Rafał Biernacki
Autentyczna poezja nie potrzebuje karty tożsamości [Władysław Broniewski]
Juliusz Mieroszewski, tuż po śmierci Broniewskiego w 1962 r., pisał w paryskiej „Kulturze”: O polityce, materializmie historycznym, Marksie, Engelsie, Leninie – Broniewski nie miał pojęcia. Był szlacheckim radykałem – bywało takich wielu – urzeczonym mitem rewolucji. To była żeromszczyzna, a nie PZPR. Był w tym absolutnie szczery i polski do ostatniego grama szpiku w swych mocnych kościach. Był polski w stu procentach we wszystkich wadach i zaletach .
***
Urodził się 17 grudnia 1897 r. w Płocku. Data jest znacząca, jeśli uświadomimy sobie, że był o 20 lat starszy od pokolenia Kolumbów. Los pozwolił mu spojrzeć na II Rzeczpospolitą z większego dystansu. Mógł dostrzec wyraźniej, jak w istocie słabym, miałkim, bezideowym byliśmy społeczeństwem, ile było różnic nie do pogodzenia, jak wiele potrafiliśmy zniszczyć zanim coś zdążyło powstać. 6 listopada 1918 r. notuje w „Pamiętniku”: Zirytował mnie dzisiejszy wiec. Co za bydło! Hurrapatriotyzm połączony ze zwierzęcym antysemityzmem – oto treść uczuć nurtujących przeciętnego obywatela akademickiego .To wszystko sprawi w przyszłości, że będzie bardziej krytyczny i przenikliwy wobec polskich realiów społeczno-politycznych niż jego młodsi rodacy, koledzy i towarzysze broni.
W jego domu rodzinnym żywe były tradycje niepodległościowe. Kult powstania styczniowego oraz poległych w nim członków rodziny nie tylko ukształtował radykalny wręcz patriotyzm Broniewskiego, ale też wywarł przemożny wpływ na styl i dominujące motywy jego poezji. Echa tej tradycji będą wyraźne do końca życia, choć oficjalna propaganda zrobi wiele, aby obowiązujące interpretacje twórczości szły w zupełnie innym kierunku.
Edukacja patriotyczna, która trwała nie tylko w domowym zaciszu, ale przede wszystkim w murach polskich szkół, gdzie w zaborze rosyjskim od 1905 r. można było znów mówić po polsku, umożliwiła Broniewskiemu podjęcie pierwszej, niezwykle odważnej, samodzielnej decyzji życiowej. 8 kwietnia 1915 r. wraz z grupą płockiej młodzieży wyruszył do Legionów Piłsudskiego. Sam Broniewski pisze po kilku latach w „Pamiętniku” pod datą 29 maja 1919 r.: Szczęśliwie to, że to bydło zwane „płocką inteligencją” ni mnie już ziębi ni parzy. /.../ Witali tu wczoraj hallerczyków: z kwiatami itd., itd., przełożona Rościszowska miała przemowę po francusku (sic!) i mecenas Baliński, a jakże, i jeszcze tam ktoś; myślałem sobie, że inaczej wyglądał nasz odjazd do Legionów cztery lata temu: dranie! omal kamieniami za nami nie ciskano, wyklęci byliśmy w „opinii publicznej”. Pies ich mordę lizał – oni teraz wojsko polskie witają – tfu!...
