Adam Ciołkosz
Krew na pustyni. Czego szuka Mussolini w piaskach Abisynii?
[1936]
Faszyzm włoski, rozpoczynając wojnę w Abisynii, nie krył się z tym wcale, że narusza międzynarodowe umowy, a przede wszystkim statut Ligi Narodów. Konieczności życiowe wielkiego, młodego i silnego narodu są ważniejsze od litery prawa – tak motywują faszyści swą wyprawę do Abisynii. Przypomina to bardzo żywo słowa Bettmana-Hollwega w r. 1914 o traktatach międzynarodowych, które są „tylko strzępem papieru”. Słowa te wypowiedziano w momencie najazdu niemieckiego na neutralną Belgię. Jest to w prostej linii spuścizna Bismarcka i jego hasła „Siła przed prawem”.
Faszyzm twierdzi, iż Włochy muszą mieć miejsce, w którym by mogły ulokować swą nadwyżkę ludności, oraz iż muszą zaopatrzyć się w surowce, których im natura we własnym kraju poskąpiła.
Zobaczmy, czy jedno i drugie znajdą w Abisynii?
Prawdą jest, że Włochy mają wielki przyrost ludności. Wynosi on pół miliona dusz rocznie. Przyrost ludności umieszczały Włochy dawniej w wychodźstwie do Ameryki Północnej i Południowej i do Francji. Wychodźstwo to jest obecnie uniemożliwione.
Prawdą jest jednak zarazem, że faszyzm sztucznie popiera rozrodczość włoską. We Włoszech zabroniona jest wszelka propaganda regulacji urodzin i świadomego macierzyństwa. W gazetach włoskich (wszystkie one są faszystowskie) zawsze oglądać można było fotografie rodzin o licznym potomstwie, z podpisem „Oto dobra włoska i faszystowska rodzina”. Każda kobieta przedstawiana Mussoliniemu musi obok swego imienia i nazwiska wymienić liczbę dzieci, które urodziła. Faszyzm więc świadomie i celowo pracuje nad powiększeniem przyrostu naturalnego, aby Włochy dusiły się na Półwyspie Apenińskim i aby zmuszone były szukać poza nim ujścia.
Mussolini wynalazł nawet osobliwą teorię, że kryzys można zwalczyć tylko przez płodzenie dzieci. Dziennikarce francuskiej p. Titayna (z „Paris Soir”) oświadczył on z początkiem 1935 roku:
„Redukcja urodzin jest jedną z głównych przyczyn kryzysu. Musi się mieć dużo dzieci. Dziecko jest poważnym konsumentem, bo wszystko niszczy: książki, zabawki, ubrania, ale przede wszystkim konsumuje. Dobrobyt kraju zależy od stanu jego zaludnienia. Przekonanie, że kraj o dużym bogactwie dzieci jest krajem ubogim, jest straszliwym błędem... Naród musi mieć dużo dzieci, jeżeli nie chce zniknąć z powierzchni życia. Zdobywcami przyszłości będą te narody, które mają dużo dzieci”.
Troskę o to, skąd wziąć pieniędzy na książki, zabawki i ubrania dla dzieci, pozostawia Mussolini milionowi bezrobotnych Włochów...
Otóż czy ten sztucznie podnoszony nadmiar ludności (Włochy mają 135 mieszkańców na kilometr kwadratowy, gdy Polska – 83) może znaleźć pomieszczenie w Abisynii?
Na to pytanie odpowiedź daje dotychczasowe doświadczenie potęg kolonialnych. Anglicy, którzy są niezaprzeczalnymi ekspertami w tej dziedzinie, potrafili w ciągu 50 lat umieścić 10 000 Europejczyków w Kenii, kraju sąsiadującym z Abisynią. Kraj ten obejmuje olbrzymią przestrzeń 2 000 000 mil kwadratowych. Francuskie Somali (z portem Dżibuti, bramą wejściową do Abisynii) liczy 85 000 mieszkańców, w tym zaledwie 540 Europejczyków. Obie kolonie włoskie, otaczając Abisynię, pomieściły tylko znikomą liczbę Włochów, chociaż znajdują się w ich ręku od r. 1881 (Erytrea) i 1889 (Somali): W Erytrei mieszka 3650 Włochów, w Somali tylko 1400. Cyfry wprost śmiesznie małe. Niedawno Francja odstąpiła Włochom część Sahary.
Na obszarze 114 000 kilometrów kwadratowych naliczono tam zaledwie 62 tubylców, których odnaleziono dopiero po długim szukaniu. Taka jest Afryka.
Przed kilku tygodniami rozważał możliwości kolonizacji włoskiej w Abisynii b. gubernator angielski kraju Nyassa (w dzienniku „Morning Post”). Pisze on, że gdy David Livingstone po raz pierwszy ujrzał rozległe, pokryte trawą niziny afrykańskie, lasy cedrowe i jasne rzeki wyżyny Shire, marzył o dniu, w którym piękny ten kraj pokryją domy emigrantów europejskich. To samo odczuwa każdy, kto po raz pierwszy ogląda ten kraj, to samo myślą obecnie żołnierze włoscy. Ale wszystkie doświadczenia wskazują, że kolonizacja Afryki pomiędzy zwrotnikami na wielką skalę przez Europejczyków jest zupełnym niepodobieństwem.
Dodać trzeba ogromny koszt kolonizacji; obliczają, że Francja wydaje na każdego swego kolonistę 150 000 franków, a wiadomo, że Mussolini nie ma pieniędzy ani na wojnę, ani na kolonizację.
Dodajmy także długotrwałość wysiłku nad opanowaniem zawojowanego kraju. Francja pacyfikowała Maroko przez 28 lat. Trypolitania (Libia), zabrana Turcji przez Włochy w r. 1911, została ostatecznie podbita dopiero w roku 1929, gdy gen. Rodolfo Graziani – obecny dowódca wojsk włoskich w Ogadenie – zdobył Fezzan.
Także i skarby naturalne Abisynii stoją pod dużym znakiem zapytania. Handluje ona kawą, bawełną, skórami niewyprawionymi, kością słoniową, drzewem kauczukowym. Ale tak nafta i węgiel, jak złoto, srebro i platyna zaliczają się raczej do dziedziny legend afrykańskich. Nikt tych bogactw do tej pory nie oglądał. Handel zagraniczny Abisynii wykazuje cyfry niższe od cyfr Albanii, która w tej mierze stoi na ostatnim miejscu w Europie. Do wszystkich swych przedwojennych kolonii w Afryce Niemcy grubo dopłacały i to samo czeka Włochy w Abisynii.
Awantura abisyńska potrzebna była Mussoliniemu dla celów wewnętrzno-krajowych. Jeszcze przed dziesięciu laty zapowiadał on „rok napoleoński faszyzmu”. W pustyniach i stepach Afryki szuka dla siebie wieńców laurowych.
Ale nieszczęsna młodzież włoska znajduje tam nie rozległe obszary kolonizacyjne i nie niezmierzone bogactwa naturalne, lecz groby wśród piasków pustyni. Sen o wielkim imperium dawnego Rzymu pozostanie nieurzeczywistniony, bo przeszłość nigdy nie zmartwychwstaje. Pozostanie tylko krew na piaskach pustyni.
Adam Ciołkosz
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w tygodniku „Tydzień Robotnika” nr 1/1936, 5 stycznia 1936 roku. Był to wysokonakładowy tygodnik wydawany przez Polską Partię Socjalistyczną, funkcję redaktora naczelnego pełnił Zygmunt Zaremba. od tamtej pory tekst nie był wznawiany, poprawiono pisownię wedle obecnych reguł.