Jan Józef Lipski
Codzienny wstyd
[1991]
Gdy przed wojną chłopcy ze Stronnictwa Narodowego i Obozu Narodowo-Radykalnego rozbijali kastetami i pałkami głowy swych kolegów Żydów na wyższych uczelniach całej Polski, nie oszczędzając przy tym dziewczyn („prawdziwy mężczyzna” ze szczególną satysfakcją bije kobietę), gdy „nieznani sprawcy” podpalili zimą żydowski sierociniec w Otwocku, a na sali sejmowej odezwał się głos aprobujący zamordowanie nożem przechodnia Żyda po antysemickim odczycie ks. Trzeciaka – Maria Dąbrowska napisała swój słynny artykuł „Coroczny wstyd” w związku z burdami urządzanymi co roku w akademickich miastach Polski w rocznicę śmierci studenta Wacławskiego, który podczas awantury antysemickiej w Wilnie dostał w głowę kamieniem. Artykuł był szlachetny w treści, a napisany był znakomitą prozą Dąbrowskiej. Zawierał jednak błąd w tytule. Wstyd był codzienny.
Od wielu lat coraz częściej widzi się na murach antysemickie napisy i ulotki. Początkowo budziło to sensację: Jak to, antysemityzm w kraju, gdzie hitlerowcy wymordowali miliony Żydów? I to w dodatku antysemityzm bez Żydów! Goście ze świata ze zdziwieniem oglądają napisy w przejściach podziemnych: „Żydzi do gazu!”, „Jude raus!”, co brzmi już lepiej, bo w języku SS i Hitlera. Codzienny wstyd. Goście patrzą na nas współczująco: „On należy do narodu dzikusów!”.
Słowo „Żyd” zaczyna być używane jako obelga. Plotka, że ktoś jest żydowskiego pochodzenia staje się walnym argumentem wyborczym. Na czole niechcianego kandydata wypisuje się Gwiazdę Syjonu. Łatwo można usłyszeć w taksówce, w tramwaju lub gdziekolwiek: „Jak ma być dobrze, gdy rządzą nami Żydzi?”. Uczciwy człowiek słysząc, że sam jest Żydem, bądź że to tyczy jego kolegi – nie może i nie powinien prostować, bo znaczyłoby to, że pochodzenie żydowskie może kogoś plamić.
Tym bezkarniej szaleje kłamstwo używane w celach politycznych.
Od lat celowała w tym bezpieka. Jak zwykle, gdy trzeba było ratować czy to imperium carów, czy imperium bolszewickie – padało hasło: „Bij Żyda! Spasaj Rassiju!”. A dziś widzimy obok siebie, we wspólnym froncie, antysemitów z bezpieki i PZPR – oraz antysemitów z naszego polskiego, rodzimego Ciemnogrodu.
„Antysemityzm polski nie jest groźny! Polacy nigdy nie chcieli Żydów wymordować!”. Jest to swego rodzaju program minimum: wszystko można zaakceptować póki nie ma morderstwa. Ale Polska zna pogromy – i przed wojną i po wojnie. Choćby Kielce. I polskiemu antysemityzmowi nieobcy jest program eksterminacji Żydów:
„Nalewki czekają dezynfekcji, całe domy, bloki, ulice trzeba burzyć. I wrzątku nie żałować, bo to wszystko brudne, zaplute, zażydzone i parszywe. A jeśli te wszystkie czarne republikany, karaluchy, demokraty chałatowe i pluskwy zechcą rozejść się po całej stolicy – dam jeszcze jedną radę: otoczyć Nalewki wysokim murem”. Tak pisano w „Falandze”, organie Bolesława Piaseckiego, na pięć lat przed tragedią getta warszawskiego.
Niedawno koło przystanku autobusowego, gdzie często stoję, zobaczyłem plakaty ze znakiem „Falangi” (kanciasty, uproszczony rysunek ręki trzymającej miecz). Narodowe Odrodzenie Polski. Piękna tradycja, szkoda mówić!
Papież Jan Paweł II może sto razy powiedzieć, co myśli o antysemityzmie, modlić się przy tablicy z hebrajskimi napisami, odwiedzić uroczyście synagogę. Ciemnogród wie swoje.
Najwyższy czas by Kościół w Polsce energicznie przeciwstawił się nowej fali antysemityzmu. PPS nigdy nie pozostawiała cienia wątpliwości, co sądzi o antysemityzmie, zwalczała go zawsze i zwalczać będzie.
Jan Józef Lipski
Powyższy artykuł ukazał się w „Robotniku” PPS nr 1/8394, styczeń 1991. Od tamtej pory nie był wznawiany. Na potrzeby Lewicowo.pl tekst udostępnił i opracował Cezary Miżejewski.