Nastąpiła dwuletnia epopeja legionowa, zakończona w 1917 r. kryzysem przysięgowym i internowaniem młodego Broniewskiego w obozie w Szczypiornie. Po 5 miesiącach wypuszczony na wolność, powraca do działalności konspiracyjnej w POW oraz zdaje maturę i w październiku 1918 r. zapisuje się na Wydział Filozoficzny Uniwersytetu Warszawskiego. Na skutek wydarzeń listopadowych i przekazania Piłsudskiemu stanowiska Naczelnika Państwa, Broniewski wstępuje do odrodzonego Wojska Polskiego. Bierze udział w wojnie polsko-bolszewickiej. Odznaczony Srebrnym Krzyżem Orderu Wojennego Virtuti Militari oraz czterokrotnie Krzyżem Walecznych, w opinii współtowarzyszy broni zasługiwał na wiele więcej. Czytając „Pamiętnik” można odnieść wrażenie, że grał ze śmiercią w kości. Skrupulatnie odnotowuje kolejnych zabitych znajomych i krewnych a sam zdziwiony, że żyje, pisze: Tłukłem się na wszystkich frontach czwartego pułku, teraz od początku prawie jestem w polu i jakoś szlag mnie nie chce trafić .
***
Ten młody, dzielny oficer pierwszej linii, żarliwy patriota, jednocześnie był zadeklarowanym i świadomym lewicowcem. Kilka miesięcy wcześniej, w momencie listopadowego przesilenia, ujawnia się radykalizm przekonań Broniewskiego. Pierwsze dni i tygodnie Niepodległej to uzewnętrzniane z coraz większą siłą różnice ideowe. Endecja oskarża Naczelnika Państwa o bolszewizm i zaprowadzenie bez zgody sejmu republiki socjalistycznej. PPS-Frakcja Rewolucyjna organizuje manifestację uliczną na Krakowskim Przedmieściu, 20-letni Broniewski jest wśród uczestników, śpiewa „Na barykady” i „Czerwony Sztandar”. Sprecyzował już, po jakiej stronie chce się opowiedzieć na froncie polskich sporów ideowych. Będzie przez całe życie wierny tym młodzieńczym ideałom. I nigdy nie przestanie być gorącym patriotą, czynnie manifestującym przywiązanie do Ojczyzny.Pomimo zasług wojennych i awansów (był najmłodszym kapitanem w armii), nie wybrał kariery wojskowej, która stała przed nim otworem. Z pewnością ważne były jego polityczne zapatrywania, ale nie można przecenić wielkiej potrzeby tworzenia, jaką ujawniał od najmłodszych lat szkolnych. Armia była dla niego po prostu za ciasna. Nie potrafiłby znieść ograniczenia wolności myśli, działania i wrodzonej spontaniczności. Nie miał wątpliwości, że w czasie pokoju jego miejsce jest gdzie indziej.
***
Kończy studia i nawiązuje kontakty z literatami. Trzeba pamiętać, że w pierwszych latach Polski Niepodległej było to środowisko dynamiczne, młode, wykształcone i nade wszystko postępowe, jak się wtedy mawiało. Postępowość ta polegała przede wszystkim na żywym angażowaniu się w polityczne spory po stronie sił demokratycznych, czyli szeroko pojętej lewicy, od centrystów i socjaldemokratów po komunistów.W miarę upływu lat i przejęcia władzy przez prawicę, co wyraźnie zaostrzyło spór polityczny w Polsce, środowisko to radykalizowało się i wielu jego przedstawicieli, także Broniewski, schodziło coraz bardziej na lewo. Proces ten trwał przez pierwsze lata II Rzeczpospolitej i był bardzo charakterystyczny dla tego okresu, również za sprawą powstania pionierskiego w historii „państwa robotników i chłopów”.
