Tadeusz Hołówko
Episkopat agitujący
[1918]
Gdy przed narodem polskim staje tyle zagadnień epokowego znaczenia, nie chcieliśmy wysuwać na plan pierwszy i zaogniać sprawy kleru. Dotychczas i duchowieństwo jakoś specjalnie jako całość w politykę się nie angażowało. Widocznie przeszkadzały rozbieżne orientacje polityczne. Obecnie jednak cały episkopat całej Polski solidarnie występuje przeciwko nam, socjalistom, wydając orędzie do ludu polskiego, które jest zwykłą partyjną endecką odezwą przedwyborczą.
Episkopat rzucił nam wyzwanie, wypowiedział nam walkę.
Kler chce nadal prowadzić lud na pasku, nadal chce go tumanić i nadal chce go trzymać w jarzmie obszarników, fabrykantów i spekulantów. Kler wyraźnie i niedwuznacznie stanął po stronie klas posiadających, stanął w obronie ich przywilejów i nadal chce, aby Polska pozostała pańską i szlachecką.
Nie mieszamy się do spraw religii. Niech każdy wierzy tak jak wierzy. Człowiek wierzący niech idzie do kościoła i tam się modli. Nikt z nas nie targnie się na dom modlitwy, gdzie ludzie wierzący ze swoją duszą rozmawiają. Jeżeli kto chce się spowiadać, niech się spowiada. I nikt z nas, gdyby nawet już istniał ustrój socjalistyczny, nie odważyłby się zabronić księdzu zasiadać w konfesjonale.
Jesteśmy sami ludźmi wiary. Socjalizm jest dla nas religią, religią miłości bliźniego, religią walki z krzywdą społeczną. Jako ludzie wiary, szanujemy wiarę każdego innego.
I tego jak się modlą w kościele i kto się modli, nigdy nie będziemy kontrolowali ani temu przeszkadzali. Niech ksiądz odprawia swe praktyki religijne dla tych, którzy tego pragną.
Ale wara, wara jeżeli ksiądz staje się partyjnym agitatorem w sutannie, jeśli wychodzi na plac miejski i zaczyna brać udział w walkach politycznych.
Niech arcybiskup Kakowski ma jakie chce przekonania, niech wysyła telegramy dziękczynne nie tylko do cara, lecz i do chana bucharskiego, niech składa wizyty nie tylko Wilhelmowi i nie tylko przed nim się płaszczy, lecz nawet i przed gubernatorem Kamerunu – to jego rzecz, jego przekonań politycznych i godności osobistej.
Ale wara mu występować na arenę polityczną z tytułu arcybiskupiego. Może cały episkopat pouczać robotnika i chłopa o tym, jakie pacierze winien odmawiać i jakie posty zachowywać, może wypełniać wszystko, co należy do zakresu Kościoła, do czego jedynie jest powołanym każdy biskup z osobna i wszyscy razem, lecz nie wolno episkopatowi wpływać na robotników i chłopów, aby wybierali wrogów swoich interesów.
Episkopat staje tu wyraźnie po stronie szlachty i kapitalistów, z których sam wyszedł po większej części, z którym związany jest tysiącami nici.
Drogo Polska zapłaciła już za rządy kleru. Inny byłby los Polski, gdyby nie rządził w niej możnowładca biskup Oleśnicki, którzy przeszkodził Polsce zawrzeć sojusz z husyckimi Czechami, innymi tory poszedłby rozwój ducha i myśli polskiej, gdyby Zygmunt August zdobył się na utworzenie narodowego kościoła. Nie znalibyśmy wówczas epoki obskurantyzmu i ciemnoty, którą spowodowali w Polsce w XVII wieku jezuici. Nie mielibyśmy hańby posiadania takich biskupów jak Massalski, dla których lud polski miał tylko jedną nagrodę – latarnię.
I oto dziś episkopat ma zamiar Polskę nadal trzymać w kajdanach obskurantyzmu i niedoli. Tak, niedoli i nędzy.
