjalistów, był redaktorem naczelnym pisma „Przedświt”. Po powrocie do kraju należał do liderów Związku Robotników Polskich, później współpracował z PPS. Aktywny w nielegalnych inicjatywach edukacyjnych – Uniwersytet Latający, Towarzystwo Kursów Naukowych, Wolna Wszechnica Polska. Dwukrotnie więziony za działalność socjalistyczną. Po rozłamie w PPS związany z PPS-Lewica. Po odzyskaniu niepodległości kierownik katedry historii ustrojów społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Kierował również Instytutem Gospodarstwa Społecznego – czołową i prekursorską placówką badawczej w zakresie rozpoznawania problemów społecznych i ich przyczyn oraz wypracowania możliwości zaradzenia im. Przyjęty w skład Polskiej Akademii Umiejętności, w 1931 r. wybrany prezesem utworzonego Polskiego Towarzystwa Socjologicznego. W roku 1940 otrzymał tytuł doktora honoris causa Uniwersytetu w Kownie. Autor ogromnej liczby prac naukowych, popularyzatorskich oraz artykułów społeczno-politycznych. Zajmował się takimi m.in. tematami, jak więź społeczna, społeczeństwa pierwotne, rozwój kapitalizmu, klasa robotnicza, związki zawodowe, kultura masowa, ubóstwo, spółdzielczość, przeobrażenia w rolnictwie. Jeden z najwybitniejszych uczonych w historii polskich nauk społecznych.
- Kategorie:
- Kwestia kobieca
- Publicystyka
- Teksty