Broniewski nie ukrywał fascynacji Nietzschem i poetami rosyjskimi, zwłaszcza Błokiem i Majakowskim. Interesował się twórczością Rimbauda i Barbusse’a. Na bieżąco czytywał współczesną poezję polską, szczególnie skamandrytów i awangardę, a także futurystów. Młody Broniewski debiutuje tomikiem „Wiatraki” w 1925 roku. Jest to debiut udany, ale trochę spóźniony w stosunku do grupy „Skamandra”, której członkowie byli jego rówieśnikami. Jednak mroczne, rozliczające się z przeszłością wiersze, takie choćby jak „Młodość”, zwróciły uwagę:
Roztapiała się młodość brudnym, mokrym śniegiem, dławiły dni pochmurne, jak robactwo żarły, i już mi chłodne były jesienne noclegi, i z umarłymi byłem sam na pół umarły…
…Kowalski – rozerwany granatem, Ignaczak – cztery kule w pachwinie, Nowak – od szrapnela, Marciniak – kula w piersi… Pamiętam jak patrzał i skamlał umierając: „Wody… przyjaciele…”
Bracie! Ja cię napoję. Mam wodę w manierce. Ale ten marsz bez przerwy – i nigdy postoju… Ciężko. I nie wiem czy mi bardziej ciąży serce, czy na plecach tornister i dwieście naboi…
Tematy pierwszego tomu poezji Broniewskiego oscylowały wokół śmierci, beznadziei, nieuchronności ludzkiego losu. Charakterystyczny jest dekadencki, ekspresjonistyczny wręcz nastrój wielu utworów (np. tytułowe „Wiatraki”, „Śmierć”, „Cienie” czy „Ja i księżyc – transformista”). To będzie kierunek, w którym pójdzie z sukcesem w kolejnych próbach. Wątki lewicowe pojawiły się także, ale nie można uznać, że „Wiatraki” były opowiedzeniem się po stronie skrajnej lewicy.
***
To charakterystyczne, że Broniewski, angażujący się w pracę Związku Niezależnej Młodzieży Socjalistycznej, a później będący sekretarzem lewicowego pisma „Nowa Kultura”, utrzymujący bliskie stosunki z ówczesną czołówką rewolucyjnych twórców, w swojej twórczości nie składa żarliwych i jednoznacznych deklaracji przystąpienia do obozu rewolucyjnej lewicy. Wydaje się, że raziło go doktrynerstwo tych środowisk, szczególnie jeżeli chodzi o poglądy na sztukę, jej formę, treść, ograniczenia narzucane twórcy.Nieprzypadkowo tom wierszy (w zamyśle – manifest) „Trzy salwy”, opublikowany w 1925 r. wspólnie z pisarzami komunistycznymi, Stanisławem Ryszardem Stande i Witoldem Wandurskim, pokazał indywidualność Broniewskiego, jego niekłamany talent oraz umiejętność nawiązywania do tradycji literackiej. Na tle mniej uzdolnionych, ale przede wszystkim traktujących sztukę ideologicznie współautorów, okazał się poetą ideowo zdeklarowanym, lecz twórczo wolnym i samodzielnym. A nade wszystko wiernym wewnętrznemu głosowi, który inspirował jego liryczne i często bardzo intymne utwory. Pięknie wyraża te różnice Broniewski w dość głośnym w owym czasie utworze „Przyjacielu, los nas poróżnił...”, w którym pisze Wandurskiemu o nieprzekraczalnych różnicach w podejściu do twórczości:
Przyjacielu, los nas poróżnił, rozstajemy się, obcy prawie, Ty do Łodzi wracasz, ja – w próżni, w śnie zostaję, w obcej Warszawie. /.../ Znam ja radość walki codziennej i zazdroszczę ci jej, bo lekka, bo mi ciąży i krwawi we mnie pieśń, tęsknota i ból człowieka. /.../ Przyjacielu, czemuś nie pojął, skąd krew pieśni i moc jej czerpię? – Jeśli wierszem staję do boju, wierszem kocham i wierszem cierpię.
Znaczące, że w tym okresie utwory Broniewskiego pojawiają się w „Skamandrze” i „Wiadomościach Literackich”. Świadczy to o braku doktrynerskiego podejścia i o dużej niezależności intelektualnej. Świadomie poddawał się krytyce środowisk literackich, dla których podłoże ideowe utworów było drugorzędne. Krytyce, dodajmy, najczęściej przychylnej i nobilitującej młodego poetę. Zostaje także sekretarzem redakcji „Wiadomości Literackich”. Jego kontakty z czołówką ówczesnych polskich pisarzy i poetów nie ograniczają się jedynie do spraw służbowych. Przez talent, wyrazistość i bezkompromisowość staje się jednym z nich.