Bo oto niech robotnik i jego żona wiedzą, że episkopat polski nie chce, aby wielki przemysł był upaństwowiony. Niech wiedzą, że Kakowski, Łosiński, Przeździecki i inni biskupi chcą, aby nadal węgiel polski w Zagłębiu Dąbrowskim i na Śląsku, aby polska nafta w Borysławiu, należały do niemieckich, wiedeńskich, francuskich, belgijskich, żydowskich i polskich bankierów, lecz nie do polskiego ludu pracującego, nie do tych, którzy w krwawym pocie te skarby z ziemi polskiej wydobywają. Niech chłop polski wie, że biskup książę Sapieha, sam wielki obszarnik, Mańkowski, Bilczewski, Teodorowicz i wszyscy inni biskupi, którzy sami mają tyle majątków własnych, kościelnych i klasztornych, nie chcą, aby była wywłaszczona wielka i średnia własność ziemska i oddana w ręce ludu pracującego, bo to jest grzeszne „pragnienie posiadania cudzego”. Oto okazuje się, że dla biskupa księcia Sapiehy jest grzechem, aby ziemia od różnych książąt i hrabiów Lubomirskich, Branickich, Sapiehów, Radziwiłłów i innych arystokratów została odebrana i oddana ludowi polskiemu, jej prawowitemu posiadaczowi. Nie wiem, czy byliby mi wdzięczni chociażby ci Braniccy, gdybym zaczął tu opowiadać, jakimi drogami ich przodkowie doszli do swych fortun. I czy dużo znajduje się dziś w Polsce rodów magnackich, które by z jasnym czołem mogły wyjść na plac i publicznie opowiedzieć ludowi, na jakiej to drodze, za jakie to zasługi, tyle ziemi i tyle bogactw znalazło się w rękach ich przodków. I to ma być zbrodnią, że ziemia polska wróci do tych, do których należała przed stuleciami, do tych, którzy sami na niej pracują.
Episkopat posuwa swój zapał w obronie wielkiej własności do tego, że pochwala przewrót „chleborobów” na Ukrainie, którzy, zaagitowani przez niemieckich agentów, obwołali obszarnika Skoropadskiego hetmanem. Dlaczego tylko nie mówią, jak dziś chłop ukraiński naprawia swój błąd.
Biskup Mańkowski, sam obszarnik na Ukrainie, mógłby wiele ciekawego w tej materii powiedzieć.
Cały episkopat, niby to słudzy boży, których ust kłamstwo nigdy nie powinno skalać, dopuszcza się zwykłego kłamstwa, aby nas, socjalistów, zohydzić. Upewniają mianowicie lud, że odbierzemy ziemię nawet najdrobniejszemu właścicielowi – włościaninowi. Stary kawał, panowie biskupi. Dziś już lud na takie kawały nie da się nabrać. Oto istotnie przypuśćmy, że nam świta ukryta myśl odebrania ziemi nawet małorolnemu. Więc dziwna rzecz – dziś wywłaszczamy obszarników i oddajemy ziemię bezrolnym i małorolnym, a jutro od nich odbieramy. Moi drodzy panowie, jak już wdaliście się z nami w polemikę agitacyjną, to pozwólcie nam szczerze odpowiedzieć, że 10-20 tysięcy obszarników potrafimy wywłaszczyć, ale jak wywłaszczyć kilkanaście milionów chłopów miłujących swój zagon, tego ani ja, ani żaden inny socjalista nie będzie mógł powiedzieć. I gdyby nawet nam przechodziła taka myśl przez głowę, to musielibyśmy się jej wyrzec, jako na wskroś głupiej i wariackiej.
Wariatami nie jesteśmy. Chcemy, aby ziemia odebrana od obszarników stała się własnością całego narodu i była oddawana tym, którzy chcą pracować na niej, i na tak długo, póki będą na niej pracowali, ale że to nic nie ma wspólnego z odebraniem ziemi od chłopów, to biskupi dobrze sami wiedzą. No ale jak puścili się na tory endeckiej agitacji, to mówią taką samą prawdę, jak zawodowy endecki agitator.
I naprawdę szczerze jestem naszym biskupom wdzięczny za ich orędzie do ludu. Lud polski sam przeczyta to orędzie i zrozumie, kto istotnie dobrze mu życzy: czy my, socjaliści, czy biskupi, broniący interesów magnatów.
Lepiej by uczynił ksiądz Kakowski, gdyby mówił pacierze za zdrowie tego biurokraty moskiewskiego, który wywindował go na arcybiskupie krzesło w Polsce, zamiast puszczać się na niebezpieczne fale polityki.
To zaprowadzi do tego, że Sejm ustawodawczy wyłoni komisję do zbadania tych zalet i zasług wielu z dzisiejszych biskupów, które pozwoliły rządom zaborczym popierać w Rzymie gorąco ich kandydatury, jako tych ludzi, którym głupie mrzonki o jakiejś tam niepodległości nigdy przez głowę nie mogły nawet przechodzić
Więc z jakiegoś tytułu ci ludzie dziś pouczają lud polski, jak on ma realizować swoją niepodległość?
Tadeusz Hołówko
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w PPS-owskim dzienniku „Robotnik”, nr 373 z 29 grudnia 1918 roku (wydanie poranne). Od tamtej pory nie był wznawiany, poprawiono pisownię według obecnych reguł. Na potrzeby Lewicowo.pl przygotował Przemysław Kmieciak.
- Kategorie:
- Publicystyka
- Religia i etyka
- Teksty