***
Broniewski funkcjonuje w środowisku lewicowym, ma tu mnóstwo przyjaciół, utrzymuje kontakty nawet z pracownikami konsulatu, a później ambasady radzieckiej, która położona była niedaleko jego mieszkania. Te kontakty pozwolą mu na spotkania z Włodzimierzem Majakowskim. Na prywatnych wieczorach autorskich Majakowskiego w Warszawie był Broniewski, obok Aleksandra Wata, Adama Ważyka czy Anatola Sterna, jednym z bardziej zaangażowanych dyskutantów. Aktywność w komunizujących czasopismach „Dźwignia” i „Miesięcznik Literacki” pogłębia zainteresowanie nim ze strony policji politycznej. Janina Broniewska, pierwsza żona poety, wspominała: Rewizja była „bezokolicznościowa”. Czy miała być represją za „Dźwignię”, którą Władek współredagował? Grzebali w książkach, przerzucali korekty prawomyślnego Dickensa, który wyglądał w szpaltach jak długie proklamacje. Nad wypchanym listami biurkiem cywilny funkcjonariusz zasępił się wyraźnie i powiedział do kolegi: – Najgorzej to z inteligentami. U tamtego ślusarza to był kuferek pod łóżkiem. Roboty na pięć minut. A tu... Drugi poziewał wyraźnie. Mruknął: – Nie warto w te papiery zaglądać. Bomby nie znajdziemy tu, to się wi. Parabellum i Virtuti, kapitan rezerwy... Żebym ja to rozumiał – nie powiem. Wpisać do protokołu? – Po cholerę? Raz rezerwa, ma obowiązek broń mieć. Wpisuj tego Marksa i Lenina, byle było coś... – Kiedy legalne… Może ten? Po rusku? Jesienin – przesylabizował i odłożył tomik „Pugaczowa” na bok .Charakterystyczne u Broniewskiego jest to, iż jego lewicowość nigdy nie zakładała rezygnacji z przywiązania do kraju, nigdy nie nadstawiała ucha propagandzie internacjonalizmu, rozpowszechnionej w kręgach Komunistycznej Partii Polski. Ten patriotyzm kazał mu z jeszcze większym zaangażowaniem poruszać tematy społeczne, bo nie tak sobie Polskę wyobrażał, gnijąc w okopach nad Stochodem czy maszerując bez wytchnienia całe tygodnie w pogoni za bolszewikami.
***
Zaostrzająca się sytuacja w kraju, budowa przez obóz sanacyjny zrębów ustroju autorytarnego, Centrolew i kryzys brzeski, strajki chłopskie i inne protesty, kończone coraz częściej brutalnymi i krwawymi akcjami policji. W takiej atmosferze Broniewski pisze i wydaje kolejne tomiki wierszy: „Dymy nad miastem” (1927), „Troska i pieśń” (1932), „Krzyk ostateczny” (1938). Poemat „Komuna Paryska” z 1929 r. zostaje skonfiskowany przez cenzurę. Broniewski wraz z całym zespołem „Miesięcznika Literackiego” zostaje w 1931 r. zatrzymany przez policję i spędza dwa miesiące w Areszcie Centralnym. Jego liryka zaczyna wyrażać niepokój związany z nadchodzącym, przeczuwanym zagrożeniem ze strony faszyzmu. Środowiska lewicowe zaczęły zwierać szeregi. Broniewski przyjmuje rolę wieszcza, z właściwym sobie zapałem i zaangażowaniem pisze:Biada wam, ufne swej mocy babilony drapaczy chmur. Dzień straszny rodzi się z nocy. będzie głód, pożoga i mór. /.../ Lecz gdy dojmie mnie pościg odmętu głodem, ogniem, powietrzem i wojną, jak butelkę z tonącego okrętu, rzucę krzyk mój ostateczny: wolność!
Sam poeta nie przewidywał, że jego „Krzyk ostateczny” to proroctwo, które, po tysiąckroć zwielokrotnione, już niedługo zacznie się ziszczać.
***
Lata trzydzieste to, obok dynamicznych i zaangażowanych wierszy, takich jak „Cześć i dynamit” czy „No pasaran!”, również liryki bardzo osobiste, dające przedsmak jego refleksyjnej poezji powojennej. „Wiersze o wczesnej wiośnie pisane późną jesienią” to najpiękniejszy tego przykład.Żyję sobie, jestem poetą, diabli komu do tego. Łażę, depczę warszawski beton, piszę wiersze – z niczego. /.../ Hoduję radość zamarłą w ciasnych szczelinach bytu, aż przyjdzie wiosna – spazmem za gardło ściśnie, za serce chwyta... /.../ Tak wiersz z niczego powstaje, boli, raduje – z niczego... Nie śpię do rana, wstaję – diabli komu do tego. /.../ O świcie jestem znużony, patrzę w okno i milczę. Wtedy mi ciąży najmilsze, smutne spojrzenie żony...
Parzy stopy warszawski beton, i jest w tym wierszu coś złego... Żyję sobie, jestem poetą, diabli komu do tego.
***
Przychodzi rok 1939 i „Bagnet na broń”. Być może po latach niezliczonych PRL-owskich akademii „ku czci” nie jesteśmy w stanie docenić w pełni jego rytmu, jego siły, tego dynamitu, który w nim zapisano. Ale wiosną „roku pamiętnego” był najgłośniejszym zawołaniem, najdonioślejszym dzwonem budzącym rodaków w obliczu nieuchronnego już zagrożenia. To czyste poetyckie mistrzostwo! To odezwa do narodu pisana wierszem, to prawdziwa pieśń bojowa. Utwór dał początek bogatej liryce wojennej, nie tylko samego Broniewskiego, ale i innych poetów tworzących w tym okresie, stał się sztandarem tej poezji. Jednocześnie pokazuje, jak wierny był Broniewski swoim przekonaniom: lewicowca i gorącego patrioty.Są w ojczyźnie rachunki krzywd, obca dłoń ich też nie przekreśli, ale krwi nie odmówi nikt: wysączymy ją z piersi i z pieśni. Cóż, że nieraz smakował gorzko na tej ziemi więzienny chleb? Za tę dłoń podniesioną nad Polską – kula w łeb!
Podczas ogłoszonej jeszcze w sierpniu mobilizacji nie został powołany. We wrześniu wyrusza na rowerze w poszukiwaniu swojego 1 pułku piechoty Legionów. W Warszawie pozostawia byłą żonę Janinę, córkę Ankę oraz obecną towarzyszkę życia, Marię Zarębińską i jej córkę Majkę, z którymi mieszkał od 1938 r.
42-letni Broniewski, zawsze wysportowany i krzepki, doskonały pływak i rowerzysta, jak rasowy kolarz przemierzy trasę z Warszawy przez Lublin, Lwów do Tarnopola. W kampanii wrześniowej nie wystrzeli już jednak żadnego naboju.
***
Trafił do sowieckiego Lwowa, gdzie zaczyna zapisywać kolejną heroiczną kartę patriotycznego życiorysu. Od początku oddaje na usługi polskiej sprawy swój wielki talent poetycki. Powstają słynne wiersze „Syn podbitego narodu...” i „Żołnierz polski”, gdzie poeta odreagowuje traumę klęski wrześniowej. Ale są też celne i ostre fraszki, które recytują wszyscy w „wyzwolonym” Lwowie:Byłby Grunwald i Płowce Gdyby nie te bombowce I gdyby nie te czołgi, Które przyszły znad Wołgi .
Jak wspominają niektórzy, nie chciał zostać koncesjonowanym „przywódcą” społeczności polskiej we Lwowie, w czym zastąpiła go Wanda Wasilewska. To wszystko nie uszło uwagi ani bolszewikom, ani nacjonalistom ukraińskim. Broniewski jest solą w oku okupanta. W efekcie 23 stycznia 1940 r. w wyniku prowokacji zostaje wraz z grupą innych polskich literatów aresztowany pod zarzutem chuligaństwa.
Przetrzymywany w sowieckich więzieniach we Lwowie i w Moskwie, w końcu trafia do Saratowa. Nigdy nie stracił ducha i swą postawą wielokrotnie dawał wsparcie współwięźniom. Aleksander Wat wspomina, że Broniewski umieszczony na pięć dni w sowieckim karcerze, przez ten czas chodził po celi wojskowym krokiem i wyśpiewywał na całe gardło wszystkie pieśni legionowe, jakie znał. Wypuszczony na mocy amnestii w sierpniu 1941 r., od razu zgłasza się do formowanego wojska polskiego. Jego wiersz „Rozmowa z historią” lapidarnie i z charakterystycznym dla niego sarkazmem podsumowuje ten czas:
Bo skoro na całym świecie, jak nie wojna to stan wojenny – Historio powiedz mi przecie: po diabła tu kiblujemy?
Rewolucyjny poeta ma zginąć w tym mamrze sowieckim?! Historio, przecież to nietakt, ktoś z nas po prostu jest dzieckiem!
Zostaje korespondentem pisma „Polska”, wydawanego przez Ambasadę Polską w Kujbyszewie. I choć w tym czasie w Kujbyszewie przebywali działacze koncesjonowanego Związku Patriotów z Wandą Wasilewską paradującą w mundurze sowieckiego pułkownika, Broniewski nie ma żadnych wątpliwości, gdzie jest jego miejsce. Odzywa się w nim stary wiarus, chce dostać przydział do jednostek liniowych. Otrzymuje go, ale trudny charakter i scysje podczas ewakuacji z ZSRR sprawiły, iż droga frontowa podczas tej wojny nie była mu pisana. Zostaje redaktorem technicznym dwutygodnika wojskowego „W drodze” z siedzibą w Jerozolimie.
***
Powstają wówczas piękne wiersze, pisane w Palestynie i wydane w 1943 r. w tomiku „Bagnet na broń”. Przeżycia ostatnich lat, rozstanie z najbliższymi, dramat września, więzienie i później gorzkie rozczarowanie sowieckim komunizmem sprawiły, że Broniewski poczuł się bardzo zagubiony. Jego zaangażowanie lewicowe zawsze było bardziej szczerą i impulsywną reakcją na spotykaną niesprawiedliwość i krzywdę niż spójnym światopoglądem, podbudowanym ideologicznie. Teraz sam stłamszony przez sowieckie samodzierżawie, świadomy ogromu zbrodni dokonywanych pod czerwonymi sztandarami, czuł, że nie ma żadnego punktu zaczepienia. Teraz już tylko chce wracać do Polski, chce ją jeszcze raz zobaczyć. W wierszu „Mniejsza o to” czuć zupełną rezygnację:A co mnie to tam obchodzi, jak w Ameryce rodzi, jaka w Anglii jest demokracja i co Roosevelt je na kolację.
Ja chcę kiedyś na Żoliborzu usłyszeć jak szumią topole i jak świerszcze ćwierkają w zbożu, i jak śpiewa niezżęte pole, /.../ a potem – niech już Sikorski o Polsce stanowi z Kotem... Ja po prostu chcę wrócić do Polski, mniejsza o to co będzie potem.
Kolejny tomik wojennych wierszy ukazuje się w 1945 r. i nosi tytuł „Drzewo rozpaczające”. Trudno o bardziej zwięzłe podsumowanie tematów, które zawiera. Broniewski, coraz bardziej tęskniący za krajem, ciężko przeżywa jego krwawą okupację. Do tego dochodzi aresztowanie drugiej, ukochanej żony Marii przez gestapo i wiadomość o jej śmierci w Auschwitz. Nie sposób wymienić wszystkich wartościowych wierszy z tego okresu, tak wiele ich powstało, wspaniałych, smutnych i refleksyjnych. Choćby „Ballady i romanse”, „Middle East” czy „Sen”.
Broniewski nie popada jednak zupełnie w melancholię i nadal wspiera walkę najlepiej, jak potrafi: pisząc wiersze. Strofy „Monte Cassino” drżą i pulsują tym samym co przed laty rytmem, zaangażowaniem i odwagą:
Nasze granice naszli znienacka, słupy graniczne zewsząd zrąbali... Idzie Kresowa, idzie Karpacka w dymie eksplozji, w huku batalii. /.../ Idzie Karpacka, idzie Kresowa, walą armaty, trzeszczą spandauy. Tu nam nie ujdzie, tu się nie schowa wróg uzbrojony w broń doskonałą. Idzie Kresowa, idzie Karpacka, każda bojową chrzęszcząc maszyną. My was znajdziemy, choć po omacku, w Monte Cassino! W Monte Cassino!
***
Koniec wojny zastał go w Palestynie. W czerwcu 1945 r. wyjeżdża do Anglii. Nie wraca od razu do Polski, do której przecież tak tęsknił w wierszach. Jednak w listopadzie okazuje się, że Maria Zarębińska przeżyła Oświęcim i jest w Łodzi. Decyzja wydaje się oczywista: Broniewski natychmiast wraca, żeby być z rodziną. Ogromna radość, że żyje ta, którą uśmiercił już w swoich wierszach, trwa jednak krótko. Maria, wycieńczona kacetem, pomimo wyjazdu na leczenie do Szwajcarii, umiera w 1947 r.Broniewski jest pokonany przez los i bezbronny wobec całej machiny propagandowej, jaka uruchamia się w kraju. Staje się powoli sztandarem, plakatem, twarzą nowej władzy. Jego życiorys i twórczość redukuje się do lewicowych poglądów i wierszy o tematyce robotniczej. Z twórcy poezji rewolucyjnej przeistacza się powoli w poetę piszącego wiersze pełne poparcia dla nowego ustroju. Wiersze przez to słabe, mdłe, bez wewnętrznej siły, niezdolne do poderwania odbiorców. Jest tego zupełnie świadomy, ale zbyt słaby, żeby oprzeć się pokusom i przywilejom, jakie zapewniają mu komuniści. Pieniądze, splendory, willa, kontakty – to wszystko sprawia, że Broniewski nie widzi możliwości i nie chce zerwać z nowym ustrojem.
Pogłębiają się jego problemy z alkoholem, od którego nigdy nie stronił. Butelka wódki staje się jego nieodłącznym towarzyszem. Nie było w nim fałszywej skromności. Uwielbiał wieczory autorskie i świetnie recytował własne wiersze. Choć później był niemal cały czas zamroczony alkoholem, nie zrezygnował z tych spotkań, które trwały praktycznie do końca jego życia. Wszyscy, którzy go znali, a było ich bardzo wielu, podkreślali bezpośredni sposób bycia i bardzo życzliwy stosunek do ludzi.
W 1949 r. pisze poemat „Słowo o Stalinie”. Do końca nie można mieć pewności, czy było to świadectwo jego serwilizmu, czy też naiwności. Najpewniej pychy, czystej, mocnej, pychy twórczej, do której się zawsze przyznawał, i która nigdy nie wprowadzała go w zakłopotanie. Uważał ten poemat za bardzo dobry warsztatowo. Zresztą nie tylko on. Znani poeci, jego znajomi, mieli podobne zdanie. Antoni Słonimski pisał w swoim „Alfabecie wspomnień”: Poezja Broniewskiego wytrzymała próbę czasu i pomimo początkowych szykan i przejść ponurych doczekała się sławy i uznania oficjalnego. Rytm, fraza jego strofy ma wszelkie zalety estradowe. Jest to poezja niejako wojskowa, oparta na rozkazach i wskazaniach. Celna i oszczędna, oparta raczej na asonansach niż na rymach. Świetne rzemiosło pozwoliło mu na zamówienie napisać dobrze zły poemat.
Po tajnym referacie Chruszczowa, Broniewski z bólem wycofał „Słowo o Stalinie” z publikowanych zbiorów swoich wierszy.
***
W 1951 r. wydaje kolejny tomik zatytułowany „Nadzieja”. Okazuje się, że zwrot w kierunku liryki przeżyć wewnętrznych, podniesienie do rangi tematu swojej melancholii, smutku i poczucia zagubienia – ratuje jego poezję. Powstają utwory chwytające za serce szczerością, jak „Do umarłej” czy „Bezsenność”.Ostatni akord jego tragicznego i barwnego życia rozpoczął się 1 września 1954 r. Tego dnia nagle umiera ukochana córka Anka. Do dzisiaj nie ma pewności, czy śmierć miała podłoże samobójcze, czy była tylko nieszczęśliwym wypadkiem. Broniewski przeżył załamanie nerwowe. Aż do śmierci będzie pisał refleksyjne wiersze – współczesne treny skierowane do zmarłej. Jednym z najpiękniejszych jest „Firanka”:
Otworzyłem okno, a firanka pofrunęła ku mnie, jak Anka w trumnie.
Biała firanka, błękitne zasłony, zaszeleściło... O! pokaż mi się od tamtej strony! Jesteś? Jak miło!...
Jak miło... jak miło... jak strasznie, moja miła... Ja już chyba nie zasnę... Firanka?... Czy tyś tu była?
Jeszcze w 1956 r. zbiera wiersze w jeden tom zatytułowany „Anka”. Jeszcze dokonuje przekładów, jeszcze otrzymuje nagrody, ale ma świadomość, że życia zostało mu coraz mniej. Gaśnie z pełną świadomością, choć zamroczony alkoholem, w którym nieustannie topił dosięgające go tragedie. Umiera 10 lutego 1962 r.
***
Cytowany już Mieroszewski tak pisał dalej w paryskiej „Kulturze”: Różni ludzie, którzy nigdy nie upadli, ale również nigdy nie wznieśli się ponad przeciętny poziom – rzucają błotem na Broniewskiego za jego odę do Stalina i „kłanianie się rewolucji radzieckiej po polsku czapką do ziemi”. Przyjaźniłem się z Broniewskim i wolałbym, aby owych wierszy nie napisał. /.../ Polacy marzą o wierszach wykutych z marmuru i w chwili śmierci gotowych do umieszczenia na cokole. Faktem natomiast jest, że wielcy poeci przeważnie nie są intelektualistami, są natomiast słabi, bezkrytyczni, wpływowi, życiowo niezaradni. /.../ Pamiętam – choć już chyba upłynęło ponad dwadzieścia lat od owej letniej jerozolimskiej nocy, kiedy Broniewski czytał nam w swoim pokoju „Kasztan”. Słyszałem wówczas ów wiersz po raz pierwszy. Chłodny dreszcz trząsł mną jakby wiatr skądś powiał, wstydziłem się tej reakcji przed samym sobą, bo wydawała mi się aintelektualna i prymitywna. Ale czy poezja, która starsza jest od nauki i uładzonego intelektu – nie ma jakichś powiązań z tym, co w nas jest pierwotne i pierwsze? Dlatego autentyczna poezja nie potrzebuje karty tożsamości. Odbiorca natomiast wie czy jest tą, za którą się podaje. Wielka poezja liryczna Broniewskiego przetrwa. I żadna „lokomotywa dziejów” nie zdoła jej stratować .Rafał Biernacki
Powyższy tekst pierwotnie ukazał się w piśmie „Obywatel” nr 1(45)/2009.